PAP: W Warszawskim Uniwersytecie Medycznym od wielu lat znakomicie rozwijana jest kardiologia interwencyjna, elektrofizjologia, przeprowadzono wiele nowatorskich zabiegów. Teraz nadszedł czas na kardiochirurgię i transplantologię?

Prof. Mariusz Kuśmierczyk: WUM to największy uniwersytet medyczny w Polsce, ma ogromny potencjał zarówno leczniczy, jak i badawczy, nie w pełni jeszcze wykorzystany, przynajmniej w tym zakresie, który mnie interesuje, kardiochirurgii i transplantologii. Nie zaczynamy jednak od zera. Były tu już wykonywane operacje bypassów, zastawek serca i tętniaków, teraz wykonujemy również operacje wad wrodzonych serca u dorosłych, ciężkie tętniaki łuku aorty, aorty zstępującej oraz zabiegi mało inwazyjne zastawki mitralnej, tętniaków oraz zastawki aortalnej tzn. przez niewielkie nacięcie.

PAP: Przez wiele lat kierował pan Kliniką Kardiochirurgii i Transplantologii Narodowego Instytutu Kardiologii w Warszawie. Teraz objął pan funkcje kierownika Kardiochirurgii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Nowe wyzwania?

Prof. M.K: Wyzwania? Ogromne. Nie będą ukrywał, że chcemy utworzyć jeden z największych w kraju ośrodków kardiochirurgii i transplantologii, a także jeden z większych w Europie. Ma on obejmować kardiochirurgię dorosłych i kardiochirurgię dziecięcą, jak również torakochirurgię i transplantologię, zamierzamy wykonywać przeszczepy serca, płuc oraz przeszczepy wielonarządowe również u dzieci. A także jednoczesne przeszczepy płuca i serca. Do tego jednak potrzebni są odpowiedni specjaliści, chcę zbudować zespół ludzi szukających nowych wyzwań.

Reklama

PAP: Jakich?

Prof. M.K.: Do naszego ośrodka dołączył już prof. Bartosz Kubisa, który był kierownikiem zespołu ds. przeszczepiania płuc w Szczecinie, a teraz będzie przeszczepiał płuca na WUM u dorosłych, jak też u dzieci. U dzieci wykonywane są przeszczepy płuc z powodu mukowiscydozy, choroby genetycznej doprowadzającej do zniszczenia tego narządu. Ostatnio przeszczepy płuc wykonywane są też z powodu COVID-19, w przyszłości mogą być konieczne u osób z odległymi powikłaniami tej choroby. Dołącza do nas prof. Małgorzata Sobieszczańska-Małek, wybitna specjalistka w leczeniu niewydolności serca i transplantologii, mająca również doświadczenie w transplantacjach u dzieci. Czekamy na ambitnych lekarzy, pielęgniarki, perfuzjonistów szukających nowych wyzwań.

PAP: Do Warszawy powrócą transplantacje serca u dzieci?

Prof. M.K: Chciałbym, żeby tak się stało. W regionie warszawskim nie ma obecnie ośrodka przeszczepiającego serca u dzieci; kiedyś takie transplantacje przez sześć lat wykonywałem w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Na WUM są do tego warunki. Szpital dziecięcy ma tutaj ogromny potencjał, to jeden z najlepiej wyposażonych szpitali w Polsce. W razie patologii ciąży jest możliwa wszechstronna pomoc, w tym również kardiochirurgiczna, jest tu nowoczesny oddział pooperacyjny, o którym zawsze marzyłem, gdzie również można stworzyć oddział mechanicznego wspomagania krążenia u dzieci.

PAP: A co z operacjami u ludzi młodych, po zabiegach wad wrodzonych, szczególnie tych, którzy urodzili się z tzw. jednokomorowym sercem. Takich pacjentów w naszym kraju przybywa, to chyba kolejne wyzwanie dla polskiej kardiochirurgii.

Prof. M.K.: To prawda. W Polsce wykonuje się u noworodków najwięcej w Europie ratujących życie tzw. operacji Norwooda w przypadku niedorozwoju lewego serca. Te dzieci w wieku kilkunastu lat lub nieco później wymagają reoperacji z powodu niewydolności takiego serca. Bo komorą systemową jest u nich prawa komora, która ma inną budowę niż lewa i po pewnym czasie nie daje sobie już rady. W takim jednokomorowym sercu nie ma pulsacji i jest podwyższone ciśnienie tętnicze w układzie żylnym. To z kolei doprowadza do przekrwienia biernego, szczególnie wątroby. Skutkiem tego jest włóknienie i marskość tego narządu, co może doprowadzić do rozwoju raka pierwotnego wątroby.

PAP: Co wtedy?

Prof. M.K.: U takich pacjentów nie wystarczy przeprowadzić jedynie przeszczep serca, konieczna jest również transplantacja wątroby. Zdarzają się pacjenci z rakiem wątroby, ale nadal wydolnym sercem (jednokomorowym), jednak u nich przeszczep jedynie wątroby też nie ma sensu. Trzeba przeszczepić obydwa te narządy. Ale na WUM jest znakomite zaplecze do takich transplantacji, wszystko jest na miejscu.

PAP: Na WUM od wielu lat wykonywane są przeszczepy różnych narządów, w kilku klinikach. Poza wątrobą i nerkami przeszczepia się także trzustkę oraz szpik kostny.

Prof. M.K.: Chcemy to rozszerzyć, dobrze byłoby zbudować tu Centrum Transplantacyjne, i w tym zakresie Warszawski Uniwersytet Medycznego ma ogromny potencjał. My chcemy wykonywać przeszczepy wielonarządowe, mam już spore doświadczenie w tym zakresie. Jednoczesne transplantacje serca i wątroby oraz serca i nerki przeprowadziłem w Narodowym Instytucie Kardiologii, zresztą z pomocą specjalistów WUM. Wykonaliśmy pięć przeszczepów serca wraz z wątrobą oraz jeden przeszczep serca z nerką, który nas dużo nauczył.

