Polska znów nie zaproszona. Rząd próbuje odwrócić uwagę
Można odnieść wrażenie, że we wtorek polski rząd próbował przykryć niewygodną informację - nieobecność Polski na kluczowym spotkaniu "liderów Europy" z Donaldem Trumpem. Media społecznościowe rządu rozpisywały się o udziale premiera w ważnym zdalnym spotkaniu tzw. koalicji chętnych i Rady Europejskie, a zapominały niejako o poniedziałkowym spotkaniu.
Oficjalna wersja wydarzeń przypomina polityczny mecz ping-ponga. Rząd oskarża prezydenta Nawrockiego, a pałac prezydencki - rząd. Minister Sikorski twierdzi, że prezydent został poinformowany o przebiegu telekonferencji i miał pełną świadomość braku zgłoszenia obecności. Z kolei strona prezydencka przekonuje, że to rząd nie zgłosił chęci udziału w szczycie z Trumpem. Problem w tym, że bez względu na to, kto ma rację, Polska straciła możliwość uczestnictwa w jednym z najważniejszych dyplomatycznych spotkań ostatnich lat.
Tylko ilością czołgów nie zbudujemy pozycji w Europie
Polska ma jedną z najsilniejszych armii w regionie, ale bez skutecznej polityki zagranicznej to za mało. Nawet najdroższe zakupy zbrojeniowe – w tym amerykańskie czołgi Abrams, śmigłowce Apacz i myśliwce F-35– nie zagwarantują nam miejsca przy stole, jeśli nie będziemy prowadzić własnej, niezależnej i skutecznej dyplomacji. Brakuje nam umiejętności dbania o interes narodowy, tak jak robią to choćby Węgry, które mimo kontrowersyjnych decyzji zawsze potrafią zapewnić sobie uwagę największych graczy.
Polska za lojalna dla USA? Nie muszą nas już zapraszać
Po co zapraszać kraj, który i tak zgodzi się z amerykańskim stanowiskiem? To jedna z hipotez, która zaczyna krążyć w kuluarach. Polska, która w ostatnich latach dokonała olbrzymich zakupów zbrojeniowych w USA i konsekwentnie opowiada się po stronie Waszyngtonu, mogła zostać potraktowana jako „pewniak”, który nie wymaga specjalnych gestów. Amerykanie wiedzą, że nie muszą nas przekonywać ani do pomocy Ukrainie, ani do twardego stanowiska wobec Rosji, więc skupili się na mniej oczywistych graczach.
Rusofobia nie w modzie? Polska może przeszkadzać w rozmowach o pokoju
Czy Polska została pominięta, bo mogłaby torpedować pokojowe inicjatywy Trumpa? Jako kraj znany ze swojego jednoznacznie antyrosyjskiego stanowiska, Polska mogła być postrzegana jako przeszkoda w próbie dogadania się Zełenskiego z Putinem. Jeśli Trump naprawdę wierzy, że uda mu się osiągnąć porozumienie między Kijowem a Moskwą, to obecność Warszawy, z jej twardym, nieustępliwym tonem, mogła być dla niego niewygodna.
Przykładowo, przed spotkaniem na Alasce, Trump odbył rozmowę telefoniczną z przywódcą Białorusi Łukaszenką i chwalił publicznie białoruskiego przywódcę. Tymczasem kilka dni wcześniej polskie MSZ zdecydowanie i dość nieuprzejmie odrzuciło propozycję Białorusi dotyczącą wznowienia dialogu w sprawie bezpieczeństwa w regionie. W ten sposób pokazaliśmy także Trampowi, że na podjęcie dialogu, o którym on mówi, gotowi nie jesteśmy.
Europa też nie pcha się z zaproszeniem. Polska coraz bardziej na marginesie
Z jednej strony USA nie muszą się z nami liczyć, z drugiej – Europa nie chce z nami grać w jednej drużynie. Polska postrzegana jest jako kraj zbyt blisko związany z interesami Waszyngtonu, zbyt radykalny w stosunku do Rosji, a jednocześnie mało racjonalny w podejściu do wspólnej polityki europejskiej. Taki obraz może powodować, że nawet najważniejsze dla regionu decyzje zapadają bez udziału Warszawy. A to oznacza, że o przyszłości Europy Środkowo-Wschodniej mogą decydować inni i to bez naszego głosu przy stole. A to już bardzo niebezpieczna sytuacja.
Historia dzieje się bez nas. Czy Polska jeszcze coś znaczy?
Spotkanie Trumpa, Zełenskiego i przywódców Europy może przejść do historii jako moment, w którym rozpoczęła się nowa faza rozmów pokojowych. Tymczasem Polska nie tylko nie była zaproszona – nawet nie wiedziała, kto i kiedy podejmuje decyzje. Rzecznik MSZ przyznał, że jeszcze w poniedziałek rano nie było jasne, czy prezydent Nawrocki w ogóle pojedzie do USA. Finalnie zdecydowano, że... nie pojedzie. A spotkanie, które mogło być szansą na pokazanie polskiego przywództwa w regionie, stało się kolejnym symbolem dyplomatycznej nieskuteczności i chaosu.