"Chodzi nie o to, że prawdopodobnie był to zamach na jednego z opozycjonistów w Rosji, lecz o naruszenie konwencji o zakazie broni chemicznej. To naprawdę poważna historia" - powiedział politolog Jewgienij Minczenko rosyjskiej redakcji BBC News. Jego zdaniem fakt, iż znów użyty został bojowy środek trujący typu Nowiczok, wzmocni jeszcze ten efekt.

Z kolei ekspertka Tatiana Stanowaja uważa, że pomiędzy próbą otrucia Nawalnego i zamachem na Siergieja Skripala istnieje zasadnicza różnica. Do domniemanego otrucia opozycjonisty doszło na terenie Rosji, a nie za granicą. Tym razem więc nie można Rosji oskarżyć o użycie bojowych środków trujących na terytorium obcego państwa.

Dyrektor państwowego think tanku - Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych, Andriej Kortunow prognozuje, że Rosję może teraz czekać inspekcja Organizacji ds. Zakazu Broni Chemicznej. Kortunow, specjalista w sprawach międzynarodowych, uważa, że sytuacja wokół Nawalnego poskutkuje kryzysem w relacjach z Zachodem. Kryzys ten "nie będzie uregulowany szybko" - ocenił ekspert.

Reklama

Zdaniem Stanowej strona rosyjska w reakcji na oskarżenia Berlina będzie "przeciągać proces" i żądać od Niemiec przedstawienia wyników badań. "Tutaj otwiera się pole do rozmaitych spekulacji. Można powiedzieć, że dane są wątpliwe i niewystarczające" - zauważa ekspertka.

W ocenie Kortunowa Rosja przywykła do tego, by w odpowiedzi na oskarżenia Zachodu przybierać pozę obojętną i lekceważącą. "Jednak teraz wygranie wojny informacyjnej będzie dla Rosji bardzo trudne. Ile byśmy nie mówili, że lekarze w Omsku uważają inaczej, to światowa opinia publiczna przyjmie wersję niemiecką" - powiedział szef Rady Spraw Międzynarodowych.

Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)