Sinieoka, która w Rosji jest uznana za tzw. zagranicznego agenta, opowiedziała PAP, że w ciągu pierwszego roku po rozpoczęciu przez Moskwę wojny na pełną skalę w samej Rosji wciąż pozostawało pewne miejsce na w miarę niezależną dyskusję. - Ale dziś jest to całkowicie zabronione. Ludzie się boją, mają depresję. Moi przyjaciele powiedzieli mi, że ze strachu omawiają swoje problemy głównie ze sztuczną inteligencją, a nie między sobą - podkreśliła filozofka.

Przerażająca wizja przyszłości

Ekspertka przekazała jednocześnie, że według jej obserwacji w ostatnich miesiącach ludzie, którzy pozostali w Rosji, na nowo zaczynają szukać kontaktu z tymi, którzy wyjechali. - Wcześniej ten kontakt był zerwany, mówiono, że lepiej nie rozmawiać, żeby się nie kłócić i nie stać się wrogami. Ale teraz widzę, że ludzie chcą odbudować kontakty z tymi, którzy wyjechali. Gdy ludzie zrozumieli, że to (wojna) będzie trwało długo, że nie ma na co czekać,(...) że nawet gdy wojna się zakończy, sytuacja w Rosji będzie straszna, zaczęli szukać kontaktu z tymi, którzy opuścili kraj - opowiadała PAP filozofka, która po inwazji Rosji na Ukrainę wyjechała do Francji, gdzie założyła Niezależny Instytut Filozofii, uznany w Rosji za organizację niepożądaną.

Podkreśliła, że obóz prowojenny w Rosji, który chce kontynuacji agresji, utrzymuje, że „wojna przynosi Rosji wiele korzyści, Rosjanie budzą szacunek, mają dzięki temu godną pozycję na świecie i pomyślne perspektywy na przyszłość”. Według ich wizji niepodległa Ukraina nie powinna istnieć. - Ta idea, która częściowo przyszła od Putina, a częściowo od (ideologa słowiańskiego imperializmu Aleksandra - PAP) Dugina, że centrum przyszłego świata ma być na Kremlu i że rosyjskie państwo nie ma granic, jest naprawdę przerażająca - dodała.

Brak zaangażowania w życie polityczne. To był błąd

Sinieoka przyznała, że ona sama do końca nie mogła uwierzyć w to, że Rosja dokonała inwazji przeciwko Ukrainie. - Może przez to, że żyłam w swojej bańce, w której ludzie mieli inną pozycję niż stanowisko oficjalne. Myślę, że problemem mojego pokolenia było to, że nie angażowaliśmy się w życie polityczne. Myśleliśmy, że te wszystkie „izmy" już odeszły do przeszłości i teraz możemy żyć normalnie, możemy pracować, prowadzić badania i to wystarczy. Myśleliśmy, że polityka jest dla polityków. Cieszyliśmy się naszym prywatnym i akademickim życiem, nie chcieliśmy być jakimiś aktywistami Komsomołu... - opowiadała PAP filozofka.

- Teraz wiem, że to był błąd. Wiem, że to była reakcja na to wszystko, czego doświadczyliśmy wcześniej. Szkoda. Może gdyby środowisko naukowe było bardziej otwarte, wychodziło do ludzi, tak jak na przykład we Francji, gdzie w telewizji czy w radiu o sprawach filozoficznych, ale też dotyczących życia codziennego opowiadają poeci, myśliciele, pisarze, społeczeństwo by się zmieniło szybciej - zastanawiała się.

Kult władzy

- Widzimy, że w ciągu 30 lat nie nastąpiły duże zmiany w sposobie myślenia, bardzo szybko wraca się do agresji - kontynuowała Sinieoka, która jest członkiem korespondentem Rosyjskiej Akademii Nauk. Według niej Kreml zdawał sobie jednak sprawę, że jeśli pozwoli społeczeństwu na dalsze zmiany, za kilkadziesiąt lat nikt nie będzie chciał powrotu do „nacjonalistycznych i imperialistycznych postaw”.

- Ludzie po prostu podążają za władzą. W Rosji do dziś panuje kult władzy. To jest problem, to się nie zmieniło. Nie upłynęło wystarczająco dużo czasu, by państwo mogło się zmienić - oceniła filozofka.

Z Waszyngtonu Natalia Dziurdzińska