Przyczyna tego namysłu jest więcej niż oczywista. Kiedy bez mała dwie dekady temu pojawił się w Azji pierwszy SARS, udało się uniknąć pandemii. Dlaczego? Wiadomo, że tamten wirus był wrażliwy na światło słoneczne, więc nie był w stanie tak szybko się przenosić z człowieka na człowieka. Ale jest też kwestia ekonomiczna. W ciągu dwóch pierwszych dekad XXI w. globalizacja znacząco przyspieszyła. A skoro kanałów roznoszenia choroby przybyło, to koronawirus tym razem z Chin się wydostał.
Jeszcze wczesną wiosną tego roku nikomu nie mieściło się w głowie, że można ograniczyć globalizację (zawiesić loty, zamknąć otwarte granice etc.). Nawet samo słowo „kwarantanna” utraciło znaczenie. Pochodzi ono od włoskiej liczby 40 i oznaczało liczbę dni, którą statki przybijające do portów państw-miast Italii muszą stać na redzie, by móc w końcu wyładować ludzi i towary. Fakt, że w 1347 r. w Messynie owej kwarantanny nie dochowano, dał początek epidemii dżumy, która zdziesiątkowała populację ówczesnej Europy.

Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP

Reklama