„Obserwator Finansowy”: Jak przekształcił się światowy handel w wyniku konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, a wcześniej pandemii? Jak te dwa i pół roku zmieniło świat pod tym względem?

Paweł Gąsiorowski: Przed pandemią obserwowaliśmy duże rozproszenie łańcuchów dostaw. Tak znaczne, że czasami odbiorcy mogli nie zdawać sobie sprawy, gdzie jest wytwarzany konkretny element produktu i jakie czynniki produkcji są potrzebne do jego powstania. Pandemia, a później wojna Rosji z Ukrainą zaburzyły łańcuchy dostaw do tego stopnia, że czasami nawet nie wiadomo było, którego elementu i gdzie zabraknie. Teraz możemy się spodziewać przesunięcia pewnych krytycznych obszarów albo elementów łańcuchów dostaw ponownie bliżej produkcji. Należy przemyśleć, co nie powinno podlegać outsourcingowi, by zapewnić ciągłość produkcji oraz bezpieczeństwo kraju. Przypuszczam, że nastąpi pewna konsolidacja w ramach zaufanych, sprawdzonych sojuszy i z zaufanymi partnerami. Doświadczenia nauczyły nas, że konieczne jest zweryfikowanie partnerów handlowych.

Coraz częściej słyszymy, że żywność, energia, surowce mogą być narzędziem prowadzenia wojny. Konflikt rosyjsko-ukraiński pokazuje, że działania wojenne można prowadzić konwencjonalnie i przy użyciu środków gospodarczych, ekonomicznych.

Jak najbardziej. To jeden z rodzajów amunicji wykorzystywanej przez stronę rosyjską. Należało się tego spodziewać.

Reklama

Czy zatem procesy globalizacyjne, które pozwoliły na redukcję kosztów, i nasza postawa okazały się krótkowzroczne? Czy w ten sposób globalizacja pokazała swoje mroczne oblicze?

Nie sądzę. Globalizacja, czyli integracja coraz większej liczby krajów w proces produkcji, de facto w proces wytwarzania dobrobytu, jest korzystna dla wszystkich. Jak pamiętamy z podstaw ekonomii dotyczących korzyści komparatywnych, każdy kraj produkuje to, w czym jest najlepszy, i dzięki temu osiąga porównywalne korzyści. Myśląc o gospodarce, cały czas trzeba pamiętać o jej społecznym charakterze. Wzrost gospodarczy wynika nie tylko z naszych głębszych kieszeni. Dzięki niemu wiele osób wychodzi z biedy. Włączenie Chin w światowy system produkcji spowodowało wyciągnięcie z ubóstwa mnóstwa ludzi. Dzięki globalizacji poprawia się dobrobyt światowy. Na świecie wciąż jednak bardzo dużo ludzi głoduje i jest wyłączonych z globalnego procesu produkcji. Należy więc pamiętać, po pierwsze, o społecznym aspekcie globalizacji, czyli umożliwieniu krajom, które były poza centrum produkcji i rozwoju gospodarczego, wyjścia z ubóstwa, po drugie, o osiąganiu korzyści komparatywnych, po trzecie, o oszczędnościach wynikających z niższych cen produktów.

Nieuczciwe wykorzystanie przewagi konkurencyjnej albo taktycznej jest krótkotrwałą strategią. Długotrwały, stabilny rozwój jest możliwy tylko przy relacjach partnerskich.

Czy państwa Zachodu nie oduczyły się jednak pracy, przenosząc swoją produkcję do biedniejszych krajów, i czy w dłuższej perspektywie nie spowoduje to, że mogą stać się obiektem szantażu?

Nie zgodziłbym się z tym stwierdzeniem. W założeniach w globalnym podziale pracy każdy zajmował się czymś innym, robił to, w czym jest najlepszy i do czego miał największe kompetencje. Można powiedzieć, że Zachód, rozwijając swoje technologie oraz przemysł, tworzył bazę wiedzy, którą dzielił się z innymi państwami. Dzięki temu mogły one wytwarzać produkty, które były najbardziej konkurencyjne. Oczywiście odejście od tak głębokiej globalizacji będzie powodowało pewien wzrost kosztów wytworzenia poszczególnych produktów.

