15 czerwca w potyczce na pięści, kamienie i metalowe pręty w dolinie rzeki Galwan zginęło co najmniej 20 indyjskich żołnierzy. Według Delhi straty były również po stronie chińskiej, ale Pekin tego nie ogłosił.

Chińskie ministerstwo obrony napisało w komunikacie opublikowanym na swojej stronie internetowej, że „chińscy żołnierze i oficerowie zostali nagle brutalnie zaatakowani przez stronę indyjską”. Do incydentu doszło według resortu „całkowicie po chińskiej stronie ustalonej linii faktycznego podziału, a odpowiedzialność leży całkowicie po stronie indyjskiej”.

„Strona chińska żąda od strony indyjskiej, aby surowo ukarała sprawców i ściśle kontrolowała żołnierzy na pierwszej linii, by zagwarantować, że taki incydent się nie powtórzy” - oświadczyło chińskie ministerstwo.

Resort potwierdził również, że po starciu oba kraje nawiązały kontakt kanałami dyplomatycznymi i wojskowymi oraz uzgodniły podjęcie konkretnych kroków na rzecz złagodzenia napięć na granicy.

Reklama

Władze w Delhi informowały natomiast, że do potyczki doprowadziła "próba jednostronnej zmiany status quo” przez Pekin. Wcześniej indyjski rząd oskarżał Chiny o wysłanie do doliny Galwanu tysięcy żołnierzy. Premier Indii Narendra Modi oświadczył, że śmierć indyjskich wojskowych „nie poszła na marne”.

Oba azjatyckie mocarstwa nuklearne toczą spory terytorialne od dziesięcioleci. W tym roku kilkakrotnie dochodziło do mniejszych konfrontacji na granicy, ale incydent z 15 czerwca był pierwszym od 45 lat z ofiarami śmiertelnymi. Przywódcy obu krajów starali się w ostatnich latach zmniejszać napięcia, ale zdaniem ekspertów najnowsze starcie na granicy może poważnie ochłodzić stosunki.

Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)

anb/ akl/