Jewgienij Prigożyn, kurator najemników z Grupy Wagnera, podtrzymał wczoraj wcześniejsze zapowiedzi wycofania się z Bachmutu ze względu na niedobór amunicji, której resort obrony nie dostarczył. W międzyczasie minister Siergiej Szojgu miał mu obiecać pokrycie deficytu amunicji, ale obietnica miała nie zostać spełniona. Do zamknięcia tego wydania DGP losy obecności wagnerowców w mieście, które stało się miejscem najostrzejszej walki obecnej fazy rosyjskiej agresji na Ukrainę, nie zostały rozstrzygnięte. Ataki Prigożyna na dowódców są przy tym coraz ostrzejsze. Na nagraniu opublikowanym 9 maja Prigożyn, ze względu na swoje pozawojskowe interesy nazywany kucharzem Władimira Putina, pozwolił sobie nawet na sugestię, że prezydent nie jest zdolny do rządzenia w warunkach wojny.

– Szczęśliwy dziadek myśli, że ma dobrze. Jeśli będzie miał rację, daj Boże, zdrowia wszystkim. A co ma zrobić kraj, nasze dzieci, wnuki, przyszłość Rosji i jak wygrać wojnę, jeśli przez przypadek – tak się tylko zastanawiam – okaże się, że ten dziadek jest skończonym durniem? – pytał, co komentatorzy uznali za atak na Putina. Wczoraj Prigożyn w rozmowie z RTVI zaprzeczył, by chodziło o prezydenta. Rzecznik Putina Dmitrij Pieskow powiedział zaś, że na Kremlu z braku czasu nie oglądano nagrania. Kurator wagnerowców zapowiadał wcześniej, że najemnicy zostaną zastąpieni w Bachmucie przez siły wierne przywódcy Czeczenii Ramzanowi Kadyrowowi (innym sojusznikiem Prigożyna jest nazywany dowódcą Rosgwardii gen. Wiktor Zołotow). Dają się jednocześnie wyczuć napięcia między nimi a Siergiejem Szojgu i gen. Walerijem Gierasimowem, szefem Sztabu Generalnego. Prigożyn niejednokrotnie obrzucał ich rozbudowanymi wulgaryzmami.

Pośrednikiem w ich kontaktach z Prigożynem został dowódca sił wojskowo-kosmicznych gen. Siergiej Surowikin. W charakterze kija – jak twierdzi kurator wagnerowców – zastosowano ostrzeżenie, że wyjście z Bachmutu zostanie uznane za zdradę ojczyzny. – Tak naprawdę ministerstwo nie zamierza się dogadywać z Prigożynem. Wręcz przeciwnie, resort chce przejąć kontrolę nad wagnerowcami. Stąd misja dla Surowikina i niedawne powołanie gen. Michaiła Mizincewa na zastępcę dowódcy Grupy Wagnera. Niby obaj mają dobre relacje z Prigożynem, ale jednak przychodzą z resortu – zauważa politolog Iwan Prieobrażenski. – Prigożyn znalazł się w ślepej uliczce. Albo wyjdzie z Bachmutu i wtedy odbiorą mu kontrolę nad wagnerowcami, a mogą też oskarżyć o zdradę, albo nie wyjdzie, a wówczas w przypadku spodziewanej ukraińskiej kontrofensywy grupa znajdzie się na pierwszej linii i zostanie zlikwidowana w boju – dodaje. Zdaniem Prieobrażenskiego atak na Putina był aktem rozpaczy, że prezydent nie zareagował na apele o amunicję. – Prigożyn nie ma już nic do stracenia – mówi nasz rozmówca.

Cały artykuł przeczytasz w dzisiejszym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.

Reklama