Co Pan czuje, kiedy widzi, że te zwierzęta mogą dzięki tej protezie łatwiej się poruszać?

Maciej Szczepański: Jesteśmy po pierwszych próbach z Sonią, wygląda na to, że proteza się udała. Oczywiście byłem zadowolony, że moja praca daje takie efekty, że zwierzę będzie miało prawdopodobnie szansę na lepsze życie; może wygodniejsze poruszanie się bez bólu.

Czasami zwierzęta tracą kończyny w wyniku wypadku, ale zdarza się też, że jest to skutek jakiejś choroby. Jakie schorzenia mogą doprowadzić do amputacji?

Są to na przykład nowotwory kości – to taka najczęstsza przyczyna. I jak Pani wspomniała, do tego dochodzą wypadki.

Od zawsze chciał Pan zostać weterynarzem i pomagać zwierzętom?

Zawsze interesowały mnie nauki przyrodnicze, dlatego najpierw wybrałem liceum o profilu biologiczno-chemicznym – już wtedy wiedziałem, że w przyszłości będę chciał połączyć moje życie z naukami medycznymi. Początkowo myślałem o stomatologii, ale matura trochę zweryfikowała moje plany. I w końcu wybór padł na weterynarię. Patrząc na to z perspektywy czasu, jestem zadowolony.

Pomysł, związany z tworzeniem protez dla zwierząt za pomocą druku 3D, był pierwszą inicjatywą, w którą tak mocno Pan się zaangażował?

Protezy (dla psów – red.) to mój pierwszy taki pomysł, z którym ruszyłem “mocniej”. Oczywiście teraz po drodze pojawiają się kolejne. Mam nadzieję, że w przyszłości uda się to zrealizować.

Co przyczyniło się do tego, że chciał Pan tworzyć protezy dla psów?

Na pewno moje zainteresowanie ortopedią. Kiedyś trafiłem na taki artykuł o protezach w Stanach Zjednoczonych, zacząłem zgłębiać ten temat. Jeśli chodzi o Polskę, zauważyłem, że te protezy nie są tak “rozpropagowane”, jak mogłyby być i jeszcze wiele można w nich ulepszyć.

Jak wygląda proces tworzenia takiej protezy?

Po pierwsze jest spotkanie ze zwierzęciem, na którym pobieram najpotrzebniejsze miary; długość brakującej kończyny, obwody. Następnie tworzę wycisk z materiału – podobnego do tego, który używają stomatolodzy – u mnie jest to alginat. Kiedy mam już ten wycisk, zalewam go gipsem modelarskim i dostaję taki odlew 1:1. Na uczelni tworzą mi cyfrowy skan i otrzymuję przeniesienie tego przedmiotu na plik.

Na skanie mogę już szkicować to, jak chciałbym, żeby ta proteza wyglądała. Później jest korespondencja z projektantem, który przenosi mój pomysł na program komputerowy. Dalej jest wydruk, przymiarki i ewentualne poprawki.

Ile kosztowały projekty przygotowane dla pierwszych pacjentów - czyli dla Soni i Leto?

Jeśli chodzi o Sonię to koszt około 1000 zł. W przypadku drugiego psa będzie to prawdopodobnie 900 zł. Zapłaciłbym więcej, ale firma Zortrax zdecydowała, że wspomoże mój projekt – dostałem od nich drukarkę. Gdybym nie miał tego sprzętu, to koszt pewnie wzrósłby o jakieś 200-300 zł.

Czyli nie ma jednej ustalonej ceny za projekt.

Każdy przypadek jest indywidualny. Koszty są ściśle związane z projektem, materiałem, który będzie najbardziej odpowiedni w danym przypadku. Można tu mówić bardziej o cenach plus/minus niż o takiej konkretnej kwocie.

Metoda, którą Pan proponuje, jest w Polsce “raczkująca”. Z czego to wynika?

Porównując to do rynku w Stanach Zjednoczonych, rzeczywiście można wysnuć taki wniosek. Z czego to wynika? Sam zastanawiałem się nad tym, kiedy zaczynałem swój pomysł.

