Nie trzeba sięgać daleko wstecz pamięcią, by przypomnieć sobie niemieckie zachęty z 2015 roku dla migrantów z całego świata, by tłumnie przybywali do ich kraju. Za Odrą mieli znaleźć swoje miejsce na Ziemi, a same Niemcy szykowały się, że to właśnie oni staną się motorem napędowym ich gospodarki.
Niemcy znów chcą więcej migrantów
Coś jednak nie wyszło, a miliony migrantów z krajów odmiennych kulturowo wcale nie kwapiły się do podjęcia pracy, za to chętnie wyciągając ręce po wszelakie zasiłki i państwową pomoc. Tama pękła w tym roku, po morderstwie w Solingen, i nagle Niemcy z kraju, który zapraszał wszystkich, zamieniły się w państwo, ignorujące unijne zasady, zamykające wspólne granice i chcące rozprawić się z migrantami na przeróżne sposoby. W tle jednak zostawili sobie pewną furtkę, nawiązującą do swej polityki otwartych drzwi sprzed dekady, uchwalając w czerwcu 2024 roku tzw. „kartę szans”.
Pod tą piękną nazwą kryje się cała masa ułatwień dla migrantów spoza Unii Europejskiej, ale pod warunkiem, iż są to osoby wykształcone i chcące w Niemczech podjąć pracę. By taką kartę zdobyć, konieczne jest wylegitymowanie się znajomością języka niemieckiego na poziomie podstawowym, lub biegłym angielskim, a do tego dyplomem ukończenia studiów, albo zaświadczeniem o przejściu szkolenia zawodowego.
- Wprowadzamy kartę szans z przejrzystym systemem punktowym, aby osoby, których potrzebuje nasz kraj, mogły łatwiej do nas przychodzić – chwalił się w czerwcu swym projektem Hubertus Heil, minister pracy w rządzie kanclerza Scholza.
Migranci nie chcą pracować w Niemczech
I co mogło pójść nie tak? Jak informuje Bild, oficjalnie rząd oczywiście nie przyznaje się do porażki swego nowego migracyjnego programu i przez pierwsze miesiące starał się nawet nie ujawniać jego efektów, milczeniem zbywając wszelkie pytania o losy „kary szans”. Dopiero upór prawnika ds. migracji wykwalifikowanych, Sebastiana Klausa, zmusił rządzących do pochwalenia się liczbami. I jak wynika z dopiero co ujawnionych danych, od czerwca chęć podjęcia w Niemczech pracy wyraziło zaledwie 2360 wykwalifikowanych pracowników z krajów spoza UE. Tymczasem rząd liczył, że liczba ta osiągnie pułap przynajmniej 10 tys.
Jak wynika z danych MSW, ci którzy decydowali się na skorzystanie z „karty szans” byli ludźmi posiadającymi raczej odpowiednie wykształcenie, gdyż odrzucono zaledwie 15 proc. wniosków. Jakby tego było mało, w czołówce krajów, z których pochodziły owe wykształcone osoby, ze świecą można szukać państw będących dziś podstawą nielegalnej migracji do Europy, czyli afrykańskich. Najwięcej wniosków pochodziło bowiem od obywateli Indii, Chin, Turcji i Rosji, a dopiero na piątej pozycji znalazła się Tunezja.
W tym samym czasie, gdy chęć pracy na podstawie „karty szans” zgłosiło jedynie niecałe 2,5 tys osób w miarę wykształconych i takich, jakich potrzebuje niemiecka gospodarka, w Niemczech złożono 80 tys. wniosków o azyl. Czy zatem Niemcy przyznają się do porażki swego kolejnego migracyjnego pomysłu? Nic bardziej mylnego.
- Nadal widzimy duży potencjał w „karcie szans” jako nowym instrumencie – powiedział Bildowi rzecznik MSW Niemiec.