Z Arturem Andrusem rozmawia Robert Mazurek
Kpisz z tego?
Jak widzę na widowni ludzi w maskach, to mówię, że śmieją się tak głośno, że musimy im tłumiki zakładać.
Kupują to?
Reklama
Widać, że na początku wszyscy są spięci, nie wiedzą, czy dobrze zrobili, przychodząc na koncert. Są bardzo ostrożni, trochę się boją.
Ale przychodzą.
I siadają co drugie miejsce, zgodnie z regułami. Wtedy dodaję, że później, w ramach rekompensaty, będziemy sprzedawali po dwa bilety na jedno miejsce i będą musieli siadać sobie na kolanach.
Ty się nie boisz?
Staram się zachowywać zasady, po koncertach nie wychodzę podpisywać książek, nie robię sobie a ludźmi zdjęć, czyli czegoś, co było naturalne. Wiesz, to się odblokowało tylko trochę, gramy koncerty przeniesione z wiosny, nowych nikt nie chce organizować, bo nie wiadomo, jak długo to potrwa.
Właściwie dlaczego wybrałeś dziennikarstwo? To był 1990 r., wszędzie polityka, a ona cię nudzi.
Bo egzaminy były wcześniej i jakbym się nie dostał, to mógłbym zdawać na polonistykę czy na prawo lub historię, w każdym razie coś humanistycznego.
Bo liczyć nie umiesz?
W klasie maturalnej już nie umiałem, choć do liceum trafiłem jako świetny matematyk.
Zlituj się, ty?
Pragnę poinformować, że skończyłem klasę o profilu matematyczno-fizycznym, ale o ile jeszcze z matematyką sobie dawałem radę, to fizyczka szybko stwierdziła, że nic ze mnie nie będzie.
O dziwo zdałeś na studia, choć powtarzasz, że nie powinieneś.
To niewyjaśniona do dziś zagadka. Na egzaminie wstępnym dostałem pytanie: „«Lalka» jako powieść straconych złudzeń”. Wypadłem tak rozpaczliwie, że byłem pewien, że pora wracać do Sanoka, ale okazało się, że mam czwórkę. To niemożliwe, pomylił mnie z kimś, ale nie prostowałem. Potem na egzaminie łączonym z wiedzy o społeczeństwie, historii i geografii dostałem zadanie: „Porównaj, najlepiej procentowo, strukturę zatrudnienia w przemyśle, rolnictwie i usługach na przykładzie Polski, Związku Radzieckiego, Bułgarii, Afganistanu i Turcji”.

Cały wywiad z Arturem Andrusem przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP