Zapytaliśmy także, jaką drogą powinien pójść PiS, gdyby rozpadła się koalicja z Solidarną Polską. Ogół badanych wskazuje w takim przypadku przedterminowe wybory jako optymalne rozwiązanie. Ale wyborcy PiS woleliby szukania nowej koalicji – z PSL lub Konfederacją i Kukiz’15. Pytanie zostało zadane w kontekście napięć po szczycie UE.
Kolejnym zakrętem po prawej stronie sceny politycznej będzie głosowanie w Sejmie zgody na finansowanie funduszu odbudowy, który ma pomóc w walce ze skutkami epidemii. W tym przypadku Solidarna Polska zapowiada, że zagłosuje przeciw. Będzie więc w kontrze do posłów PiS i Porozumienia. Tak jak posłowie Ziobry zagłosuje zapewne także Konfederacja. Reszta opozycyjnych klubów da jednak PiS pewność, że Solidarna Polska nie wywróci budżetowego porozumienia z UE.
Nie dla przyspieszonych wyborów
Na pytanie, co powinien zrobić PiS, gdyby Solidarna Polska opuściła rząd – wśród ogółu wyborców najczęstszą odpowiedzią jest przeprowadzenie przyspieszonych wyborów (47 proc.). Drugie wskazanie (23 proc.) to szukanie nowej większości z PSL lub Konfederacją i posłami Kukiz’15. Kolejne (19 proc.) – trwanie jako rząd mniejszościowy. Sytuacja inaczej wygląda wśród wyborców PiS. Tu wygrywa wariant szukania nowego koalicjanta – 44 proc., lub rządu mniejszościowego – 38 proc.
W naszym sondażu zapytaliśmy także, jak wyniki szczytu UE wpłynęły na pozycję premiera, prezesa PiS i lidera Solidarnej Polski. Z ocen zarówno ogółu badanych, jak i wyborców PiS wynika, że wygranym jest Mateusz Morawiecki. Wśród wyborców PiS blisko 60 proc. ocenia, że szczyt wzmocnił jego pozycję. W przypadku Jarosława Kaczyńskiego dominują oceny, że nie wpłynął on na jego polityczną pozycję (ponad połowa wyborców PiS). W przypadku Zbigniewa Ziobry dominują ci, którzy uważają, że jego pozycja osłabła. – To pokazuje coś, co intuicyjnie wiemy, że elektorat PiS jest bardziej umiarkowany niż liderzy formacji. Dlatego te pohukiwania Ziobry trafiają do mniejszości. Choć z drugiej strony prezes bohatersko z premierem Morawieckim rozwiązali problem, który sami wywołali – podkreśla politolog Antoni Dudek.