Zaangażowany w demokratyczną opozycję końca lat 60. i 70. wolny duch, nieco anarchistyczny, nieprzekupny. W piosenkach Kelusa mieliśmy i sarkazm, i kawałki jednoznaczne: „Strach w ludzkich oczach upokorzenie/ W spotniałych palcach świstki wyroków/ Pamięć odbitą na ścieżkach zdrowia” – to na pewno państwo poznali, oczywiście „Ballada o szosie E7”, utwór, by tak powiedzieć niemodnie, o sumieniu. Nawet swobodny żarcik, że „Sto kilometrów – to niedaleko/ Można się było w końcu pocieszyć/ Logicznie biorąc, mógł ktoś im spalić/ Miejski komitet w miasteczku Cieszyn”, poziomu napięcia nie obniżał.

I tak à propos palenia komitetów wczoraj i dzisiaj. Nie jest to miła prawda, ale akt przemocy sporo zmienia w głowach zarówno sprawców, jak i poszkodowanych. Za komuny płonące gmachy PZPR wyrywały władzę ze słodkiego przekonania, że wszystko ma pod kontrolą. Kiedy PiS, dekady po upadku PRL, wygrał wybory i zaczął się zachowywać jak władza, której wolno niemal wszystko, pokonani byli wstrząśnięci do głębi. Patrzyłem z rosnącym przerażeniem, jak z jednej strony przegrani byli wyszydzani przez amoralnych triumfatorów, a z drugiej strony jak przegrani dolewali oliwy do ognia, używając moralizatorskiej „propagandy demokratycznej”, niemal powstańczej.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.