Niedzielne obrady były pierwszym publicznym posiedzeniem Rady w sprawie najnowszej eskalacji między Izraelem i Hamasem po dwóch niepublicznych spotkaniach. Także tym razem RB ONZ nie wystosowała wspólnego stanowiska wobec sprzeciwu USA, które obawiały się, że zaszkodzi to zakulisowym wysiłkom dyplomatycznym w celu doprowadzenia do zawieszenia broni.

Podczas wirtualnego spotkania wysłuchano przedstawicieli strony palestyńskiej oraz Izraela, którzy wymieniali się oskarżeniami o zbrodnie wojenne i narażanie życia cywilów.

Szef palestyńskiej dyplomacji Rijad al-Maliki apelował do społeczności międzynarodowej o potępienie Izraela, twierdząc, że "brak mu słów" na opisanie działań Tel Awiwu. Powiedział, że to Izrael jest winny obecnemu kryzysowi, nawiązując do interwencji policji w jednym z najświętszych miejsc islamu, meczecie Al-Aksa w Jerozolimie, gdzie doszło do starć z arabskimi demonstrantami.

"Czy Izrael spodziewał się, że może atakować najświętsze miejsce, meczet Al-Aksa, w najświętszym miesiącu, ramadanie? Czy oczekiwał, że Palestyńczycy będą potulnie czekać, aż zostaną wyrzuceni z domów, rodzina po rodzinie?" - pytał dyplomata. Oskarżył przy tym Izrael o prowadzenie polityki apartheidu oraz o zbrodnie wojenne podczas bombardowania gęsto zaludnionej Gazy.

Reklama

Izraelski ambasador przy ONZ Gilad Erdan odpowiadał, że Izrael podejmuje "bezprecedensowe kroki", by unikać ofiar cywilnych, podczas gdy Hamas, rządzący Strefą Gazy radykalny ruch palestyński, dąży do jak największej ich liczby, używając cywili jako "ludzkich tarcz". Oskarżył też islamistów o celowe wykorzystanie napięć w Jerozolimie do "rozpoczęcia tej wojny".

Pozostali uczestnicy spotkania wzywali do zawieszenia broni w trwającej od poniedziałku wymiany ognia. Ambasador USA Linda Thomas-Greenfield oznajmiła, że USA "pracują bez wytchnienia" nad rozmowami w sprawie rozejmu i zaoferowała wsparcie Stanów Zjednoczonych, "jeśli strony będą dążyć do zaprzestania przemocy". Jednocześnie Waszyngton zablokował inicjatywy przyjęcia wspólnego stanowiska w sprawie kryzysu proponowane przez Norwegię, Tunezję i Chiny. Chiny, które obecnie sprawują przewodnictwo w Radzie, skrytykowały "obstrukcję" ze strony USA i wezwały Waszyngton do "przyjęcia sprawiedliwego stanowiska".

W niedzielę król Jordanu Abdullah oświadczył, że jego państwo jest zaangażowane w "intensywną dyplomację" w sprawie przerwania konfliktu, choć jednocześnie szef jordańskiej dyplomacji ostrzegł Izrael, że eskalacja przemocy może wywołać szerszy konflikt w regionie. W podobnych rozmowach uczestniczą też m.in. USA, Egipt i Katar.

Mimo tych wysiłków i wezwań do zaprzestania działań wojennych premier Izraela Benjamin Netanjahu oświadczył w niedzielę, że operacje przeciwko Hamasowi są kontynuowane "z pełną mocą" i "mogą jeszcze potrwać", bo Izrael chce zmusić islamistów do zapłacenia wysokiej ceny za ostrzał rakietowy. Niedziela była też najtragiczniejszym dniem w obecnej eskalacji napięć - w izraelskich nalotach na Gazę tego dnia zginęło 42 Palestyńczyków, w tym dzieci.(PAP)

osk/ akl/