Z Waldemarem Skrzypczakiem rozmawia Magdalena Rigamonti
Dawno się nie widzieliśmy.
Ostatnio to jeszcze chyba przed rządami Prawa i Sprawiedliwości.
Tak, marzec 2015 r. Mówił pan wtedy, że powinniśmy zerwać stosunki z Ukrainą.
Reklama
Pamiętam, wtedy w ukraińskim parlamencie przegłosowano ustawę gloryfikującą UPA.
A pana wuja UPA zamordowała, przybijając widłami do drzwi stodoły.
No, ale teraz mamy wojnę. Putin napadł na Ukrainę. Wtedy, w 2015 r., przyjęcie ustawy o UPA traktowałem jako gest antypolski. Teraz jestem pewien, że w obliczu wojny Ukraińcy zrozumieli, iż popełnili wówczas błąd wobec Polaków.
Zmienił pan swoje poglądy na temat Ukraińców?
To nie chodzi o poglądy. To, co spotkało w tamtych czasach moją rodzinę, zawsze będę mieć z tyłu głowy, zawsze będę o tym pamiętać. Ale nie chcę się na tym skupiać. Skupiać się trzeba na tym, co tu i teraz, oraz na przyszłości. Na budowaniu wspólnej przyszłości Polski i Ukrainy. Rozpamiętywanie Wołynia służy już nie historykom, lecz histerykom, bo to oni żyją resentymentami. Pani ma dzieci, ja mam dzieci i patrzę w przyszłość. Na pewno nie zbudujemy nic dobrego na nienawiści do Ukraińców. Ukraina jest naszym sąsiadem, jest w stanie wojny, więc warto, a właściwie trzeba, zweryfikować swoje poglądy. Ja je też zweryfikowałem, bo dla mnie zagrożeniem jest Rosja i Putin. Nie chcę już myśleć o tym, co się stało na Wołyniu w 1943 r.
Rozmawialiśmy siedem lat temu po zawłaszczeniu przez Rosję Krymu. „Trzy dni jesteśmy w stanie się bronić” - tak pan mówił.
Wszystkie gry wojenne, które były prowadzone przez Wojsko Polskie, na to wskazywały. W jednej z tych wielkich gier wojennych armia rosyjska dość łatwo doszła pod Warszawę. Jako wojskowi tak ocenialiśmy wtedy jej potencjał. Okazuje się, że go przeceniliśmy. Moskwa umiejętnie budowała swój mit wielkości. I ten mit upadł już 27 lutego tego roku, kiedy się okazało, że ofensywa rosyjska się załamała, a armia Putina to kolos na glinianych nogach.
Ale ten kolos walczy cały czas, do tego torturuje i morduje.
Na tej wojnie obie strony nie biorą jeńców. Albo inaczej: biorą tylko wtedy, kiedy patrzą ci, którzy nie powinni patrzeć i widzieć. Tylko dzięki temu patrzeniu jest jeńcem i jakieś prawo go chroni.
A bez patrzenia to...
To jest wojna i obie strony mają specyficzny stosunek do jeńców. Nic jednak nie usprawiedliwia mordów na jeńcach. Rosjanie to zaczęli.
A teraz oko za oko.
Oko za oko. Poza tym Ukraińcy biorą odwet za Irpień, za Buczę. Muszą brać. Jako wojskowy nie mówię, że to uzasadnione, ale takie jest oblicze wojny. Jest takie niepisane prawo wojenne, że żołnierze, którzy widzą pomordowanych swoich, szukają zemsty. Tak było w czasie II wojny światowej, tak było w czasie innych wojen. Poza tym Rosjanie zawsze się wyróżniali bestialstwem.
No tak, ale Ukraina chce być w NATO i w Unii Europejskiej.
Po wojnie wszyscy zapomną o jej obliczu, o tych bestialstwach, mordach.
Zbierane są przecież świadectwa i przekazywane do Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze.
Rosjanom będzie się pamiętać, co robili w czasie wojny, Ukraińcom nie, bo oni zostali zaatakowani, najechani. Trzeba jednak mieć na uwadze, że Rosjanie się przygotowują do procesów. Zbierają dowody, które będą chcieli wykorzystywać przeciwko Ukraińcom. Według mnie wszyscy zajmą się odbudową i kształtowaniem nowej Ukrainy. Oczywiście, jeśli wojna skończy się w sposób pokojowy. Na pewno jednak nie w tym roku. Moim zdaniem będzie jeszcze trwała długo.
Polacy, których stać, kupują mieszkania na Zachodzie...
Wiem, żeby w razie czego móc uciec.
Pan też?
Nie, ja nie. Ja zostaję.
Wiem, że pan ma mundur, kiedyś mi pan mówił o kolekcji szabli i o tym, że w razie czego, to byli podwładni nawet czołg dla pana znajdą.
Ja jestem za stary, żeby mnie ktoś wziął do wojska. Mogę co najwyżej okop wykopać i schować w nim rodzinę.
Siedem lat temu był pan gotowy do walki.
No właśnie, siedem lat temu. Dawno. Wiele się przez te siedem lat zmieniło. Układ polityczny też. Nikt z nas nie przypuszczał, w jakim kierunku pójdzie Polska. Miała pani takie wyobrażenie? Nikt z nas nie miał. Ja nie miałem, może dlatego byłem bardziej wojowniczy. Upłynęło sporo czasu. Jestem już dziadkiem.
I ojcem 13-latki.
Też. Ale mam też ponad 40-letniego syna, który ma dzieci, a ja jestem ich dziadkiem. Jeśli byłaby potrzeba i bym się do czegoś nadał, to na pewno bym działał, pomagał.
Walczył?
Walczył. Chociaż nie byłbym już tak sprawny na polu walki, jak ktoś młody, wysportowany, kto się przeczołga, wskoczy.
Kiedyś za jednego Skrzypczaka chcieli dawać pięciu ruskich.
Generalnie duch we mnie nie gaśnie i trzeba być przygotowanym. I budować w naszym narodzie odporność, siłę. Kluczem czy raczej podstawą jest wiara w to, że możemy się oprzeć każdej agresji.