Pandemia koronawirusa wywróciła świat inwestycji do góry nogami. Nie chodzi tylko o skalę realizowanych projektów inwestycyjnych, ale wręcz o rewizję dotychczasowych modeli biznesowych, opierających się przede wszystkim na obniżaniu kosztów wytwarzania poprzez przenoszenie istotnych elementów składowych produkcji tam w świecie, gdzie robocizna lub surowce są tańsze. Wobec wyraźnie nasilających się obecnie w wielu krajach nastrojów protekcjonistycznych, inwestycje takie mogą okazać się znacznie utrudnione albo nieopłacalne.

Na ryzyko to zwraca uwagę opublikowany w czerwcu doroczny raport (World Investment Report 2020) Konferencji Narodów Zjednoczonych ds. Handlu i Rozwoju (UNCTAD). Specjaliści UNCTAD przewidują, że globalna wielkość bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ) zmaleje z 1,54 biliona dolarów w 2019 r. do mniej więcej 900 mld dolarów, najniższego poziomu od 2005 r. W porównaniu z rekordowym 2015 r. (ponad 2 biliony dolarów) będzie to spadek aż o 60 proc. Przyszły rok wcale nie będzie pod tym względem lepszy, spodziewać się należy dalszej 5-10 proc. redukcji BIZ. Poprawy można oczekiwać nie wcześniej niż w 2022 r.

ikona lupy />
Napływ bezpośrednich inwestycji / obserwatorfinansowy.pl

Zastopowane inwestycje, odwołane transakcje

Reklama

Pierwszą reakcją największych przedsiębiorstw na świecie na wybuch pandemii koronawirusa i wprowadzenie administracyjnych restrykcji ograniczających możliwość jego rozprzestrzeniania się ponad granicami krajów (lockdown) było zastopowanie realizacji projektów inwestycyjnych. Ponad połowa kosztów inwestycji ponoszonych jest z wypracowanych wcześniej zysków. Tych w tym roku nie będzie, a dalsze perspektywy są niepewne.

Ofiarami stają się obecnie zwłaszcza duże transakcje fuzji i przejęć innych firm (M&A). Raport UNCTAD wskazuje liczne tego przykłady. Już 20 marca kanadyjski holding Alimentation Couche-Tard (właściciel m.in. obecnych na polskim rynku stacji benzynowych Circle K) wycofał się z przejęcia za 5,9 mld dolarów rafinerii Caltex w Australii. W tym samym czasie amerykańska sieć magazynów Public Storage Inc. zrezygnowała z planów przejęcia za 1,2 mld dol. National Storage, firmy o podobnym profilu w Australii.

W kwietniu niedomagający nie tylko z powodu koronawirusa amerykański Boeing wycofał się z planów zakupu za 4,2 mld dolarów trzeciego co wielkości producenta samolotów w świecie, brazylijskiej firmy Embraer. Również w kwietniu holenderski holding firm konsumenckich Cooperatief – od zdrowia i urody po elektronikę – zaniechał planów akwizycji za 1 mld dol. (za pośrednictwem swojej zależnej spółki w USA Pacific Village Group) nowozelandzkiej firmy usług finansowych Metlifecare. Wprowadzony przez Chiny lockdown zatrzymał też realizację planu przejęcia kasyn w Australii przez Melco Resorts & Entertainment z Hongkongu, operatora podobnych obiektów w Makao.

Realizacja wielu projektów M&A została opóźniona, a nawet zawieszona nie bezpośrednio na skutek pandemii, ale w konsekwencji wyraźnie zmieniającej się – pod jej wpływem – polityki regulacyjnej rządów. Rządy i szefostwa instytucji regulacyjnych państw, w których miałoby dojść do przejęcia rodzimych firm, bardziej niż w przeszłości obawiają się obecnie zarzutów o zbyt pochopne wyrażenie zgody na sprzedaż. Dotyczy to zwłaszcza planów zakupów poprzez giełdy w sytuacji, gdy wartość akcji przejmowanych firm znacznie spadła z powodu pandemii. Przykładem takiej znacznie dokładniej „oglądanej” przez władze finansowe transakcji (w końcu czerwca zapadła ostatecznie zgoda) była akwizycja brytyjskiej firmy Deliveroo przez amerykański Amazon.

Rządy wolą nie ryzykować

Poszczególne rządy – jak glob długi i szeroki – znacznie zintensyfikowały w okresie pandemii działania regulacyjne w swoich gospodarkach. Dotyczy to także Polski i kolejnych edycji „tarcz antykryzysowych” dla biznesu. Celem jest z jednej strony pomoc rodzimym przede wszystkim przedsiębiorstwom (szczególnie mniejszym), dofinansowanie całych dotkniętych kryzysem branż (zwłaszcza linii lotniczych, m.in. Alitalii, Finnair, Lufthansy, Norwegian Air, a także sieci hoteli) i skrócenie procedur administracyjnych. Z drugiej jednak strony pojawiają się ograniczenia wykierowane w stronę potencjalnych inwestorów zagranicznych.

