Ministerstwo Sprawiedliwości postanowiło sprawdzić, jak często sprawy przeprowadzane na rozprawach i posiedzeniach jawnych odbywają się w trybie wideokonferencji. Taka możliwość dla spraw cywilnych została wprowadzona na mocy art. 15zzs1 trzeciej tarczy antykryzysowej (Dz.U. z 2020 r. poz. 875). Ba, wskazano nawet, że podczas trwania stanu epidemii zdalne procedowanie powinno być standardem, a spotkanie się wszystkich zainteresowanych w budynku sądu odstępstwem od reguły.

Dysproporcje między sądami

Odsetek spraw prowadzonych w trybie wideokonferencji w ogóle spraw odbywanych na rozprawach i posiedzeniach jawnych nie przekracza 3 proc. Ale jak słyszymy w ministerstwie, to nie jest największym kłopotem, gdyż systematycznie acz powoli zainteresowanie zdalnym prowadzeniem postępowań wzrasta.
Większym kłopotem jest to, że dostrzegalne są duże dysproporcje pomiędzy sądami. I to tych samych szczebli, gdyż – tu zaskoczenia nie ma – znacznie częściej wykorzystuje się wideokonferencje w sądach apelacyjnych i okręgowych niż rejonowych (głównie ze względu na możliwości techniczne).
Reklama
Rekord Polski należy do Sądu Okręgowego w Koszalinie – już co czwarta sprawa prowadzona jest tu w trybie wideokonferencji. Ale już w nieodległym Sądzie Okręgowym w Szczecinie – zaledwie co 20.
Dobrze jest w Sądzie Okręgowym w Tarnowie, jako że 23,93 proc. spraw to te z wykorzystaniem narzędzi do komunikacji na odległość. W pobliskim Sądzie Okręgowym w Nowym Sączu odsetek spraw w trybie wideokonferencji wynosi jednak 1,5 proc.
Ogromne różnice są też na poziomie sądów apelacyjnych. Ten we Wrocławiu co piątą sprawę załatwia z pomocą kamerek internetowych, a w Białymstoku co ósmą. Ale już w krakowskim sądzie apelacyjnym ani razu nie skorzystano z wideokonferencji, a w lubelskim – raz (co daje odsetek 0,24 proc.).
Ministerstwo Sprawiedliwości uważa, że prezesi sądów powinni zachęcać sędziów do wykorzystywania wideokonferencji. Bo raz, że jest bezpieczniejsze niż spotkanie na sali sądowej, a dwa – jest po prostu szybciej. Znacznie rzadziej spadają bowiem sprawy z wokandy, np. ze względu na chorobę świadka lub objęcie go kwarantanną.

Dwa światy, czyli gdzie są problemy, a gdzie nie

Co ciekawe, z przeprowadzonej przez nas kwerendy w sądach wynika, że te, w których często wykorzystuje się wideokonferencje, dostrzegają kłopoty, a te, w których z kamer internetowych niemal w ogóle się nie korzysta, uważają, że system działa świetnie.
Przykładowo Tomasz Kozioł, rzecznik prasowy SO w Tarnowie (jednego z najczęściej wykorzystujących wideokonferencje sądów w Polsce), wskazuje, że problemy, które zgłaszają sędziowie, dotyczą braku sprzętu (nie tyle w sądzie, co po stronie osób potencjalnie mogących uczestniczyć w takiej zdalnej rozprawie), niskiej jakości łącz internetowych (np. podczas łączenia występuje efekt rwania, zanika obraz lub dźwięk i osoba po drugiej stronie monitora informuje, że takie niestety ma połączenie internetowe), umiejętności obsługi informatycznej przez osoby, którym udostępnia się dostęp do systemu.
To, że problemy sprzętowe najczęściej dotyczą nie samych sądów, lecz stron, sygnalizowało nam także kilka innych sądów. Zdarza się, że połączenie jest nawiązywane, ale jego jakość jest na tyle zła, że trudno zrozumieć wszystkie wypowiadane np. przez świadków zdania. Trzeba wówczas podejmować decyzję, czy starać się wyłapywać każde pojedyncze słowo i powtarzać wypowiedzi po kilkanaście razy, czy jednak wezwać daną osobę do siedziby sądu.
Ale są też sądy, w których nie ma żadnych problemów. Rzecznik jednego z nich (odsetek 0,55 proc., co oznacza, że sąd jest jednym z najrzadziej korzystających z wideokonferencji sądów okręgowych) mówi nam, że „wideokonferencje są świetnym narzędziem, które wykorzystujemy często” oraz „nie dostrzegamy żadnych problemów”.
– Ministerstwo Sprawiedliwości zrzuciło kwestię wykorzystywania narzędzi do zdalnego procedowania na prezesów sądów. Stąd też mogą wynikać istotne różnice między poszczególnymi sądami: w jednych prezesi kładą na to większy nacisk, w tym na przykład organizują szkolenia, w innych zaś tego nacisku nie ma, przez co wielu sędziów i pracowników nawet nie wie, jak obsłużyć system do wideokonferencji – wskazuje sędzia Bartłomiej Przymusiński ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Dodaje jednak od razu, że w wielu sądach na pewno możliwości techniczne nadal są barierą.
– Przykładowo ja chciałbym korzystać z możliwości przeprowadzania rozpraw w trybie wideokonferencji, ale nie mogę ze względu na braki sprzętowe – mówi Przymusiński.

