Nieoczekiwany wzrost poparcia dla Konfederacji wywołał niemałe zaskoczenie wśród komentatorów. Dlaczego nieźle wykształceni i dobrze zarabiający młodzi mężczyźni chcą głosować na partię, w której programie znajdują się rozwiązania dalekie od standardów przyjmowanych w Europie? No cóż, powinniśmy być raczej zaskoczeni ich zaskoczeniem... Normalizowanie programu Konfederacji ma przecież długą historię. Powszechny dosyć pogląd, według którego jej politycy może i mają ekstrawaganckie poglądy na kwestie obyczajowe, ale są za to racjonalni w tematach gospodarczych, nie wziął się przecież znikąd, a – skądinąd elokwentni – politycy tej partii sami sobie łatki „fachowców i ekspertów” nie przykleili.

Balcerowicz nie mówi „nie”

Po pierwszej turze ostatnich wyborów prezydenckich uznawany za nadzieję środowisk progresywnych Rafał Trzaskowski stwierdził, że „jeśli chodzi o wolność gospodarczą, mamy (z Krzysztofem Bosakiem – red.) w większości takie same poglądy”. Zapewne Trzaskowski tak naprawdę nie miał pojęcia, jakie są pomysły gospodarcze tego środowiska, tylko puścił oko do elektoratu Bosaka. Przy okazji jednak dał sygnał własnym wyborcom, że oddanie głosu na Konfederację także może się mieścić w ramach nowoczesnego, liberalnego światopoglądu. Partia Tuska może za to zapłacić w najbliższych wyborach, gdyż odpływ części wolnorynkowo nastawionych wyborców KO do ugrupowania Bosaka i Mentzena jest całkiem prawdopodobny.

Pomysły gospodarcze skrajnej prawicy znajdują także ostrożny poklask ze strony poważnych dziennikarzy branżowych. Przed wyborami parlamentarnymi w 2019 r. znany publicysta ekonomiczny Maciej Samcik przyjrzał się na swojej stronie Subiektywnie o Finansach poglądom gospodarczym partii politycznych w poszukiwaniu „sensownych propozycji, które byłyby zapowiedzią budowy nowej, mądrzejszej gospodarki, doceniającej pracowitość, kreatywność i sukces”. „To straszne, ale takie propozycje znajduję głównie tam, gdzie się ich wcale nie spodziewałem” – pisał Samcik, mając na myśli właśnie program ugrupowania stworzonego przez narodowców i wolnościowców.

Reklama

„Co najważniejsze, Mentzen i Bosak sprawnie zarządzają różnicami poglądów. W ich dialogach te różnice stają się ich siłą, tworząc ożywcze intelektualnie napięcie” – napisał Paweł Musiałek, świeżo upieczony prezes Klubu Jagiellońskiego, w kwietniowym tekście „Konfederacja czarnym koniem wyborów? Podajemy 5 argumentów”.

Największym szokiem dla polskich liberałów musiała być jednak postawa Leszka Balcerowicza, który w Radiu Zet (u Bogdana Rymanowskiego) nie wykluczył, że odda swój głos na Konfederację, i stwierdził, że jej program jest według niego najbliższy ideałowi wolności gospodarczej. Były minister finansów wciąż cieszy się niemałym poważaniem w środowisku polskich liberałów, więc taki glejt ze strony Balcerowicza może wydatnie pomóc Konfederacji w łowieniu nowych wyborców w stawie Koalicji Obywatelskiej i zapewne Polski 2050.

Mit „eksperckości” Konfederacji trzyma się więc dobrze, problem w tym, że nie ma on żadnych podstaw. Pomysły gospodarcze polityków z tego środowiska są wręcz najmniej racjonalne i zdradzają przynajmniej luki w wiedzy, o ile nie zupełną ignorancję. Ewentualnie cyniczne używanie atrakcyjnych dla ucha argumentów, pomimo że ich realizacja byłaby niemożliwa lub prowadziła do katastrofy. Oczywiście brak wiedzy, nieprzygotowanie czy krótkowzroczność nie muszą być przeszkodą w uchodzeniu za eksperta... Można zdobyć łatkę fachowca, opierając się wyłącznie na robieniu odpowiedniego wrażenia, czego dowodem efektowny wzlot i upadek Ryszarda Petru. W gruncie rzeczy fenomen Bosaka i Mentzena to przypadek dosyć podobny do kariery politycznej założyciela Nowoczesnej. Oba projekty opierają się przecież na zdobywaniu popularności za pomocą wolnorynkowego populizmu, który w Polsce od lat może liczyć na kilkanaście procent wyborców.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.