"Możliwość zagranicznych akwizycji zredukowała praktycznie do zera Australia"

Jako jedna z pierwszych, już w połowie marca, ograniczenia takie wprowadziła Hiszpania, zawieszając liberalne dotychczas zasady zakupu hiszpańskich przedsiębiorstw. Pod koniec marca Komisja Europejska ograniczyła możliwości inwestowania przez rezydentów spoza UE w europejskich firmach zajmujących się ochroną zdrowia. Kilka dni później możliwość zagranicznych akwizycji zredukowała praktycznie do zera Australia. Na początku kwietnia rząd Włoch dodał do listy strategicznie ważnych, a więc chronionych przed przejęciem sektorów firmy finansowe i ubezpieczeniowe. Wyłączono je tym samym spod możliwości prywatyzacji z udziałem kapitału zagranicznego.

Restrykcje inwestycyjne posypały się w całym świecie. Indie, które dopiero co zezwoliły na zagraniczne inwestycje w tamtejszych kopalniach węgla, wprowadziły w połowie kwietnia nakaz uzyskania zgody rządu na wszelkie inwestycje finansowane przez inwestorów z państw graniczących z tym krajem. Jak się można domyślać chodzi głównie o Chiny. Kanada z kolei ograniczyła możliwości inwestowania – zwłaszcza dla firm z państwową własnością innych krajów – w branżach związanych ze zdrowiem.

Dalsze ograniczenia nastąpiły także w Europie. Francja objęła dodatkową ochroną firmy biotechnologiczne; posiadanie ponad 10 proc. ich akcji wymaga zgody agencji rządowej. Podobne ograniczenia wprowadziły Niemcy, gdzie ochroną przed wykupem akcji objęte zostały wszystkie firmy zajmujące się badaniami, rozwojem i produkcją szczepionek i wielu innych medykamentów. Zaostrzone procedury dla zagranicznych inwestorów wprowadziły także Węgry.

Zyskają dostawcy położeni bliżej

Można obawiać się, że wprowadzane ograniczenia dla zagranicznych inwestycji nie będą miały charakteru przejściowego, a przynajmniej krótkotrwałego. Sam biznes po doświadczeniach pandemii także będzie korygował swoją dotychczasową strategię outsourcowania produkcji tam, gdzie jest ona przede wszystkim tańsza. Eksperci UNCTAD spodziewają się, że najbliższa dekada będzie czasem szukania bliżej zlokalizowanych poddostawców i skracania wydłużanych w erze globalizacji łańcuchów dostaw. Pomagać w tym będzie przyspieszenie automatyzacji najbardziej pracochłonnych czynności produkcyjnych, co zredukuje w przyszłości znaczenie jednej z głównych przyczyn przenoszenia produkcji do odległych krajów – niższych kosztów pracy.

ikona lupy />
Łańcuchy dostaw / obserwatorfinansowy.pl

Zmieniać się będzie w konsekwencji geografia inwestycji i rozwoju gospodarek, w tym zwłaszcza przemysłu. Ucierpią na tym przede wszystkim słabo rozwinięte kraje afrykańskie, azjatyckie i latynoamerykańskie, które swoją strategię rozwoju opierały dotychczas na próbie znalezienia, a potem stopniowego umacniania swojego miejsca w łańcuchach dostaw wielkich globalnych koncernów. To proces, który już się rozpoczął. W ocenie UNCTAD spadek poziomu inwestycji silniej dotknie kraje rozwijające się niż rozwinięte.

Najbardziej podatnymi na takie zmiany dziedzinami gospodarczymi będą te, które mają obecnie najbardziej wydłużone – w sensie geograficznego dystansu – łańcuchy dostaw. Z raportu UNCTAD wynika, że najbardziej predestynowaną do zmian może okazać się elektronika. Produkcja w tej dziedzinie podzielona jest średnio na 2,6 odrębnych faz, realizowanych w oddaleniu sięgającym przeciętnie aż 2990 kilometrów. W nieznacznie jedynie mniejszym stopniu „rozkooperowana” jest po świecie produkcja samochodów, maszyn, chemikaliów a nawet tekstyliów. Dlatego właśnie te dziedziny wytwarzania najsilniej ucierpiały na skutek wielotygodniowego zamknięcia granic i zaburzeń w transporcie.

Pozycja Polski na światowej mapie bezpośrednich inwestycji zagranicznych nie jest szczególnie znacząca. Według danych UNCTAD do Polski napłynęło w 2019 r. 13,22 mld dolarów (25 miejsce w świecie, nie licząc rajów inwestycyjnych: Brytyjskich Wysp Dziewiczych oraz Kajmanów) kapitału inwestycyjnego, liczonego wraz z reinwestycjami osiągniętych w Polsce zysków. To o 726,4 mln dol. mniej niż rok wcześniej. Zgodnie z danymi NBP podawanymi w naszej rodzimej walucie do Polski napłynęło w 2019 r. 50,8 mld zł bezpośrednich inwestycji zagranicznych.

Niezależnie od tego czy liczyć w dolarach, czy w złotych skala bezpośrednich inwestycji zagranicznych w naszym kraju to mniej niż 1 proc. światowych inwestycji transgranicznych. Znaczenie naszego kraju jako miejsca lokowania kapitału inwestycyjnego może jednak wzrosnąć, jeśli sprawdzą się przywidywania UNCTAD, że wielkie koncerny europejskie będą – po doświadczeniach pandemii – szukać albo kreować nowych poddostawców może nie tak tanich jak na końcu świata, ale znacznie bliżej położonych geograficznie. Polska może na tym zyskać.