Kidałowo to pojęcie z rosyjskiej fieni, czyli gwary więziennej. Oznacza umowne oszukiwanie łocha, czyli frajera. Jeśli jest on trwale bezużyteczny można go porzucić, czyli kidat’.

– Porzucili mnie jak frajera – mówił z rozżaleniem na konferencji w Rostowie nad Donem zimą 2014 r. Wiktor Janukowycz. Ukraiński prezydent stracił wtedy wszystko. Z lidera potężnego klanu, który uwłaszczał się na państwie, stał się po rewolucji godności o dwie dekady postarzałym łochem, który przed kamerami nerwowo złamał długopis.

Ostatnie nagrania z udziałem Alaksandra Łukaszenki przypominają te z Rostowa. Opublikowane przez białoruski kanał propagandowy ujęcia nie pokazują już energicznego dyktatora, który do wszystkich mówi na „ty”. Zastąpił go wypudrowany, przypominający figurę woskową starzec. Bandaż na dłoni sugeruje, że jeszcze niedawno mógł być podłączony do kroplówki.

Możliwe, że jest tak, jak przekonują ludzie reżimu – Łukaszenka złapał wirusa, jest osłabiony, ale wydobrzeje. Specjaliści od propagandy nie odkręcą już jednak spekulacji na temat przyszłości prezydenta, które ostatnia nieobecność nasiliła w skali dotąd niespotykanej. Siła oraz sprawczość dyktatora w wertykałach, pionowych strukturach władzy, są kluczowe. Klienci reżimu nie mogą się domyślać, co się dzieje z liderem. Konsekwencją słabości zawsze jest zamęt i orientowanie się na nowe ośrodki siły. Albo przynajmniej stawianie sobie pytań, co dalej.

Reklama

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej albo w eDGP.