Byty przesłaniają bycie, a na skraju Rosji te byty znikają, dzięki czemu widzialne staje się czyste bycie albo nicość. Dlatego tak ciągnie mnie na Arktykę, bo tam nicości musi być bezmiar - mówi Michał Milczarek, autor książki "Donikąd. Podróże na skraj Rosji".
ikona lupy />
Michał Milczarek, „Donikąd. Podróże na skraj Rosji”, Wydawnictwo Czarne, 2019 r. / DGP
Co to za mapa koło ciebie?
Pangei.
Istniejącej miliony lat temu, gdy kontynenty się jeszcze nie oddzieliły od siebie. Wolałbyś podróżować po Pangei niż po świecie w obecnym kształcie?
Reklama
Nie bardzo. Pangea kojarzy mi się z jedną wielką Azją Centralną czy Syberią Południową, światem, w którym mniej jest barier geograficznych, a przez to mniej różnorodności kultur. W świecie Pangei nie byłoby cieśniny Beringa i jej bym żałował.
Dlaczego akurat jej?
Woda sama w sobie nic nie znaczy, ona odsyła do tego, co jest po drugiej stronie. Stąd metafizyka tej cieśniny – międzynarodowej linii zmiany daty, gdzie z jednej strony masz Rosję, z drugiej USA dwa imperia, które tu się schodzą, jednocześnie łączą się i nie łączą. A jeśli nie byłoby cieśniny Beringa, nie byłoby też leżących w niej Wysp Diomedesa.
I to byłoby stratą, bo...?
ikona lupy />
Michał Milczarek filozof, podróżnik, reporter. Adiunkt w Instytucie Filologii Wschodniosłowiańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego fot. Materiały prasowe / DGP
To dwie wyspy: rosyjska Wielka Diomeda należy do Czukotki, a amerykańska Mała Diomeda jest częścią Alaski. Dzielą je cztery kilometry, ale różnica czasu z powodu przebiegającej tam linii zmiany daty wynosi dwadzieścia godzin. Gdy stoi się na rosyjskiej Diomedzie, widać amerykańskie wczoraj, a stojąc na Diomedzie amerykańskiej, można zobaczyć rosyjskie jutro – stąd Amerykanie czukocką wyspę nazywają Tomorrow Island. Można zobaczyć to wszystko zresztą nie tylko z tych wysp – Amerykę widać też z rosyjskiego lądu i odwrotnie.
Żyjący na Dalekim Zachodzie Alaskańczycy mogą znaleźć więc ulgę w świadomości, że nigdy nie będzie końca świata – wystarczy wychylić się i zobaczyć, że Rosjanie po drugiej stronie cieśniny już żyją w przyszłości.
To dziwne doświadczenie transu. Tam dzisiaj nie do końca jest dzisiaj, bo towarzyszy mu jutro lub wczoraj.
Ludzie po obu stronach granicy utrzymują jakieś związki?
Oczywiście. Granicę zaczęto uszczelniać dopiero w latach 20. XX w., potem Sowieci wysiedlili Inuitów z Diomedy na ląd stały. Wcześniej dało się przemieszczać w jedną i drugą stronę bez przeszkód. Spałem kiedyś w sklepie na wyspie po stronie alaskańskiej – a raczej w pokoiku z paletą coca-coli – gdy w środku nocy wchodzi facet. I zaczyna opowiadać, że jego dziadek przypłynął z Diomedy radzieckiej na amerykańską i już tam został. Nie byłem dobrze rozbudzony, ale poczułem, że on przyszedł do mnie z drugiej strony mapy, jego dziadek przekroczył cały świat – a w rzeczywistości miał rzut beretem.

Cały wywiad z Michałem Milczarkiem przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP