Dziennik napisał w czwartek, że Raab będąc w zeszłym tygodniu na urlopie, nie wykonał ważnego telefonu, aby uzyskać pilną pomoc w ewakuacji z Afganistanu miejscowych tłumaczy - mimo iż urzędnicy z MSZ sugerowali, by zadzwonił osobiście szef resortu, a nie któryś z jego zastępców.

MSZ oświadczyło w odpowiedzi, że Raab był wówczas zaangażowany w szereg innych rozmów, a ta została przekazana jednemu z wiceministrów. Jak podał "Daily Mail", miał nim być Zac Goldsmith, ale afgański minister Hanif Atmar nie chciał z nim rozmawiać, jako że nie był on jego bezpośrednim odpowiednikiem i w efekcie rozmowa została opóźniona co najmniej do następnego dnia.

W piątek jednak "Daily Mail" przekazał, że wbrew temu, co sugerowało MSZ, taka rozmowa nie odbyła się wcale. W piątek przyznał to rzecznik ministerstwa, który oświadczył: "Ze względu na szybko zmieniającą się sytuację, nie było możliwe zorganizowanie rozmowy przed upadkiem rządu afgańskiego".

Sprawa robi się coraz bardziej niewygodna dla szefa dyplomacji. Już w czwartek jego ustąpienia lub dymisji domagała się opozycja. Raab mówił, że nie zamierza rezygnować, a biuro Borisa Johnsona zapewniało, że premier ma do niego pełne zaufanie. Ale teraz już nawet część szeregowych posłów Partii Konserwatywnej krytykuje własny rząd za sposób zarządzania kryzysem, który powstał po przejęciu władzy w Afganistanie przez talibów.

Reklama

"Daily Mail" poinformował, że Raab wrócił z urlopu na Krecie o godz. 1.40 w nocy z niedzieli na poniedziałek, czyli kilka godzin po upadku afgańskiej stolicy.

Na dodatek w piątek "Times" podał, że na urlopach są obecnie najwyżsi urzędnicy służby cywilnej w ministerstwach: spraw zagranicznych, spraw wewnętrznych i obrony.