Dziesiątki chińskich okrętów na morzach Azji Wschodniej

Chińskie jednostki – jak podaje agencja Reuters, powołując się na cztery źródła i raporty wywiadowcze – rozmieszczono na szerokim obszarze – od Morza Żółtego, przez Morze Wschodniochińskie, aż po sporne regiony Morza Południowochińskiego i Pacyfiku.

Choć obecnie liczba okrętów spadła do ponad 90, w szczytowym momencie, na początku bieżącego tygodnia, było ich ponad 100. Według cytowanych źródeł, skala operacji przewyższa masową mobilizację z grudnia 2024 roku, która skłoniła Tajwan do podniesienia poziomu alertu.

To reakcja na słowa szefowej rządu Japonii?

Jak twierdzi jeden z rozmówców agencji, wzmożony ruch okrętów rozpoczął się po 14 listopada, czyli tydzień po wypowiedzi japońskiej premierki Sanae Takaichi. Stwierdziła ona, że ewentualny atak Chin na Tajwan mógłby stanowić dla Japonii "zagrożenie egzystencjalne", co uzasadniałoby reakcję jej armii. Poza tym Pekin jest również rozgniewany zapowiedzią Tajwanu o zwiększeniu wydatków na obronność aż o 40 mld dolarów.

W ubiegłym tygodniu groźby Pekinu wywołała też zapowiedź Japonii o rozmieszczeniu na wyspie, położonej 100 km od Tajwanu, pocisków ziemia-powietrze. Rzecznik chińskiego biura ds. Tajwanu, ocenił wtedy, że "jest to prowokowanie konfrontacji militarnej" i ostrzegł, że ChRL "zmiażdży" każdą próbę ingerencji w sprawy wyspy.

Jedni biją na alarm, ale Tajwan uspokaja

Źródła agencji są podzielone, co oznacza nadzwyczajna aktywność marynarki wojennej Chin. Jedno z nich określiło działania Pekinu jako "bezprecedensowe" i "tworzące ryzyko wybuchu konfliktu", podczas gdy inne oceniają je jako rutynowe ćwiczenia.

Tajwan oświadczył, że monitoruje sytuację i jest w stanie zapewnić, iż bezpieczeństwo narodowe nie zostanie zagrożone. Co istotne, według źródeł i raportów wywiadowczych, liczba chińskich okrętów w pobliżu samego Tajwanu nie wzrosła znacząco. Ministerstwo Obrony Chin nie odpowiedziało na prośbę Reutersa o komentarz.