Dlaczego w Kazachstanie wybuchły antyrządowe protesty?
Sytuacja dojrzewała od dawna - ludzie biednieli, rosło niezadowolenie z władzy Nursułtana Nazarbajewa. Nawet po przekazaniu w 2019 r. stanowiska prezydenta Kasym-Żomartowi Tokajewowi wszyscy świetnie rozumieli, że nazarbajewszczyzna, jak ją określano, trwa, a wraz z nią korupcja. I grabienie narodu. Sygnałem ostrzegawczym były jesienne protesty w mieście Aktau. W końcu na początku stycznia nastąpił wybuch. Jednak przez brak realnej opozycji nie było komu stanąć na czele protestu, więc przerodził się on w chaotyczny, gdzieniegdzie krwawy bunt, jak w Ałmaty. Rewolucje nie bywają bezkrwawe, zwłaszcza w Azji Centralnej. Kazachstan to azjatycki kraj, który nie wypracował dotychczas cywilizowanych form protestu. Także ze względu na brak opozycyjnych partii, które zlikwidowano. W takich warunkach żaden ruch rewolucyjny nie zakończy się pokojowo.
Powiedział pan, że protesty nie miały lidera. A przebywający we Francji Muchtar Äblazow, który stara się sprawiać wrażenie, że nimi kierował?
On chciałby być liderem, prowadzi nawet pracę informacyjno-propagandową - i niewielka grupa ludności go popiera. Ale nikt z nas, kto przebywa na emigracji, nie może być liderem opozycji. Jej przywódca powinien być w kraju. Świetnie to rozumie Rosjanin Aleksiej Nawalny. Äblazow ma taką pozycję jak np. mieszkający w Szwajcarii Michaił Chodorkowski. Jakiż z niego lider dla Rosji? Poza tym dla Kazachów Äblazow to bankier, oligarcha, miliarder. Zwykli ludzie takim nie wierzą.
Reklama
Czyli znów jak Chodorkowski dla wielu Rosjan.
Właśnie.
Jaka była pozycja Nazarbajewa przed wybuchem protestów?
Do ostatniego dnia pozostawał u władzy, niezależnie od tego, że prezydentem był Tokajew. Ale ze względu na wiek, bo ma 81 lat, i stan zdrowia nie mógł już kierować państwem. Stopniowo przekazywał stanowiska nowemu prezydentowi. Oddał mu Zgromadzenie Narodów Kazachstanu i Światło Ojczyzny, czyli partię władzy. Żadna z tych struktur nie miała wielkiego wpływu na sytuację w kraju, bo państwem zawsze jednoosobowo zarządzał prezydent. Tokajew ze względu na cechy charakteru i pełną podległość Nazarbajewowi nie miał szans z sukcesem rządzić krajem w tak autorytarny sposób. Jego inicjatywy były hamowane przez rząd i inne polityczne struktury, które teoretycznie powinny bez szemrania wykonywać jego polecenia. Brak poczucia tradycyjnego, zdecydowanego, autorytarnego kierownictwa, do którego przywykł kraj, doprowadził do pogromów w Ałmaty i innych regionach. W tej sytuacji struktury siłowe okazały się całkowicie zdemoralizowane. Policja i Komitet Bezpieczeństwa Narodowego (UKK) nie przedsięwzięły środków niezbędnych do tego, by koordynować zarządzanie kryzysem. Dlatego nie zdołano zapobiec ofiarom, które były efektem powstania.
Na ile prawdziwe są oskarżenia Tokajewa, że w UKK dojrzewała zdrada, której wynikiem było oddanie Ałmaty pod kontrolę uzbrojonym powstańcom? Pod takimi zarzutami aresztowano dotychczasowego szefa UKK Käryma Mäsymowa.
Wydarzenia ostatnich dni nie były efektem działań 20 tys. terrorystów z zagranicy, o których teraz opowiadają władze. To wygląda na próbę usprawiedliwienia własnych decyzji. Organy siłowe, zwłaszcza UKK, nie podjęły działań potrzebnych do ochrony państwa, a to ich główne zadanie. Tokajew i - mówmy szczerze - prezydent Rosji wykorzystują to do opowiadania, że Mäsymow planował zamach stanu. Ale biorąc pod uwagę nieobecność Nazarbajewa w kraju oraz bezradność Tokajewa, to gdyby Mäsymow chciał przeprowadzić przewrót, to 20 tys. terrorystów nie byłoby mu do tego potrzebne - bo w UKK jest ponad 40 tys. funkcjonariuszy. Nie da się stwierdzić, czy Mäsymow planował przewrót. Ale to, że nie podjął działań, by zapewnić spokój w Ałmaty, to fakt. Przez cały czas czekał na rozkazy od Nazarbajewa. A on najwyraźniej nie był już w stanie dowodzić. Bezczynność Mäsymowa i jego zastępcy Samata Äbysza (bratanka Nazarbajewa - red.) doprowadziła do tego, że pozwolono przestępcom zdobyć broń, splądrować siedzibę UKK w Ałmaty. Za to wszystko realnie odpowiada kierownictwo UKK, ale twierdzenie, że szykowało ono przewrót, to przesada. Zresztą władze często zrzucały winę za kryzysy na rzekomych spiskowców i terrorystów. Identycznie argumentowano w 2001 r. Tę narrację wymyślił ponad 20 lat temu Jermuchamet Jertysbajew, ówczesny doradca Nazarbajewa.

Cały wywiad z przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.