W piątek 8 kwietnia sąd okręgowy w północnym Teksasie unieważnia zezwolenie na sprzedaż mifepristonu, głównego preparatu stosowanego w aborcji farmakologicznej. Agencja ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration – FDA) zatwierdziła go w 2000 r. po żmudnej i wnikliwej ocenie. To pierwszy przypadek w historii, kiedy sędzia nakazuje wycofanie leku z rynku, wchodząc w rolę regulatora. Lekarze dostają siedem dni na przepisywanie mifepristonu pacjentkom bez obawy o konsekwencje prawne.

Gdy w mediach społecznościowych narasta oburzenie na rozstrzygnięcie z Teksasu, agencje informacyjne obiega wiadomość, że sąd okręgowy w stanie Waszyngton orzekł, że utrudnianie dostępu do mifepristonu jest niezgodne z prawem.

Obie decyzje są równorzędne i wiążące.

W czwartek sąd odwoławczy częściowo zamraża decyzję sądu w Teksasie na czas trwania postępowania apelacyjnego. Zgodnie z wyrokiem od 15 kwietnia tabletki będą dozwolone w Ameryce tylko do siódmego tygodnia ciąży. Nie będzie też można wysyłać ich pocztą jak dotychczas.

Reklama

Prawnicy spodziewają się kolejnej długiej sądowej batalii, która najpewniej skończy się w Sądzie Najwyższym.

Wyłom w prawie

Pozew przeciwko FDA o wycofanie z obrotu mifepristonu wniosła w listopadzie 2022 r. wpływowa, wyspecjalizowana w toczeniu procesów, których celem jest ukrócenie aborcji i ograniczenie praw osób LGBTQ, konserwatywno-chrześcijańska organizacja Alliance Defending Freedom (ADF). To ona zaprojektowała pierwszą w USA ustawę o zakazie przerywania ciąży po 15. tygodniu, przyjętą przez legislaturę Missisipi w 2018 r. Przepisy te nie weszły wówczas w życie. Zablokował je sąd federalny, uznając, że są sprzeczne z 14. poprawką do konstytucji (równa ochrona prawna obywateli) oraz istniejącym orzecznictwem, w szczególności wyrokiem SN w sprawie Roe vs. Wade z 1973 r., który potwierdzał konstytucyjne prawo do przerywania ciąży. W praktyce nie miało to jednak większego znaczenia. ADF ma bowiem większe ambicje niż zamienienie już i tak konserwatywnego Missisipi w proliferską oazę. Od początku chodziło o to, by modelowa ustawa stanowa sprowokowała reakcję organizacji pro-choice i stała się przyczynkiem do precedensowego postępowania sądowego, które skończy się w zdominowanym przez otwarcie sympatyzujących z religijną prawicą nominatów Donalda Trumpa Sądzie Najwyższym. Tak się stało, 24 czerwca 2022 r. – na kanwie sporu z Missisipi – SN obalił konstytucyjne prawo do przerwania ciąży. Od tamtej pory stany mają swobodę nakładania na swoim terenie wszelkich restrykcji dotyczących możliwości przerywania ciąży. Jak wynika z analizy ośrodka badawczego Guttmacher Institute, 24 z nich niemal całkowicie zakazały wykonywania aborcji (na ogół z niewielkimi wyjątkami, np. konieczności ratowania życia matki, rzadziej w wypadku, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu lub kazirodztwa).

Dla obserwatorów aborcyjnej batalii od początku było jasne, że zakwestionowanie prawa wyboru, które Amerykanki miały przez prawie 50 lat, to w najlepszym razie półmetek wieloletniej kampanii aktywistów pro-life. Ich ostatecznym celem jest bowiem nowa poprawka do konstytucji uznająca płód za osobę – ze wszystkimi wynikającymi z tego gwarancjami, w tym potwierdzeniem niezbywalnego prawa do życia. Taka konstrukcja pociągnęłaby za sobą bezwzględny zakaz aborcji w każdym przypadku. To jednak nie koniec. Jeśli płód zostałby uznany za osobę, to spożywająca alkohol ciężarna mogłaby zostać oskarżona o narażenie na ryzyko zdrowia dziecka. Pacjentka, która doświadczyłaby poronienia, mogłaby z kolei usłyszeć zarzut nieumyślnego zabójstwa, gdyby wykazano jej, że nie była wystarczająco ostrożna.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.