W poniedziałek PKO BP poinformował o planach wypłaty z zysku netto za 2008 rok 2,88 zł dywidendy na akcję, co oznacza, że do akcjonariuszy trafiłby prawie cały zeszłoroczny zysk netto banku, który wyniósł prawie 2,9 mld zł. A jednocześnie bank, który zapowiadał rozwój akcji kredytowej, której bezpieczeństwo miało gwarantować niewypłacanie dywidendy, chce podnieść kapitały przeprowadzając emisję o wartości do 5 mld zł.

Polityczna dywidenda PKO BP

Wtorek zaczął się od ostrego protestu wicepremiera i ministra gospodarki Waldemara Pawlaka, który oświadczył wręcz, że będzie na wtorkowym właśnie posiedzeniu rządu przekonywał premiera do zatrzymania wypłaty dywidendy. Pawlak najpierw oświadczył w pierwszym programie Polskiego Radia, że jest zdumiony rekomendacją zarządu, a potem dodał: „ w moim przekonaniu to jest bardzo niebezpieczne dla systemu bankowego, bo to może skłaniać zagranicznych właścicieli do wyprowadzenia, do transferu kapitałów z Polski". I ostrzegł premiera Donalda Tuska, żeby nie akceptował dywidendy, bo… to może zagrozić jego szansom w wyborach prezydenckich.

Z kolei prezes NBP Sławomir Skrzypek zwołał we wtorek specjalną konferencję prasową właśnie związaną z planami PKO BP. Także bankowi centralnemu rekomendacja zarządu PKO BP się nie podoba. "Narodowy Bank Polski z najwyższym niepokojem przyjął rekomendację zarządu PKO BP dotyczącą wypłaty dywidendy" - powiedział prezes NBP.

Reklama

"Rekomendacja zarządu banku PKO BP jest działaniem sprzecznym z dotychczasowymi wysiłkami Komisji Nadzoru Finansowego i NBP, które nakierowane były na zwiększenie kapitałów w bankach. Jest to również posunięcie sprzeczne z rekomendacjami KNF, która zwracała uwagę na bezwzględną potrzebę zachowania zysków w bankach" - powiedział Skrzypek we wtorek na konferencji prasowej.

Prezes NBP zaapelował do premiera Donalda Tuska, by "w imię dobrze rozumianej dbałości o wzrost gospodarczy i stabilność sektora finansowego podjął wszelkie niezbędne kroki, aby zysk PKO BP przeznaczyć w całości na podwyższenie kapitałów".

Można było się spodziewać

Już w poniedziałek Komisja Nadzoru Finansowego wydała specjalny komunikat, w którym podkreśliła, że „posiadanie silnej bazy kapitałowej staje się w obecnej sytuacji podstawą do rozwoju akcji kredytowej, dlatego zatrzymanie zysków i rezygnację z wypłaty dywidendy przez banki jest działaniem antycyklicznym, wpisujące się w wysiłek na rzecz łagodzenia skutków kryzysu. Taka operacja, w odróżnieniu od innych form zasilania banku w kapitał, jest najprostszą, najmniej kosztowną, dającą pewność i natychmiastowy efekt metodą wzmocnienia kapitałów”.

To jednak był tylko wstęp – Urząd Komisji dodał w komunikacie, że „w warunkach podwyższonego ryzyka działalności żaden bank nie może sobie pozwolić na osłabianie siły kapitałowej”. Z prostego powodu – „nawet czasowe zmniejszenie funduszy własnych instytucji, która ma znaczący udział w rynku, ogranicza jej zdolność od udzielania kredytów i w istotny sposób wpływa na akcję kredytową w całym sektorze”. Można więc założyć, że KNF prognozuje, iż PKO BP nie będzie mógł udzielać kredytów w takich skali, jak dotychczas chciał.

Poważniejsze kwestie znalazły się w dalszej części komunikatu. Nadzór przypomniał, że jeśli zarząd i akcjonariusze nie zastosują się do zaleceń KNF, ponoszą pełną odpowiedzialność za sytuację banku – tak nadzór pogroził Skarbowi Państwa, który wciąż jest większościowym udziałowcem (51,24 proc. akcji) PKO BP. Dalej UKNF przypomina, choć nie wymienia bezpośrednio PKO BP, że bank o za niskim kapitale może być przedmiotem szczególnego zainteresowania nadzoru, a nawet można mu postawić wymóg przedstawienia planu naprawczego. I wreszcie pogróżka dla zarządu PKO BP: „rekomendacja zarządu w zakresie wypłaty dywidendy jest istotna dla oceny rękojmi członków zarządu banku”.

Kto z kim się spiera i kto komu grozi

Pojawiły się interpretacje, według których na wypłatę dywidendy naciska resort finansów szukający pieniędzy dla budżetu. Resort skarbu twierdzi bowiem, że propozycja dywidendy nie jest jego pomysłem i w dodatku wcale nie musi jej zaakceptować na walnym. Jeszcze w poniedziałek wiceminister skarbu Joanna Schmid mówiła, że decyzja o wypłaceniu dywidendy zapadnie wtedy, gdy z powodzeniem zostanie przeprowadzona emisja akcji. Tyle że walne zgromadzenie akcjonariuszy PKO BP zwołano na 30 czerwca, a trudno zakładać, że do tego czasu udałoby się przeprowadzić emisję akcji. Tym bardziej, że dopiero walne ma przegłosować emisję do 650 mln akcji serii D. Dopiero potem bank mógłby złożyć do KNF prospekt emisyjny. No chyba, że wypłatę dywidendy przesunięto by na drugą połowę roku.

Wygląda więc na to, że ministerstwo skarbu i zarząd PKO BP nie uzgodniły swoich wersji. Prezes Pruski mówił podczas poniedziałkowej konferencji prasowej, że zarząd bierze pod uwagę, że dywidenda zostanie wypłacona jeszcze przed przeprowadzeniem emisji. Wówczas współczynnik wypłacalności banku „przejściowo” znalazłby się poniżej poziomu 11 proc. A taki właśnie bezpieczny współczynnik PKO BP chce utrzymywać.

Chyba więc prezes Jerzy Pruski znalazł się między młotem a kowadłem. Od dość dawna po rynku krążą pogłoski, że ma nawet nie tyle politycznych, co resortowych przeciwników. Do tego, jak można sądzić, nawiązał Waldemar Pawlak, który w radiu publicznym oświadczył: „zawsze postrzegałem prezesa Pruskiego jako osobę bardzo niezależną, bardzo stanowczą, o skrystalizowanych poglądach, ale być może były na niego wywierane jakieś naciski” .

A PKO BP traci w budżetowej burzy

Pomysł dywidendy nie spodobał się ani analitykom, ani rynkowi. Wood&Co obniżył rekomendację dla akcji banku z "trzymaj" do "sprzedaj". Rekomendację obniżyła też Nomura z "kupuj" do "neutralnie". Z kolei wycenę dla PKO BP obniżył ING Groep. Skala tej obniżki jest duża, bo 43 proc., z 23,8 zł za akcję do 13,5 zł.
Już na poniedziałkowej sesji kurs akcji PKO BP spadł o 5,4 proc. We wtorek spadki trwają i cena jest najniższa od dwóch miesięcy. Z 20 blue chipów wchodzących w skład WIG20 przed południem spadały kursy tylko czterech – w tym PKO BP, który tracił ponad 4 proc. przy kursie nieco ponad 24 zł za akcję (choć wcześniej kurs spadał nawet do 23,90 zł). W tym czasie WIG20 zyskiwał 0,7 proc.