Od końca lat 80. do początku XXI w. ani Moskwa, ani Pekin nie stawiały sobie za priorytet zapobiegania demokratyzacji u swoich sąsiadów. Osłabione kryzysami gospodarczymi i, jak w przypadku Chin, międzynarodowym statusem pariasa po represjach na placu Tiananmen w 1989 r., zarówno Rosja, jak i Chiny spędziły większą część lat 90., próbując ponownie postawić swoje gospodarki na solidnych podstawach, uspokoić inwestorów i wzmocnić polityczną stabilność w kraju. Mimo to oba kraje wyraźnie irytowała chęć Zachodu do rozszerzenia swoich obszarów wpływów aż do ich granic. NATO rozszerzyło się o Polskę i inne kraje byłego Układu Warszawskiego. Stawiając stopę na progu Rosji, mówiło także o włączeniu do Sojuszu Ukrainy. Tymczasem Stany Zjednoczone nie tylko odbudowywały współpracę ze starymi wrogami w Azji, takimi jak Wietnam, ale także konsekwentnie deklarowały swoje prawo do patrolowania Morza Południowochińskiego i innych wód w pobliżu Chin oraz do rozstrzygania sporów na tych morzach. Choć wielu rosyjskich liberałów chciało przyłączenia ich kraju do głównych zachodnich instytucji, takich jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Układ Ogólny w sprawie Taryf Celnych i Handlu (GATT) , Waszyngton przy wielu okazjach odmawiał, co jeszcze bardziej zraziło Moskwę i osłabiło liberałów na Kremlu.
Wielu Rosjan, w tym liderów opinii, postrzegało ekspansję NATO jako jedną z zachodnich strategii osłabiania i wykorzystywania postsowieckiej Rosji. „Nawet prozachodni liberałowie obawiali się, że wykluczenie Rosji z wyłaniającego się ogólnoeuropejskiego systemu bezpieczeństwa opartego na NATO doprowadzi do marginalizacji [Rosji]” - napisał rosyjski analityk Dmitrij Trenin. „Nie sądzimy, że ekspansja NATO jest konieczna, i uważamy, że ta polityka jest powrotem do zimnej wojny” - ostrzegał rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow. Na początku pierwszej dekady XXI w. Rosjanie, i tak już wściekli na ekspansję NATO, często twierdzili, że kolorowe rewolucje w Azji Środkowej i na Kaukazie, które często otrzymywały pomoc amerykańskich i europejskich grup promujących demokrację, były co najmniej spiskami Zachodu mającymi na celu osłabienie Rosji.
Zarówno Chiny, jak i Rosja po objęciu prezydentury przez Władimira Putina najwyraźniej obawiały się również, że demokracja w Azji Wschodniej i Środkowej będzie sprzyjać brakowi stabilności w regionie i potencjalnie niebezpiecznym nastrojom antyrosyjskim i antychińskim. Nie był to zupełnie irracjonalny strach. (…) Częściej Pekin i Moskwa wydawały się po prostu czuć się lepiej w kontaktach z autokratycznymi przywódcami - podobnymi do tych z systemu rosyjskiego z czasów Putina lub najwyższych rangą urzędników Komunistycznej Partii Chin - którzy działali jak operatywni menedżerowie. Jeszcze do niedawna większość chińskich urzędników w Waszyngtonie wciąż miała trudności ze zrozumieniem amerykańskiego systemu kontroli i równowagi lub ze zrozumieniem, że amerykański prezydent nie może po prostu robić tego, co mu się podoba. Na przykład do niedawna Pekin niewiele inwestował w szkolenie swoich urzędników, by byli zdolni lobbować w Kongresie USA lub innych ciałach ustawodawczych w krajach demokratycznych. Ignorując Kongres, Pekin pozwolił swojemu rywalowi Tajwanowi, znacznie mniejszemu graczowi, zdominować grę o wpływy w tej instytucji i w konsekwencji przegrał ważne bitwy na Kapitolu, takie jak próba przejęcia w 2005 r. amerykańskiej firmy naftowej Unocal przez chińskiego giganta CNOOC. Z powodu słabych działań lobbingowych w Kongresie chińscy urzędnicy nie byli w stanie przekonać Capitol Hill, że przejęcie przez CNOOC nie będzie stanowiło zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie Unocal został sprzedany amerykańskiej firmie ChevronTexaco.
CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP
Reklama