Każdego dnia siły rosyjskie z uporem i konsekwencją atakują ukraińskie pozycje w obwodzie kurskim, Donbasie, a ostatnio nawet w okolicach Chersonia, jednak niekiedy wystarczy jeden, o wiele mniejszy atak odwetowy, aby pokazać, że nawet dotychczasowi zwycięzcy nie mogą czuć się bezkarni. Doskonale przekonała się o tym „elita” rosyjskiej armii.
Brygada morderców z Rosji u boku Putina
Mianem takowej bowiem określa się od pewnego czasu żołnierzy 155. Brygady Morskiej znad Pacyfiku, która ostatnio znów wypłynęła w obwodzie kurskim. Żołnierze ci stali się bohaterami Rosji jesienią tego roku, zajmując po dwuletnich walkach Wuhłedar, a po tym sukcesie na pewien czas zniknęli z radarów. Jednostkę, która poniosła wówczas wielkie straty, odesłano na tyły celem uzupełnień, a ostatnio wysłano znów do walki, tym razem po to, by wyrzucić Ukraińców z terytorium Rosji.
I tu od razu znów pokazali swe prawdziwe oblicze, rozstrzeliwując 10 października 9 wciętych do niewoli ukraińskich operatorów dronów. Żołnierzom kazano się rozebrać, położyć na ziemi, a następnie zabito ich strzałami w tył głowy. Zbrodnia ta wywołała na Ukrainie wielkie oburzenie i chęć odwetu, ale za to w Rosji stała się najwyraźniej powodem do gloryfikowania osiągnięć jednostki, czemu 19 grudnia wyraz dał sam Władimir Putin. W trakcie jego telewizyjnego wystąpienia, za plecami rozpostarto mu właśnie flagę niesławnej 155. Brygady Morskiej i to w chwili, gdy prezydent Rosji wyzywał zachód na „technologiczny pojedynek”.
- Jeśli zachodni eksperci uważają, że Oriesznik może zostać przechwycony, niech zaproponują nam i tym, którzy ich finansują na Zachodzie, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, eksperyment technologiczny. Niech wybiorą cel, powiedzmy w Kijowie, skoncentrują tam wszystkie swoje systemy obrony powietrznej i przeciwrakietowej, a my uderzymy w niego za pomocą Oriesznika. Wtedy zobaczymy, co się stanie. Przeprowadźmy ten eksperyment, ten technologiczny pojedynek i zobaczmy wyniki. Myślę, że byłoby to przydatne zarówno dla nas, jak i dla Amerykanów – mówił buńczucznie Putin.
Szybki odwet na ulubieńcach Putina
Na odpowiedź nie musiał długo czekać, choć nie nadeszła ona ze strony Amerykanów, którzy nie dali się sprowokować, ale stała się dziełem ukraińskich obrońców. Niedługo po słowach Putina i następującym po nim rakietowym ataku na Kijów, w trakcie którego większość pocisków udało się zestrzelić, zaatakowali Ukraińcy. A za cel wzięli dowództwo właśnie 155. Brygady Morskiej, stacjonujące w Rylsku, w obwodzie kurskim.
Wystrzelili w jego stronę 10 zachodnich rakiet. Te nie tylko bez problemów sięgnąć miały celu, ale też spowodować po rosyjskiej stronie wiele strat.
„Dowódcy brygady byli oczywiście bardzo szczęśliwi, że udało im się tak głośno wypromować. Ale rosyjscy zbrodniarze wojenni nie musieli się długo cieszyć. W wyniku zniszczenia dowództwa 155. brygady wróg poniósł znaczne straty, a stanowisko dowodzenia zostało zniszczone” – podał Jurij Butusow, redaktor naczelny portalu Censor.net, jednocześnie korespondent wojenny.
Strona rosyjska, jak to ma w zwyczaju, nie przyznała się do żadnych strat osobowych wśród żołnierzy, ale potwierdziła fakt ataku na Rylsk. Jej zdaniem, użyto do niego 6 rakiet ATACMS z głowicami kasetowymi, a znalezione szczątki pocisków sugerować mają, że udział w ataku brały też baterie HIMARS.
„Tak faktycznie wygląda «pojedynek zaawansowanych technologii» pomiędzy Siłami Zbrojnymi Ukrainy a rosyjskimi terrorystami” – nie ukrywa radości Jurij Butusow.