W epoce realnego socjalizmu nie było bezdomnych i bezrobotnych - przynajmniej według oficjalnych danych, ale na mieszkanie, na które podobno było stać każdego, czekało się latami. Dziś własne M można kupić bez większego problemu. Z tym, że nie każdego na to stać.

Przed wyborami w 1989 nie było firm deweloperskich, jakie znamy obecnie, a największym "deweloperem", choć nie bezpośrednio, było państwo. Rynek zdominowany był przez spółdzielnie mieszkaniowe wspierane właśnie przez państwo, które nieodpłatnie przekazywało tereny pod inwestycje realizowane za fundusze pochodzące z preferencyjnych kredytów. Przystępując do takiej spółdzielni, obywatel wpłacał niewielką zaliczkę na poczet wkładu spółdzielczego prawa lokatorskiego i czekał latami na własne M, bo kolejka oczekujących była gigantyczna.

Pomimo zaangażowania państwa w budowę mieszkań w 1988 r. deficyt mieszkań, będący różnicą między ogólną liczbą gospodarstw domowych a liczbą zamieszkanych mieszkań, był bardzo duży. Według danych GUS w roku poprzedzającym pierwsze częściowo wolne wybory na 11,97 mln gospodarstw domowych przypadało 10,71 mln zamieszkałych mieszkań, co daje niedobór ok. 1,25 mln lokali.

>>> Czytaj też: Z użytkowania wieczystego we własność. Soboń: Najwyższa bonifikata obejmie (prawie) wszystkich [WYWIAD]

W 1989 r. polskie zasoby mieszkaniowe były na poziomie 10,9 mln mieszkań, a przeciętna liczba osób przypadająca na jedno mieszkanie wynosiła 3,42.

Reklama

Po wyborach z 1989 r. i urynkowieniu budownictwa sytuacja się zmieniła. Na początku lat 90. XX wieku pojawiły się pierwsze prywatne spółki budowlane. Z biegiem lat liczba deweloperów rosła, przejmując dużą cześć rynku, podczas gdy budownictwo spółdzielcze wygasało.

Od momentu, gdy Polacy zaczęli sami finansować budowę własnych czterech kątów, rynek mieszkaniowy wystrzelił. W 2017 r. zasoby mieszkaniowe sięgały 14,4 mln lokali, czyli o ponad 32 proc. więcej niż w roku transformacji, a przeciętna liczba osób przypadająca na jeden lokal spadła do 2,66. Jednak problemem stały się pieniądze.

Tak dużą inwestycję jak zakup mieszkania ciężko jest zrealizować bez kredytu. W poprzednim systemie kredyt brała spółdzielnia, a przyszły lokator spłacał swój wkład lokatorski w niewielkich ratach ujętych w czynszu. Po 1989 r. cały ciężar finansowy zaczął spadać na barki przyszłego lokatora. Aby ułatwić Polakom kupowanie mieszkań, kolejne rządy inicjowały różne programy i zachęty. W latach 1992-2001 funkcjonowała duża ulga budowlana, w ramach której można było odliczyć od podatku (do określonego limitu) wydatki poniesione na cele mieszkaniowe. W 2002 r. dużą ulgę zastąpiła ulga odsetkowa (odliczenie od dochodu odsetek od kredytu zaciągniętego na cele mieszkaniowe). Program "Rodzina na Swoim" został wprowadzony w 2007 r. Jego następcą zostało "Mieszkanie dla Młodych". Popularny MdM wystartował w 2014 r. i miał wspomóc młode osoby w zakupie pierwszego domu lub mieszkania dzięki jednorazowemu dofinansowaniu wkładu własnego udzielanego w momencie wypłaty kredytu hipotecznego. Teraz kończący się MdM ma zastąpić „Mieszkanie Plus”.

Jak widać przez 30 lat wolności wszystkie rządy nie szczędziły wysiłków i środków, aby wesprzeć Polków przy zakupie ich pierwszego M. A było co wspomagać, bo rynek nieruchomości zaczął gwałtownie rosnąć. Deweloperzy budowali i sprzedawali rekordowo dużo mieszkań, a ceny lokali szły ostro w górę. Pierwsza fala hossy przypadła na 2003 rok, gdy liczba mieszkań oddanych do użytku przekroczyła 162 tys. Kolejny szczyt przypadł na 2008 r. W tym roku do użytku oddano ponad 165 tys. lokali, a według danych NBP średnia cena transakcyjna metra kwadratowego mieszkania na rynku pierwotnym w siedmiu największych miastach (Gdański, Gdynia Łódź, Poznań Wrocław, Warszawa) w ostatnim kwartale 2007 roku przekroczyła 8 tys. zł. Obecnie trwa kolejny boom na rynku nieruchomości. Rok 2018 był czwartym z rzędu rokiem wzrostu liczby mieszkań oddanych do użytku. W ubiegłym roku oddano rekordową liczbę 185,17 tys. mieszkań, a średnia cena metra lokalu w siedmiu największych miastach wynosiła 7,4 tys. zł. Najwięcej trzeba zapłacić w Warszawie. W czwartym kwartale 2018 r. metr mieszkania w stolicy kosztował średnio 8,57 tys. zł.

W miarę jak rosła liczba nowych mieszkań, zmieniały się też statystyki dotyczące standardu przeciętnego lokalu w Polsce. W 1989 r. odsetek mieszkań wyposażonych w łazienkę był na poziomie 72,6 proc., podczas gdy w 2017 r. było to już 91,4 proc. Udział mieszkań z dostępem do bieżącej wody wzrósł z 85,1 proc. w 1989 r. do 96,8 proc. w 2017 r., a tych wyposażonych w spłukiwany ustęp z 72,6 proc. do 93,7 proc. W roku pierwszych wolnych wyborów centralne ogrzewanie zainstalowane było w 62,6 proc. mieszkań, natomiast w 2017 r. już w 82,3 proc. Najsłabiej idzie gazyfikacja, bo przed trzema dekadami gaz doprowadzony był do 49 proc. lokali, a dwa lata temu do 55,5 proc.

Trwa ładowanie wpisu

>>> Czytaj też: Deweloperka wpadła w kolejną fazę regresu

4 czerwca 1989 r. odbyły się w Polsce pierwsze po II wojnie światowej częściowo wolne wybory. Zapoczątkowały one proces przemian politycznych, który doprowadził do zmiany ustroju. W tym roku mija 30 lat od tego wydarzenia. #30LatWolności to cykl, w którym chcemy pokazać, jak na przestrzeni tych lat zmieniała się Polska. Pokażemy m.in. jaką transformację przeszły miejsca, w których żyjemy, jak zmieniało się prawo czy gospodarka. Wreszcie, jak zmieniliśmy się my sami.
ikona lupy />