PAP: W jakim sensie?

Prof. M.K.: Najpierw przeszczepiliśmy pacjentowi serce, które od razu nie podjęło pracy i pacjent wymagał wspomagania krążenia przy użyciu ECMO (krążenia pozaustrojowego). Nie zdecydowaliśmy się wtedy przeszczepić nerki, narząd ten otrzymał inny oczekujący chory, zrobiliśmy to dopiero po kilku dniach, gdy serce się zregenerowało i zaczęło pracować. Dopiero wtedy doszczepiliśmy pozyskaną od kolejnego dawcy nerkę. Ta operacja wykazała, że zawsze jest możliwy przeszczep sekwencyjny, czyli w kolejnym etapie. Ale okazało się też, że nie trzeba dyskwalifikować do przeszczepu serca pacjenta z przesączaniem, czyli GFR, poniżej 40 ml na minutę. Jeśli pacjent nie był dializowany z powodu pierwotnej choroby nerek, to zawsze było ono zależne od wydolności serca, czyli gdy serce było niewydolne, to również nerki były niedokrwione i brakowało moczu. Wielu pacjentów po przeszczepie serca tę diurezę jednak ma, a to oznacza, że przeszczep z nerką nie jest im potrzebny.

PAP: Po co wykonuje się jednoczesny przeszczep serca i wątroby?

Prof. M.K.: Z wątrobą jest większy problem. Są dwie duże grupy chorych, u jednych jest amyloidoza (skrobiawica), choroba powodująca powiększenie serca i pogrubienie jego ścian. Doprowadza do niej brak enzymów rozkładających sole żelaza, dochodzi do uszkodzenia serca i rozwija się jego niewydolność. Samego serca w takim przypadku nie można jednak przeszczepić, ponieważ sole żelaza już po kilku tygodniach znowu doprowadzają do uszkodzenia mięśnia sercowego. U takich pacjentów trzeba przeprowadzić jednoczesny przeszczep serca z wątrobą. Druga grupa chorych to pacjenci z jednokomorowym sercem, o których już wspominałem. Zrobiliśmy pięć takich transplantacji, trzech pacjentów żyje nadal, dwóch zmarło, ale nie w wyniku powikłań przeszczepu, lecz udaru mózgu.

PAP: A jednoczesne przeszczepy serca i szpiku kostnego?

Prof. M.K.: Na razie mam za sobą jeden taki zabieg, przed czterema laty przeprowadziłem go u pacjentki z niewydolnością serca, która chorowała też na szpiczaka. To był drugi taki przypadek na świecie. Najpierw przeszczepiliśmy jej serce, a potem hematolodzy z WUM szpik. Do dziś pacjentka jest w bardzo dobrej formie.

PAP: Często podejmuje się pan trudnych operacji? Pacjenci mówią o panu „wirtuoz skalpela”, a nawet „cudotwórca”. Niedawno uhonorowano pana nagrodą Innowator 2021 w kategorii Osobowość jako „wybitny specjalista i wyjątkowy człowiek”.

Prof. M.K.: Uważam, że jeśli tylko jest to możliwe, to choremu trzeba dać szansę. Podam kolejny przykład - eozynofilowego zapalenia mięśnia sercowego, to rzadka choroba powodowana naciekaniem eozynofili uwalniających substancje uszkadzające kardiomiocyty (komórki mięśnia sercowego). Wskazaniem do operacji u pacjentki w wieku około 60 lat była zakrzepnięta z tego powodu prawa komora, powstała w niej duża skrzeplina, którą trzeba było usunąć, bo zatkała prawą komorę. Nikt nie chciał jej zoperować, na dodatek nie można było przetoczyć u niej krwi, bo chora należy do Świadków Jehowy. Ale wszystko się udało. Nie mówmy jednak o mnie, lecz o klinice, o naszym ośrodku. Bez całego zespołu specjalistów, chirurgów, anestezjologów, kardiologów, perfuzjonistów i pielęgniarek, nic bym nie osiągnął. WUM posiada takich super specjalistów, a poza tym co w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne ludzi życzliwych sympatycznych i znających ciężką pracę dla dobra chorego.

PAP: To chyba już wszystko?

Prof. M.K.: Nie. Chcemy jeszcze zorganizować Centrum Leczenia Chorób Aorty, bo nie wszyscy pacjenci mogą być poddawani coraz częściej wykonywanym zabiegom małoinwazyjnym. Przeprowadzam wymianę całej aorty piersiowo-brzusznej. Odbywa się to dwuetapowo, najpierw aorta wstępująca i łuk aorty, a potem aorta brzuszna. To duża operacja, trzeba otworzyć klatkę piersiową i jamę brzuszną, trwa to 12-17 godzin.

PAP: Co jeszcze?

Prof. M.K.: Może zaskoczę pana, ale z prof. Piotrem Pruszczykiem planujemy utworzyć Centrum Leczenia Zatorowości Płucnej, to znany i ceniony w Europie specjalista w tej dziedzinie. Mamy zatem szansę zbudować jeden z bardziej wszechstronnych ośrodków w Polsce. Ale najważniejsze - oczekujemy na wydanie pozwolenia na wykonywanie transplantacji serca i płuc. Spełniamy wszystkie warunki, może nawet więcej. Mam zatem nadzieję, że jak najszybciej rozpoczniemy program transplantacji serca i płuc u dorosłych i dzieci, jesteśmy do tego przygotowani.