"Nareszcie Gerhard Schroeder kończy coś, czego nie powinien był zaczynać" - pisze Matthias Koch w komentarzu dotyczącym odejścia byłego kanclerza z rady nadzorczej rosyjskiego koncernu naftowego Rosnieft.

Publicysta pisze, że dziwne obstawanie przy stanowiskach w rosyjskim przemyśle energetycznym wprawiło w zdumienie "zarówno przyjaciół, jak i wrogów: skąd wziął się (...) ten upór? Wieloletni skandal polityczny stawał się coraz bardziej psychodramą: wieloletni powiernicy skarżyli się, że nie mogą się dotrzeć do +Gerda+".

Zdaniem Kocha "Schroeder był manipulowany przez wyszkolonego oficera KGB Władimira Putina za pomocą wszystkich możliwych sztuczek, nawet w okresie, gdy był kanclerzem. Schroeder nie chciał przyznać się do tego potwornego faktu, można to zrozumieć".

Reklama

Były kanclerz "do samego końca przestrzegał przed demonizowaniem swojego rzekomego przyjaciela na Kremlu, który jednak zarządził największą wojnę lądową w Europie od 1945 r., skazał dziesiątki tysięcy ludzi na śmierć i cierpienie, a nawet odznaczył oprawców i morderców Buczy medalami honorowymi" - zauważa autor.

Na tym tle "samotna walka byłego kanclerza o swój honor zamieniła się w żałosną walkę z rzeczywistością. Schroeder nie pomylił się w jakimś szczególe, ale w kwestii centralnej dla jego życia politycznego" - pisze Koch.

"Jakie impulsy spowodowały podjęcie przez Schroedera spóźnionego kroku, na razie nie wiadomo. (...) Niezależnie od tego, co się stało, jest już za późno. Nieodwracalne szkody już dawno zostały wyrządzone, zarówno samemu Schroederowi, jak i całym Niemcom" - czytamy w tekście.

Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)

bml/ zm/