„Wszystko się zmieniło. Ludzie się boją. Wielu myśli o wyjeździe, bo nie sądzą, że można tu jeszcze coś zrobić. Wielu już opuściło to miejsce” – podkreśla w rozmowie telefonicznej Chow.

Narzucone Hongkongowi przepisy przewidują kary nawet dożywocia za nieprecyzyjnie określone przestępstwa, które Pekin uznaje za działalność wywrotową, terrorystyczną, separatystyczną albo zmowę z obcymi siłami. Według krytyków służą one jako narzędzie do rozprawy z ruchem demokratycznym i upodabniają Hongkong do Chin kontynentalnych.

Przed wprowadzeniem nowego prawa szefowa władz Hongkongu Carrie Lam przekonywała, że jest ono potrzebne do ustabilizowania sytuacji społecznej po masowych antyrządowych protestach z 2019 roku i będzie dotyczyło tylko „niewielkiej grupy osób” zagrażających bezpieczeństwu państwa.

Według opozycji doprowadziło ono do drastycznych zmian w życiu całego Hongkongu. „Jest teraz okres ciszy, nikt nie występuje przeciwko temu, co się tutaj dzieje. Ale rozmawiając z ludźmi na ulicy, z przyjaciółmi, wiesz, że niezadowolenie i gniew wciąż tu są, tlą się pod powierzchnią, bez możliwości wyrażenia” – mówi Chow.

Reklama

Symbolem rosnących represji stał się zakaz czuwania w intencji ofiar masakry na placu Tiananmen w Pekinie z 4 czerwca 1989 roku, uzasadniany pandemią Covid-19. Tego rodzaju czuwania odbywały się w Hongkongu od 30 lat i było to jedyne miejsce w Chinach, gdzie masakrę upamiętniano na szeroką skalę. Na kontynencie jest to temat tabu, objęty całkowitą cenzurą.

Na mocy przepisów bezpieczeństwa państwowego policja w Hongkongu zmusiła w praktyce do zamknięcia największy prodemokratyczny dziennik „Pinggwo Yatbou” ("Apple Daily”), Kilkudziesięciu demokratów oskarżono o działalność wywrotową, ponieważ zorganizowali prawybory, by wyłonić najmocniejszych kandydatów w wyborach parlamentarnych. Te z kolei przełożono - oficjalnie z powodu pandemii Covid-19.

Napisane w Pekinie przepisy dotykają nie tylko aktywistów, ale również publiczne media, biblioteki i szkoły. „Nauczyciele znaleźli się pod ogromną presją, by dostosować się do tego nowego dyktatu bezpieczeństwa państwowego. Przestrzeń dla uczenia została bardzo ograniczona. W podręcznikach wiele rzeczy poprzekręcano” – podkreśla Chow.

Jako przykład podaje zmiany w opisie krwawego stłumienia protestów na placu Tiananmen. „Oczywiście nie jest to nazywane masakrą, lecz +wydarzeniami+, w czasie których radykalni studenci usiłowali wymusić na rządzie zmiany i dostali, na co zasłużyli” – mówi aktywistka.

Z ramówki publicznej stacji RTHK znikają tymczasem programy i treści uznawane za niewygodne dla władz. Z bibliotek publicznych usunięto książki niektórych prodemokratycznych autorów. Wszystkie publicznie wyświetlane filmy dokumentalne i fabularne muszą być sprawdzone przez cenzorów pod kątem zgodności z nowym prawem.

Przepisy bezpieczeństwa państwowego zaczęły obowiązywać wieczorem 30 czerwca 2020 roku, dzień przed 23. rocznicą przyłączenia Hongkongu do Chin. 1 lipca w czasie dorocznego protestu prodemokratycznego na mocy nowego prawa zatrzymano pierwszą osobę, 23-letniego wówczas Tong Ying-kita. Za terroryzm i separatyzm grozi mu dożywocie.

Komentatorzy podkreślają też zagrożenie dla praworządności Hongkongu. Proces Tonga rozpoczął się niedawno bez ławy przysięgłych, co oznacza odejście od utrzymywanej dotąd w Hongkongu tradycji wypływającej z prawa brytyjskiego. Zamiast tego jego sprawę rozpatrywać będą sędziowie bezpośrednio wyznaczeni przez władze. Nowe prawo przewiduje również możliwość sądzenia podejrzanych z Hongkongu w Chianch kontynentalnych, gdzie sądy podporządkowane są partii komunistycznej.

Wpływowi działacze demokratyczni Lee Cheuk-yan, Cyd Ho i Avery Ng, którzy w ubiegłym roku przestrzegali w rozmowie z PAP przed szeroko zakrojonymi skutkami przepisów bezpieczeństwa państwowego, siedzą obecnie w więzieniach za protesty z 2019 roku. Za kratami jest również znany aktywista Joshua Wong, jeden z liderów rewolucji parasolek z 2014 roku, a kolejny, Nathan Law, wyjechał do Wielkiej Brytanii, by kontynuować działalność na emigracji.

Chow została w tym roku aresztowana za udział w czuwaniu z 4 czerwca, a następnie zwolniona za kaucją. Jej proces ma się odbyć w listopadzie i również grozi jej więzienie. Nie chciałaby jednak wyjeżdżać z miasta, ponieważ „wciąż jest tu wiele do zrobienia”. „Powiedziałabym, że sytuacja w Hongkongu bardzo się pogorszyła, ale wciąż jest lepiej niż w Chinach. Ale nie wiem, jak długo jeszcze tak będzie" – mówi.