Sterczewski próbował we wtorek przedrzeć się przez kordon Straży Granicznej, by dostarczyć koczującym po białoruskiej stronie granicy z Polską migrantom torbę z kocami i lekami. Jego zachowanie skrytykowali politycy Zjednoczonej Prawicy. Wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk ocenił, iż poseł KO "odstawił cyrk na granicy".

Szef klubu Koalicji Obywatelskiej Borys Budka ocenił w środę w Polsat News, że "to był odruch serca" ze strony Sterczewskiego. "Franek jest osobą, która nie jest politykiem i bardzo często pokazuje swoje uczucia. Trudno się dziwić, kiedy to państwo polskie powinno pomóc - nie mówię tutaj o wpuszczaniu osób, które nielegalnie próbują przekroczyć granicę, ale tą kromkę chleba czy też lekarstwo, czy też wodę spokojnie pogranicznicy mogliby podać. Myślę, że to było motywacją posła Sterczewskiego" - przekonywał Budka.

Przyznał zarazem, że Sterczewski "wpisał się w scenariusz Alaksandra Łukaszenki", ponieważ prezydent Białorusi "takimi scenami później gra w swoich propagandowych telewizjach". "Poseł musi też pamiętać o konsekwencjach swoich działań" - dodał szef klubu KO.

Budka zapowiedział jednak, że nie przewiduje żadnych konsekwencji dla swego klubowego kolegi. "Raz jeszcze tłumaczę i rozumiem, że była to swego rodzaju bezsilność (...) Przecież poseł Sterczewski chciał po prostu podać lekarstwo i zrobił to w sposób niezbyt racjonalny, nieskuteczny" - wyjaśnił polityk PO. Zaznaczył, iż lepszym rozwiązaniem byłoby poproszenie pograniczników, by podali lekarstwa migrantom.

Reklama

Sam Sterczewski swoje zachowanie tłumaczył na Twitterze w ten sposób: "Nie wolno być obojętnym. Warto być przyzwoitym". "Jeżeli rząd natychmiast nie zacznie respektować prawa, to dojdzie do tragedii. W interesie wszystkich jest jak najszybciej zakończyć blokadę tych ludzi i rozpatrzyć ich wnioski o ochronę międzynarodową. Kończy nam się czas" - przestrzegł w kolejnym wpisie.

W Usnarzu Górnym, na granicy polsko-białoruskiej, po stronie Białorusi, od kilkunastu dni koczuje grupa cudzoziemców - osoby te nie są wpuszczane do Polski, granicę zabezpiecza Straż Graniczna i żołnierze.

Według Fundacji Ocalenie są to 32 osoby. Obcokrajowcy przekazali w środę informację, że 25 osób spośród nich jest przeziębionych, a część zgłasza poważniejsze dolegliwości zdrowotne. Jak wynika z ustaleń wolontariuszy, najpoważniejszy jest stan ok. 50-letniej kobiety, która jest w grupie wraz z dwoma nastoletnimi córkami. Imigranci twierdzą też, że nie dostali od strony białoruskiej leków. Poinformowali też, że od wtorku nie dostają jedzenia.

Po stronie polskiej trudno ocenić ich sytuację i zweryfikować te informacje; media i osoby postronne oddalone są od grupy o kilkaset metrów; mniej więcej co godzinę-półtorej zmieniają się policjanci, którzy pilnują terenu. Za nimi widać jedynie samochody wojska i SG, które są tuż przy samym pasie granicznym.