Barierą jest czynnik psychologiczny

Krzysztof Izdebski, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo, uważa, że największe znaczenie ma nastawienie.
– Ważny jest czynnik psychologiczny, który dotyka tak sędziów, jak i innych uczestników procesu. Ta forma to nowość, której wprowadzenie dopiero wymusiły okoliczności. Prowadzenie rozprawy w formie wideokonferencji przełamuje dotychczasowe przyzwyczajenia i wydaje się po prostu trudniejsze do zaimplementowania niż dotychczasowe procedury przeprowadzane na sali sądowej – zauważa.
W efekcie, jego zdaniem, przy jednoczesnej dość sporej dowolności w kierowaniu spraw do rozpatrzenia w formie zdalnej sędziowie i strony postępowania wolą polegać na tradycyjnych i znanych im z praktyki metodach. Bo zorganizowanie rozprawy w trybie wideokonferencji nie musi być wcale banalne.
– Wymaga np. znajomości adresu poczty elektronicznej stron i ich pełnomocników, a ci nie mieli do tej pory potrzeby, by je przekazywać. Ich ustalenie może zająć sporo czasu, który może być przeznaczony na inne działania – zwraca uwagę prawnik.
Bartosz Pilitowski, prezes Fundacji Court Watch Polska, uważa, że sądy i sędziowie zostali pozostawieni samym sobie przy wdrażaniu wideokonferencji.
– Dlatego należy przyjąć z zadowoleniem, że w całej Polsce jest tylko jeden okręg, w którym żaden sąd rejonowy nie przeprowadził ani jednego posiedzenia w tym trybie. To, że przodują sądy apelacyjne i okręgowe, nie jest zaskoczeniem. Sędziom dużo łatwiej przeprowadzić posiedzenie w trybie telekonferencji, jeśli strony reprezentowane są przez profesjonalnych pełnomocników. Znam sędziów, którzy wszystkie posiedzenia jawne wyznaczają obecnie online – mówi.
Jego zdaniem o stopniu wykorzystania wideokonferencji decyduje przede wszystkim przyjęta w sądzie, a nawet przez konkretnego sędziego, praktyka. Chociaż zgodnie z obowiązującymi przepisami wideokonferencje w sprawach cywilnych są trybem domyślnym, to – jak zaznacza Pilitowski – przewodniczący sam decyduje, czy zarządzić wideokonferencję, czy tradycyjne posiedzenie.
Ekspert zgadza się z Krzysztofem Izdebskim, że przeszkodą dla częstszego korzystania ze zdalnego trybu jest brak danych kontaktowych do stron, które nie są reprezentowane przez profesjonalnych pełnomocników.
– Złotym środkiem może być informowanie wszystkich uczestników w wezwaniach, że skład będzie na nich czekał w budynku sądu, ale jeśli tylko chcą, mogą wziąć udział w posiedzeniu przez internet. Wystarczy, że skontaktują się z sądem drogą elektroniczną z odpowiednim wyprzedzeniem i poproszą o link do transmisji. Sąd nie narzuca wtedy uczestnikom, w jaki sposób mieliby brać udział w posiedzeniu, a odpowiedni sprzęt i oprogramowanie jest uruchamiane tylko wtedy, gdy ktoś zgłosi takie zapotrzebowanie – sugeruje Bartosz Pilitowski. ©℗
ikona lupy />