Szykowany w MSWiA projekt ustawy o ochronie ludności zakłada możliwość ogłoszenia dwóch nowych stanów - pogotowia i zagrożenia. Po co taka zmiana, skoro już w konstytucji mamy trzy stany nadzwyczajne?
Nasz projekt to efekt doświadczeń, które jako państwo zebraliśmy, zwalczając kolejne kryzysy - pandemiczny, migracyjny czy związany z wojną w Ukrainie. Konstytucja RP mówi, że swobody obywatelskie można ograniczyć tylko w stanach w niej wymienionych - wyjątkowym, wojennym lub klęski żywiołowej. Ustawa o ochronie ludności ogranicza swobody obywatelskie wyłącznie w stanie klęski żywiołowej i dokładnie to w projekcie opisujemy. Niemniej chcemy, by instytucje, które będą odpowiedzialne za zwalczanie zagrożenia w stanie klęski żywiołowej, były przygotowywane zanim do niej dojdzie. To dlatego proponujemy te dwa nowe stany. Stan pogotowia polega tylko na tym, że będzie można zapewnić pracę niektórych instytucji w trybie 24/7. Pracodawca - wójt, komendant powiatowy czy szef Wód Polskich - będzie miał np. możliwość ściągnięcia ludzi z urlopów w przypadku choćby opadów, które grożą podtopieniami.
A stan zagrożenia?
Zostanie wprowadzony, gdy trzeba będzie już podjąć różnego typu działania, ale bez konieczności ogłaszania stanu klęski żywiołowej, bo jej jeszcze nie ma. Mówimy np. o sytuacji, gdy z południa na północ Polski dopiero nadciąga fala powodziowa. Stan zagrożenia pozwoli na to, żeby np. wojewoda z wyprzedzeniem wydawał samorządowcom polecenia zrealizowania określonych zadań. Od dłuższego czasu rozmawiamy o tych rozwiązaniach z samorządowcami, uwzględniliśmy wiele ich uwag, ale nasze doświadczenia mówią jasno - zwalczanie takich kryzysów jest skuteczne, kiedy robi się to działaniem wspólnym, a nie rozproszonym.
Reklama
Czyli znów coś, z czego słynie wasza ekipa - centralizacja.
Tak - w sytuacji zagrożenia. Chodzi o bardzo konkretne czynności, które samorządowi mógłby zlecić wojewoda, np. podwyższenie wałów czy przygotowanie ludzi i samochodów do ewakuacji. Podkreślam, że dajemy na to pieniądze, bo tworzymy Fundusz Ochrony Ludności, z którego będzie to finansowane. W pierwszym roku w funduszu będzie 1 mld zł, a w kolejnych latach jeden promil PKB, czyli na dziś to ok. 3 mld zł.
Tylko po co nam kolejny fundusz, poza budżetem centralnym?
Po pierwsze, będzie to fundusz budżetowy, przechodzący na kolejne lata. Po drugie, ani samorządy nie mają rezerw, które mogą szybko uruchomić, ani rząd nie ma pod ręką wystarczających pieniędzy - na dziś ma budżetową rezerwę kryzysową wynoszącą realnie zaledwie 200 mln zł. To relatywnie niewiele, biorąc pod uwagę, ile takie kryzysy kosztują. Dla przykładu na pomoc dla uchodźców ukraińskich wydaliśmy w zeszłym roku miliardy złotych.
I na sytuację kryzysową nie wystarczą stany nadzwyczajne przewidziane w konstytucji - wyjątkowy, klęski żywiołowej i wojenny?
Z powodów, które już wskazałem - nie. Korzystamy tu zresztą z przepisów starej ustawy o stanie klęski żywiołowej czy ustawy o zwalczaniu chorób zakaźnych z 2008 r., czyli z czasów PO. Ta druga ustawa mówi, że w stanie epidemii można rozporządzeniem zakazać zgromadzeń publicznych. W opinii niektórych ten obowiązujący przepis jest kontrowersyjny i są głosy mówiące o niezgodności z konstytucją.
Rozmawiali Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak