Pierwsza tura wyborów prezydenckich we Francji odbędzie się za niewiele ponad tydzień. Oficjalną kampanię zainaugurowano kilka dni temu, ale oczy wyborców skierowane są na Ukrainę.
Wojna wpłynęła na kampanię w ogromnym stopniu. Prezydent Emmanuel Macron ogłosił swój start już po jej wybuchu, dlatego nie doszło nawet do żadnej prawdziwej debaty pomiędzy nim a pozostałymi kandydatami. Poza tym Ukraina to jedyny temat, o którym się teraz rozmawia. Przegranymi tej sytuacji okazali się kandydaci skrajnej prawicy - Marine Le Pen (liderka Zjednoczenia Narodowego - red.) i Éric Zemmour (przywódca założonej niedawno partii Reconquête - red.). To osoby, które Władimira Putina broniły do ostatniej chwili. Stawali po jego stronie nawet na kilka tygodni przed rozpoczęciem inwazji. Mówili wówczas, że Putin nigdy nie pójdzie na wojnę z Ukrainą. Później musieli się konfrontować w tej kwestii z elektoratem. Zostali zdyskredytowani. Macron zaczął się wtedy jawić jako jedyna osoba, która może postawić się Putinowi i rządzić państwem w czasie, kiedy w Europie trwa wojna. Większość Francuzów, którzy byli rozdarci pomiędzy głosowaniem na Macrona a centroprawicową Valérie Pecresse (związaną z Partią Republikańską - red.) czy lewicowego Jeana-Luca Mélenchona (lidera Niepokornej Francji - red.), uznała, że to urzędującemu prezydentowi ufają najbardziej. Dopiero dzień wyborów pokaże jednak, czy słowa te przełożą się na jego faktyczne zwycięstwo.
W sondażach poparcie dla prorosyjskich kandydatów, jak Le Pen czy Zemmour, nie zmieniło się znacząco od wybuchu wojny.
Właściwie to poparcie dla Le Pen nawet wzrosło. Odbyło się to jednak kosztem Zemmoura. Dla mieszkańców Francji Le Pen jest bardziej wiarygodną polityczką niż człowiek, który nigdy wcześniej nie należał do żadnej partii. Ci, którzy wahali się pomiędzy tą dwójką, teraz częściej wybierają kandydatkę Zjednoczenia Narodowego.
Reklama
Kilka lat temu Le Pen finansowała kampanię swojej partii dzięki pożyczkom z rosyjskiego banku. Osobiście odwiedziła też Putina na Kremlu. Jej powiązania z Moskwą nie mają dla wyborców skrajnej prawicy znaczenia?
Dla wielu faktycznie nie mają. Głosują na nią ze względu na program gospodarczy, a nie podejście do inwazji. Pamiętajmy jednak, że większość Francuzów wojny nie popiera. Kiedy się zaczęła, Le Pen musiała tłumaczyć się publicznie ze wszystkiego, co wcześniej na temat Putina mówiła, i potępić działania Kremla w Ukrainie. Jej wyborcy uznali to za wystarczające przeprosiny.