Przyszły budżet Wspólnoty będzie głównym tematem drugiego dnia szczytu UE, który rozpoczął się w piątek w Brukseli po godz. 10. Dyskusje mogą być burzliwe, gdyż fińska prezydencja przedstawiła nową propozycję wieloletnich ram finansowych, która zakłada spore cięcia.

"Robimy wszystko, aby przyspieszyć negocjacje i uzyskać porozumienia w sprawie unijnego budżetu do końca roku. Nie jest to jakaś fińska obsesja, tylko robimy to, o co prosili nas unijni liderzy" - powiedziało dziennikarzom źródło w fińskiej dyplomacji.

Kwestia ta w ostatnich dniach budziła sporo kontrowersji, po tym jak Finowie przedstawili innym krajom członkowskim nową propozycję.

Zaproponowano budżet UE na poziomie 1,03-1,08 proc. dochodu narodowego brutto UE27, czyli zmniejszenie w porównaniu z ubiegłoroczną propozycją Komisji Europejskiej, zakładającą budżet na poziomie 1,114 proc. Oznaczałoby to cięcia w wysokości do 85 mld euro wobec i tak przewidującej redukcję propozycji przedstawionej wcześniej przez unijnych urzędników.

Finowie tłumaczą cięcia m.in. brexitem. "Nie ma wątpliwości, że UE opuszcza jeden z największych płatników netto, Wielka Brytania, więc budżet musi być mniejszy" - bronił propozycji jeden z dyplomantów fińskiej prezydencji.

Reklama

Źródło KE wskazało, że choć propozycja Komisji pomimo cięć zakładała, że do budżetu trafią środki z nowych źródeł, np. nowych podatków środowiskowych, to jednak wśród państw członkowskich nie ma "dużego poparcia dla tej idei".

"Wśród krajów nie ma wystarczającego poparcia dla propozycji KE. Część państw chce nawet, żeby budżet wyniósł 1 proc. DNB, i stąd chcemy znaleźć złoty środek. Dlatego przedstawiliśmy realistyczną propozycję budżetu na poziomie 1,03-1,08 proc." - dodało źródło fińskie.

Finowie twierdzą, że choć wartościowo mniej środków trafi na politykę spójności, to procentowo będzie to więcej. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że jeszcze większe ciecia niż zaproponowała KE, będą bardzo trudne do zaakceptowania dla wielu państw.

Minister ds. europejskich Konrad Szymański argumentował podczas ostatniej Rady UE ds. Ogólnych, że próbuje się stworzyć całkowicie nierealistyczną konstrukcję, "w ramach której próbuje się zrobić znacznie więcej za znacznie mniej i dokonywać oszczędności w politykach, które są ważne dla ponad połowy państw członkowskich UE". "Na takie porozumienie nie ma tutaj zgody" - podkreślił.

Z kolei szef Rady Europejskiej Donald Tusk podkreślał w rozmowie z dziennikarzami w czwartek, że mowa jest na razie o wstępnej propozycji fińskiej. Zaznaczył, że jest ona "oszczędna", bo zakłada obniżenie ogólnej kwoty pieniędzy na kolejne siedem lat, ale - jak przekonywał - nie jest to wymierzone w Polskę czy jakiś inny kraj.

"Mogę państwa wstępnie uspokoić. Ta propozycja jest punktem wyjścia do dyskusji i bardzo wiele państw, a także instytucji, zgłasza zasadnicze zastrzeżenia. KE zapowiedziała, że będzie gorąco namawiała do hojniejszego budżetu" - powiedział Tusk.

W piątek na szczycie nie zapadną żadne rozstrzygające decyzje.

Propozycja fińska zakłada też, że w budżecie znajdzie się mechanizm powiązania unijnych funduszy z praworządnością. "Wiele krajów, płatników netto nalega na to, aby to zostało zrealizowane. (...) W trakcie konsultacji żaden z krajów unijnych nie sprzeciwił się co do zasady temu mechanizmowi. Były uwagi, ale nie było sprzeciwu wobec samej idei" - wskazało źródło w fińskiej prezydencji.

Wśród krajów UE nie ma porozumienia w sprawie rozporządzenia dotyczącego powiązania dostępu do środków z przestrzeganiem zasad praworządności. Zaproponowany przez KE instrument miałby chronić unijną kasę przed "ryzykiem finansowym związanym z uogólnionymi brakami w zakresie praworządności w państwach członkowskich". Narzędzie to ma umożliwić zawieszanie i zmniejszanie finansowania ze środków UE lub ograniczenie dostępu do nich.

Na szczycie może też wrócić dyskusja na temat rozpoczęcia rozmów akcesyjnych z Albanią i Macedonią Północną. W nocy z czwartku na piątek mimo kilku godzin rozmów przywódcom krajów UE nie udało się przekonać prezydenta Francji Emmanuela Macrona do zgody na otwarcie negocjacji akcesyjnych dla obu tych państw.

Francja blokowała rozpoczęcie rozmów z oboma państwami, natomiast w sprawie Albanii niechętne były także Dania i Holandia. Szef holenderskiego rządu Mark Rutte przekonywał w czwartek, że unijni liderzy wrócą do tej kwestii na szczycie, jednak nie zaznaczył na którym. Z kolei premier Finlandii Antti Rinne powiedział dziennikarzom, że "być może" sprawa wróci podczas piątkowych rozmów na szczycie.

>>> Czytaj też: USA nałożyły na UE karne cła na dobra warte 7,5 mld dolarów. Będzie odwet?