Strategia zrównoważonego rozwoju „Ukraina 2020”, zatwierdzona w styczniu 2015 r. przez ówczesnego prezydenta Ukrainy Petra Poroszenkę zakładała, że w 2020 r. kraj przestanie być europejskim outsiderem i zacznie wreszcie wykorzystywać swój potencjał gospodarczy. Po pięciu latach, mimo pasma wyrzeczeń i coraz silniejszego zaciskania pasa przez Ukraińców, niemal nic z tego, co wówczas zakładano, nie udało się zrealizować.

Wielkie plany modernizacji

„Celem Strategii jest wprowadzenie na Ukrainie europejskich standardów życia i uczynienie z Ukrainy ważnego kraju na świecie. (…) Ukraina ma się stać państwem z silną gospodarką i zaawansowanymi innowacjami. Żeby to osiągnąć, konieczne jest odbudowanie stabilności makroekonomicznej, zagwarantowanie zrównoważonego wzrostu gospodarki w sposób proekologiczny, stworzenie sprzyjających warunków dla prowadzenia działalności gospodarczej i przejrzystego systemu podatkowego” – przekonywali autorzy dokumentu, wskazując na główne kierunki działań, które miały do tego doprowadzić. W sferze gospodarczej stawiano na przeprowadzenie reform strukturalnych. Dowodem, że zakładane cele udało się zrealizować, miały być konkretne, mierzalne, obiektywne wskaźniki.

W 2020 r. Ukraina miała zająć miejsce w pierwszej trzydziestce rankingu Banku Światowego Doing Business, otrzymać rating kredytowy agencji Standard and Poor’s nie niższy niż BBB, a w prowadzonym przez Światowe Forum Ekonomiczne rankingu konkurencyjności wejść do pierwszej czterdziestki najlepszych gospodarek świata. PKB Ukrainy w przeliczeniu na głowę mieszkańca miał sięgać 16 tys. dol. (obecnie wynosi 3200 dol.), a bezpośrednie inwestycje zagraniczne miały w latach 2015 – 2020 przekroczyć łącznie 40 mld dol. Deficyt budżetowy miał być mniejszy niż 3 proc. PKB, a ogólne zadłużenie, jak wówczas zakładano, miało nie przekraczać progu 60 proc. PKB. Zapowiadano też skuteczną walkę z korupcją – w rankingu percepcji korupcji prowadzonym przez Transparency International Ukraina miała zająć miejsce w pierwszej pięćdziesiątce najmniej skorumpowanych krajów świata.

Reklama
W latach 2015 – 2020 bezpośrednie inwestycje zagraniczne miały przekroczyć łącznie 40 mld dol.

A co z tego wyszło?

W rankingu Doing Business Ukraina zajmuje w 2020 r. dalekie, 64. miejsce, choć udało się wynik z 2019 r. poprawić o siedem „oczek” i aż o 32 miejsca – w porównaniu z 2015 r. Rating kredytowy to dziś zaledwie „śmieciowe” B (emitent jest wypłacalny, ale niekorzystne warunki ekonomiczne najprawdopodobniej negatywnie wpłyną na jego możliwości i gotowość realizowania wypłaty z tytułu zadłużenia), choć na otarcie łez agencja Standard and Poor’s określa go jako stabilny. Jak argumentowali wiosną analitycy, nie zważając na niewielki deficyt budżetowy i zmniejszenie poziomu długu publicznego w stosunku do PKB, istnieje dla Ukrainy ryzyko związane z pogorszeniem się stanu światowej gospodarki, a zmiany personalne w rządzie nie pozwalają zrozumieć, jaka będzie dynamika reform i stosunek wierzycieli do Kijowa.

We wrześniu ocena była nadal mało optymistyczna, choć agencja S&P dostrzegła pozytywne tendencje: „Rating kredytowy Ukrainy odzwierciedla niski dochód na głowę mieszkańca, a także skomplikowane środowisko instytucjonalne i sytuację polityczną. Podniesienie jakości polityki makroekonomicznej od 2015 r., a także zwiększenie rezerw walutowych, są pozytywnymi czynnikami wpływającymi na rating”. Zdaniem analityków, pozytywny wpływ na rating ma także program reform, który daje rządowi dostęp do pożyczek kapitałowych oraz do finansowania na ulgowych warunkach udzielanego przez międzynarodowe instytucje finansowe. Równocześnie S&P ostrzegło, że może obniżyć i tak już niski rating Ukrainy w przypadku problemów z pozyskiwaniem kredytów z instytucji międzynarodowych.

Ukraina już kolejny rok spada w rankingu konkurencyjności Światowego Forum Ekonomicznego Global Competitiveness Index. W 2015 r. była na 79. pozycji, w 2019 r. na 85. spośród 141 uwzględnionych w notowaniu państw. Najgorsza sytuacja była w systemie finansowym (spadek o 19 miejsc na 136. pozycję) i ochrony zdrowia (spadek o 9 oczek i ostatecznie 101. miejsce). Za to zdecydowanie poprawiła swoje notowania w dziedzinie „rynek towarów” (skok z 73. na 57. miejsce).

W rankingu Doing Business Ukraina zajmuje w tym roku dalekie, 64. miejsce.

