Rozmawialiśmy niedawno z amerykańskimi związkowcami, którzy opowiadali o tym, jak tworzą przestrzeń do rozmowy w miejscach pracy. Pracownicy miewają poglądy prawicowe i lewicowe, jedni głosują na demokratów, a inni na republikanów. Bywa, że zachowują się, jakby mówili różnymi językami. Nie ufają sobie nawzajem, nie słuchają się wzajemnie. Związki zawodowe bronią ich wszystkich i uważają za swój obowiązek pomagać im się dogadać – choćby (przynajmniej) w sprawie „strajkować czy nie”.
Takie postaci jak nasi znajomi związkowcy – budowniczowie mostów między ludźmi – są dziś bardzo potrzebne, jednak zdarzają się, niestety, niezwykle rzadko. Częściej żyjemy w bańkach komunikacyjnych. Ludzie, wyposażeni w nowoczesne technologie komunikacyjne, określają swoje tożsamości i izolują się od innych grup. W mediach społecznościowych wyraźnie odróżniające się od siebie bańki są podstawą kampanii marketingowych – kierowane są do nich reklamy różnych dóbr i usług. Podejmowane są też mniej lub bardziej oficjalne próby oddziaływania na ich postawy i decyzje polityczne.
O bańkach mówił jako pierwszy aktywista Eli Pariser. Używał on pojęcia bańki filtrującej (filter bubble). Algorytmy mediów społecznościowych i wyszukiwarek filtrują treści w zależności od dotychczasowych wyborów użytkownika. Z czasem bańki uszczelniają się, coraz rzadziej dopuszczając poglądy inne niż te wyrażane przez użytkownika. Ich członkowie często wręcz szczycą się tym, że nie mają kontaktu z osobami z innych baniek. To samo można też zaobserwować poza internetem – grupy towarzyskie są wybitnie homogeniczne, wystąpienia „obcych” tożsamościowo wykładowców gościnnych blokowane przez uczelnie albo kontestowane przez studentów, znajomości są zrywane – i, choć znacznie rzadziej, nawiązywane – na bazie tożsamości bańkowych. Celowo nie podajemy konkretnych przykładów, bo nie chcemy antagonizować naszych czytelniczek i czytelników. Bańki są same w sobie antagonizujące, a my chcemy mówić o tym, jak komunikować się ponad bańkami.
Ludzie obawiają się kontaktu z osobami spoza baniek, jakby bali się zarazić obcymi postawami i poglądami. A przecież zdrowa komunikacja sprawia, że dzieje się właśnie coś odwrotnego. My, autorzy tego tekstu, mamy często odmienne poglądy i należymy do różnych baniek. Jednak rozmawiamy ze sobą (z przyjemnością) i nie sprawia to, że nasze poglądy się ujednolicają. Wręcz przeciwnie – dzięki dyskusjom bardziej wyraźnie widzimy oboje swoje własne poglądy i wartości; formułując argumenty, lepiej rozumiemy także swoje własne zdanie. A jednak obojgu z nas nieraz przytrafiło się, że znajomi z Facebooka pytali nas, czy wiemy, że jakieś osoby, z którymi się kolegujemy, mają znajomych o odrażających poglądach. Takie uwagi – pochodzące od osób dorosłych o ustabilizowanym światopoglądzie – bywają bezpośrednią sugestią do zerwania znajomości z kimś, kto pochodzi z „niewłaściwej” bańki. Nie uważamy, że przyczyną takich komentarzy jest niedojrzałość. Myślimy, że jest to coś innego i bardziej poważnego – nieumiejętność komunikowania się.
Reklama