Dla mnie to jest oczywiste, że warto zająć się tym tematem. Według mnie druk 3D daje bardzo dużo możliwości, jeśli chodzi o weterynarię – i nie mam tu na myśli wyłącznie protez, ale także wiele innych przedmiotów ortopedycznych, które można byłoby tworzyć.

Zaletami tego pomysłu są niskie koszty oraz możliwość indywidualnego dopasowania tych przedmiotów. Moim zdaniem ten sposób ma potencjał.

Gdzie ta metoda według Pana jest rozwinięta na dobrym poziomie?

Szczerze mówiąc nie przyglądałem się w tej kwestii wszystkim krajom. Głównie bazowałem na wiedzy i rzeczach ze Stanów Zjednoczonych – były to dane z jakichś publikacji, portali medycznych oraz mediów społecznościowych. To, co stworzyłem, wypracowałem metodą prób i błędów.

Na jakim etapie są projekty dla Soni i Leto?

Mam nadzieję, że uprząż dla Soni będzie niebawem skończona. Chciałbym przekazać w najbliższym czasie jej protezę do testów – wtedy zobaczymy, jak będzie sobie z nią radzić. Być może przyda się jakaś rehabilitacja. Z kolei u Leto czekamy jeszcze na projekt, nastąpiło opóźnienie w terminach.

Teraz pomaga Pan psom, a czy po nagłośnieniu sprawy przez media, zgłaszali się właściciele innych zwierząt?

Kiedy mój projekt wypłynął na szersze wody, oczywiście zgłaszało się do mnie więcej osób – byli to nie tylko właściciele psów, ale też posiadacze kotów oraz koni.

Jeśli chodzi o konie, muszę zaznaczyć, że mam bardzo małe doświadczenie w przypadku tych zwierząt. Natomiast, kiedy skończę projekty dla psów, to mam w planach otworzenie start-upu z jedną z większych firm ortopedycznych w Polsce i na pewno chcielibyśmy też pomagać kotom.

Czy dostał Pan więcej wiadomości w kwestii nawiązania współpracy – od firmy lub prywatnych osób?

Miałem kilka takich wiadomości, ale właśnie najlepszy kontakt złapałem z krakowską firmą, która produkuje poza granicami Polski protezy 3D dla ludzi. Jesteśmy po pierwszych ustaleniach i prawdopodobnie niebawem będziemy rozpoczynać działania dotyczące utworzenia spółki i tworzenia protez dla zwierząt.

Chcielibyśmy “podeprzeć” ten pomysł badaniami i publikacjami, odnośnie co do skuteczności w użytkowaniu przez zwierzęta. Zależy nam, by pokazać to za pomocą dowodów naukowych i udowodnić, że to nie jest tylko taki “gadżet”, a protezy naprawdę pomagają i ulepszają życie tych stworzeń.

Być może naszą rozmowę przeczytają Pana koledzy i koleżanki ze studiów, może również mają pomysły, które mogłyby ułatwić życie chorych zwierząt. Co doradziłby Pan początkującym twórcom, by ich propozycje miały szansę dotrzeć do szerszego grona odbiorców?

Zaczynając pracę nad moim projektem, zastanawiałem się, czy w ogóle warto próbować, czy to ma sens. Mój przykład jest dowodem na to, że warto odważyć się i pracować nad swoim pomysłem. Zawsze trafi się jakaś okazja, gdzie będzie to można “rozpromować”. W moim przypadku był to program stypendialny “Magistrant wdrożeniowy” – można było zgłaszać prace magisterskie lub projekty, które potencjalnie mają szansę na to, by zostać skomercjalizowane.

Od zgłoszenia swojej propozycji dostał się Pan do etapu realizacji własnego pomysłu. Co według Pana było najtrudniejsze na tej ścieżce do celu?

Do minusów na pewno zaliczyłbym brak informacji na temat protez dla zwierząt w Polsce. Ale z drugiej strony teraz uważam, że to był też plus… bo przecież to ja mogę wnieść coś do tej protetycznej branży.

Jak w przyszłości chce Pan wykorzystać tę szansę?

Na początku planuję trochę taki “podział” – chciałbym pracować w start - upie, a dodatkowo planuję przeprowadzkę do Warszawy. Być może znajdę jakąś klinikę, która pozwoli mi rozwijać zainteresowanie ortopedią.