Trzeba jednak pamiętać, że outsourcing zakłada przede wszystkim partnerskie stosunki, integrację procesu produkcyjnego w głównej fabryce z zakładami współpracującymi. Należy w taki sposób poukładać przepływ informacji w łańcuchu produkcji, żeby proces produkcyjny przebiegał sprawnie. Nieuczciwe wykorzystanie przewagi konkurencyjnej albo taktycznej jest krótkotrwałą strategią. Długotrwały, stabilny rozwój jest możliwy tylko przy relacjach partnerskich.

Czy w świecie zglobalizowanym, a jednocześnie podzielonym na pewne bloki polityczno-gospodarcze, taka współpraca jest możliwa?

Wydaje mi się, że tak.

Czy zatem jest prawdopodobne istnienie kilku bloków, które niejako odseparują się od siebie?

Istnieje duże ryzyko, że tak będzie. To oczywiście nie odbędzie się bez kosztów. Wyeliminowanie albo rozdzielenie tych obszarów współpracy nie będzie korzystne dla nikogo.

Jakie to może mieć skutki w perspektywie kilku czy kilkunastu lat? Czy wrócimy do sytuacji sprzed 100, 150 lat, kiedy globalizacja raczkowała?

Okres, który mieliśmy przed pandemią, trochę przypominał czasy przed I wojną światową, gdy władcami wielkich mocarstw byli kuzyni. Wszyscy się dobrze znali, dobrze współpracowali, do pewnego momentu. Prawie sto lat zajęło przywrócenie poprzedniej równowagi.

La belle époque nagle się skończyła. Mamy do czynienia trochę z powtórką z tamtego okresu.

Trochę tak. Możemy jednak uczyć się na doświadczeniach z czasów po I i II wojnie światowej: jak odbudowywano współpracę gospodarczą między krajami, bez powodzenia po I wojnie światowej i na ile skutecznie po II wojnie światowej, co mogliśmy zaobserwować, patrząc na proces pojednania pomiędzy Francją a Niemcami. Kraje, które walczyły ze sobą od stuleci, nagle chciały współpracować. Potrzebni byli do tego niesamowici politycy: Robert Schuman, Willy Brandt, który, jak pamiętamy, w grudniu 1970 r. podczas wizyty w Warszawie oddał hołd pomordowanym, klękając przed pomnikiem Bohaterów Getta. Czy zobaczymy taki gest ze strony naszych wschodnich sąsiadów, tych dalszych sąsiadów? Bardzo bym chciał to kiedyś zobaczyć.

Czy obecne sankcje nałożone na Rosję bardzo jej szkodzą? Pojawia się coraz więcej głosów, że Rosja paradoksalnie może na nich korzystać.

Na sankcje moim zdaniem trzeba patrzeć w dłuższym okresie. Ich celem powinno być przekonanie tych, którzy mają wpływ na władze w Rosji, do zmiany kursu. Nie należy się spodziewać efektu w ciągu kilku miesięcy. Skutki sankcji powinniśmy zobaczyć w momencie, w którym dotkną one kluczowych technologii dla Rosji, gdy wyczerpią się możliwości jej rozwoju technologicznego. To musi trochę potrwać.

Skutki sankcji powinniśmy zobaczyć w momencie, w którym dotkną one kluczowych technologii dla Rosji, gdy wyczerpią się możliwości jej rozwoju technologicznego. To musi trochę potrwać.

Boimy się zimy – to teraz takie publicystyczne i realne stwierdzenie. Jaka ta zima może być?

Zacytuję tu dwóch autorów. Carlos Ruiz Zafón mówi, że „strach jest oznaką rozsądku, bo tylko skończeni głupcy niczego się nie boją”. Ale z drugiej strony William Faulkner powiedział: „Kiedy człowiek boi się coś zrobić, wtedy wie, że żyje. Ale kiedy człowiek nie robi czegoś tylko dlatego, że się boi, to wtedy jest martwy”. Nie możemy się bać odważnych decyzji. Nie możemy się bać rozbójników, bo w przeciwnym razie będziemy pod ich wpływem.

Krótko mówiąc, nie mamy innego wyjścia?

Nie mamy!

Autor wyraża własne opinie, a nie oficjalne stanowisko NBP.

Dr Paweł Gąsiorowski, doradca kierujący Wydziałem UE i Analiz Międzynarodowych w Departamencie Stabilności Finansowej NBP