Dzisiejsza decyzja Rady Polityki Pieniężnej pozostaje zgodna z oczekiwaniami rynku i najprawdopodobniej kładzie kres obniżkom w obecnym cyklu. Poniżej podsumowanie skutków dotychczasowych obniżek i nasza ocena najbliższej przyszłości na rynku produktów finansowych.

Kredyty hipoteczne

Od listopada 2008 do czerwca 2009 r. Rada Polityki Pieniężnej sześciokrotnie obniżała stopy procentowe – łącznie o 250 punktów bazowych. Efektem tych działań był spadek rynkowych stóp WIBOR. Trzymiesięczna stopa, która jest podstawą oprocentowania większości kredytów hipotecznych obniżyła się z 6,80 poniżej 4,20 proc. (a więc o 260 pkt bazowych) między październikiem 2008 roku (rynek pieniężny wyprzedził działania RPP) i sierpniem 2009. W efekcie oprocentowanie kredytów złotowych, które oparte jest o stopy WIBOR mogło znacząco się obniżyć. Dla przykładu – rata kredytu hipotecznego spadła w tym czasie o 21-24 proc. Ponieważ skala zadłużenia z tytułu złotowych kredytów hipotecznych wynosi 66,5 mld PLN (dane za NBP na koniec lipca 2009 r.), to łączne oszczędności ze spadku stóp sięgają 1,8 mld PLN rocznie (150 mln PLN miesięcznie) z tytułu zmniejszonych odsetek. Z tego ponad 57 mld PLN przypada na portfel „starych kredytów”, udzielonych przed nasileniem kryzysu na rynkach finansowych (w domyśle – udzielanych z niską marżą).

W przypadku kredytów innych niż hipoteczne, trudno mówić o konkretnych oszczędnościach, ponieważ oprocentowanie wielu z nich zmieniane jest na bieżąco i arbitralnie, a spadek stóp procentowych zbiegał się w czasie ze wzrostem marż na skutek zaostrzenia polityki kredytowej przez banki.

Reklama

Zakończenie cyklu obniżek w RPP nie musi oznaczać końca spadku stóp rynkowych. Sądzimy, że stopy WIBOR - trzymiesięczna i starsze - mogą jeszcze nieznacznie spadać w miarę jak będzie poprawiała się płynność na rynku międzybankowym, pod tym jednak warunkiem, że inflacja będzie się stopniowo obniżać w kolejnych miesiącach. W dłuższym terminie (kilku kwartałów) poprawa płynności w sektorze bankowym może doprowadzić do obniżenia średnich marż dla kredytów hipotecznych, ale jednocześnie rosło będzie ryzyko wzrostu inflacji. W konsekwencji obecne oprocentowanie nowych kredytów hipotecznych może pozostać na zbliżonym poziomie przez okres roku lub dłużej.

Obligacje i fundusze obligacji

Obniżenie stóp procentowych dało też silny impuls rynkom obligacji. Ponieważ ich ceny poruszają się w przeciwnym kierunku niż rentowność (a więc ceny rosły, gdy spadały stopy procentowe) inwestorom, którzy trzymali pieniądze w funduszach obligacji udało się osiągnąć dobre stopy zwrotu. Licząc od pierwszej decyzji o obniżce stóp (27 listopada 2008 r.) do 24 sierpnia najlepszy z funduszy obligacji (Idea Obligacji Skarbowych) zarobił 19,77 proc., a przeciętnie stopa zwrotu wyniosła 7,42 proc. brutto (przed opodatkowaniem). Osiągnięcie takich stóp zwrotu w kolejnych miesiącach i kwartałach może być utrudnione, ponieważ dalszy dynamiczny spadek rynkowych stóp procentowych nie wydaje się w tej chwili prawdopodobny.

Inwestorzy wybierający obligacje detaliczne przez długi czas cieszyli się z dobrej oferty skarbu państwa. W listopadzie 2008 r. można było kupić papiery dwuletnie oprocentowane na 6,25 proc., czteroletnie na 7 proc. i 10-letnie na 7,5 proc. Obecnie ta oferta to odpowiednio 4,75, 5,75 i 6,75 proc., a więc wyraźnie mniej korzystna. Wraz z ewentualnym spadkiem inflacji i poprawą płynności w sektorze bankowym może się nadal pogarszać.

Depozyty i lichwa

Zakończenie cyklu obniżek stóp procentowych to wspaniała informacja dla instytucji zajmujących się consumer finance. Maksymalne oprocentowanie kredytów zależy bowiem od stóp Narodowego Banku Polskiego. Dokładnie jest to czterokrotność stopy lombardowej, czyli obecnie poziom 20 proc. Ostatni cykl obniżek zepchnął wysokość lichwy aż z 30 proc. Pierwsze obniżki nie miały dla banków dużego znaczenia, ale gdy maksymalne oprocentowanie spadało z 22, czy z 21 proc. to osoby odpowiedzialne w bankach za kredyty gotówkowe, czy karty kredytowe, rwały włosy z głowy. Większość banków musiała bowiem ścinać oprocentowanie swoich kart, czy maksymalne stawki dla pożyczek gotówkowych. Bankowcy skarżyli się, że przy takich poziomach oprocentowania nie mogą dobrze kalkulować ryzyka. Spodziewali się bowiem, że osłabienie gospodarcze pogorszy spłacalność kredytów, a to powinno zaowocować podniesieniem ich ceny. Tyle, że tego zrobić nie mogli, bo musieli obniżać oprocentowanie. Sytuacja byłaby jeszcze bardziej napięta, gdyby Rada zdecydowała się na kolejne obniżki. Każde cięcie stóp o 0,25 punktu procentowego oznaczałoby konieczność obniżki oprocentowanie o 1 punkt procentowy. I to tylko z pozoru byłoby korzystne dla klientów, bo banki i tak znajdują sposoby, by odbić sobie spadek oprocentowania. Przepisami antylichwiarskimi nie są chociażby objęte ubezpieczenia. Można więc dokładać do produktów kredytowych dowolnie drogie polisy.

Odetchną też… urzędy skarbowe. Przeterminowane odsetki dla fiskusa oprocentowane są obecnie na 10 proc. (dwukrotność stopy lombardowej). Niejeden przedsiębiorca wolał więc korzystać z „linii kredytowej” w urzędzie skarbowym niż w bankach, które żądały wyższych odsetek.

Jeśli chodzi o depozyty, to na pierwszy rzut oka wydaje się, że brak kolejnych obniżek będzie dobrą informacją dla oszczędzających, bo zatrzyma spadek oprocentowania lokat. Tak jednak wcale być nie musi, bo wysokość płaconych odsetek już dawno oderwała się w bankach od poziomu stóp NBP (regulowanych przez Radę). Ogromne zapotrzebowanie banków na kapitał sprawiło, że rozpętała się wojna depozytowa i banki zaczęły się licytować wysokością oprocentowania. Teraz jednak większość z nich nasyciła się już oszczędnościami Polaków. Co więcej umocnienie złotego powoduje, że łatwiej im zachować bezpieczną proporcję pomiędzy depozytami a kredytami. Wraz ze spadkiem kursu franka szwajcarskiego, czy euro, spada bowiem wartość kredytów przeliczona na złote. W tej sytuacji bankom nie będzie już tak bardzo zależało na zbieraniu depozytów, nadal więc mogą obniżać oprocentowanie lokat.