Bezpośrednie inwestycje zagraniczne zamiast rosnąć spadają, a inwestorzy coraz częściej uciekają z Ukrainy. W rezultacie o 40 mld dol. nie ma nawet co marzyć. W 2015 r. inwestorzy włożyli w gospodarkę Ukrainy 2,96 mld dol., w 2016 r. odnotowano rekordowe 3,28 mld dol., potem było już słabiej – w 2017 r. 2,2 mld dol., w 2018 r. 2,35 mld dol., a w 2019 r. 2,5 mld dol. W sumie zaledwie 13,29 mld dol. W dodatku, według danych ukraińskiego banku centralnego NBU, w pierwszym kwartale 2020 r. zamiast rosnąć inwestycje zmalały o 1,6 mld dol.

„Ukraina przekształca się raczej w postrach niż w magnes dla międzynarodowego kapitału” – komentowały opiniotwórcze „Nowoje Wriemia” w analizie poświęconej problemowi kurczenia się inwestycji zagranicznych. „Inwestorzy nie chcą inwestować na Ukrainie. Nie ma przesłanek, by ich nastroje się poprawiły” – komentowała Anna Derewianko z Europejskiego Stowarzyszenia Biznesu. Potwierdza to najnowsze badanie tej organizacji – zdaniem 47,9 proc. ankietowanych inwestorów zagranicznych klimat inwestycyjny nad Dnieprem się pogarsza, przeciwnego zdania jest 9,4 proc.

W najnowszym rankingu percepcji korupcji Transparency International Ukraina spadła o dwa miejsca, otrzymując zaledwie 30 na 100 możliwych punktów. Zajmuje wstydliwą 126. pozycję spośród 180 badanych krajów.

Nie udało się też osiągnąć zakładanych wskaźników, jeśli chodzi o wysokość deficytu budżetowego – dziś to 7,5 proc. zamiast zakładanych 3 proc. PKB, a dług publiczny na koniec I kwartału 2020 r. wynosił aż 78,8 proc. PKB zamiast maksymalnie 60 proc.

Mimo to ukraiński rząd patrzy na sytuację z optymizmem. „Jeśli wziąć kraje europejskie i popatrzeć, jakie są deficyty budżetowe w rozwiniętych gospodarkach, w sąsiednich krajach, to Ukraina ma jeden z najniższych deficytów. 7,5 proc. w 2020 r. to jeden z najniższych w Europie wskaźników” – przekonywał premier Denis Szmyhal.

Winien „efekt Matsuyamy”?

Zdaniem ukraińskiego ekonomisty Aleksieja Kuszcza problemy Ukrainy na drodze do sukcesu to rezultat przyjęcia złego modelu gospodarczego. „Nasz kraj ma stosunkowo niewielkie doświadczenie w budowaniu gospodarki rynkowej. Jak u wszystkich neofitów prowadzi to do egzaltacji w sferze reform i poważnych błędów” – ocenia. Jak zauważa, na ukraińskiej gospodarce odbija się boleśnie tzw. efekt Matsuyamy, czyli zaobserwowane i opisane przez japońskiego naukowca zjawisko polegające na tym, że jeśli w gospodarce jest jeden wysoko rentowny sektor, to wówczas wszystkie zasoby, a przede wszystkim kapitał, będą koncentrowały się na tym sektorze, zaś pozostałe branże będą niedokapitalizowane i z ograniczonym potencjałem wzrostu.

Ukraina to mała, otwarta i surowcowa gospodarka.

W warunkach otwartej gospodarki koncentracja i rozszerzanie sektora rolniczego prowadzi do upadku przemysłu i zahamowania wzrostu gospodarczego. Dla porównania Kuszcz podaje przykład sąsiedniej Białorusi, która stawiając na rolnictwo ma, w przeciwieństwie do Ukrainy, gospodarkę zamkniętą, stosującą bariery dla dostawców towarów przemysłowych z zagranicy. Tam wzrost w rolnictwie pociągnął za sobą rozwój rodzimego przemysłu nastawionego na zaspokojenie jego potrzeb.

„Ukraina to mała, otwarta i surowcowa gospodarka” – twierdzi Kuszcz. Jego zdaniem, by odwrócić niekorzystny trend kraj ma dwie możliwości. Jedną jest zamknięcie gospodarki i wprowadzenie protekcjonizmu. Drugą jest utrzymanie otwarcia z równoczesnym wprowadzeniem odpowiednich rozwiązań podatkowych, które zachęcą kapitał do inwestowania w innych sektorach, nie tylko w rolnictwie, np. w postaci ceł wywozowych na nieprzetworzone płody rolne, co stymuluje rozwój przetwórstwa. Jednak, jak zauważa Kuszcz, istnieje „instytucjonalna pułapka – im większa dochodowość firm z sektora rolniczego, tym silniejszy jest polityczny lobbing i tym mniejsze są szanse na wprowadzenie takich zmian.”

„Gdyby ktoś powiedział Matsuyamie o koncepcji „wielkiego państwa rolnego”, które jednocześnie maksymalnie otwiera swój rynek wewnętrzny na import, to – jak wypada powściągliwemu Japończykowi – tylko by się uśmiechnął” – podsumowuje ukraiński ekonomista.

Michał Kozak