"Dla NATO szczyt w Wilnie był okazją do wykazania się odwagą, wyobraźnią i odpowiedzią na nową sytuację bezpieczeństwa w Europie. Oraz do uznania, że szczyt w Bukareszcie w 2008 roku był katastrofalny i nie może się powtórzyć. Pod każdym z tych względów NATO zawiodło - najwyraźniej pod wpływem Stanów Zjednoczonych, a w szczególności administracji Bidena, która zachowuje niewytłumaczalną nieśmiałość i niechęć do konfrontacji z Rosją, bez względu na to, ile razy widzieliśmy, że groźby eskalacji ze strony Rosji są bezpodstawne i nie jest ona niepokonaną, spójną potęgą, za jaką chce uchodzić. Z niewytłumaczalnych powodów Stany Zjednoczone nie chcą dostosować się do nowej rzeczywistości" - mówi Giles oceniając rezultaty zakończonego w środę szczytu NATO.

Jak dodaje, szczyt okazał się niemal całkowitym powtórzeniem tego, co miało miejsce w Bukareszcie w 2008 roku i co jak, przypomina, stało się dla Rosji bodźcem do inwazji na Gruzję niemal od razu po zakończeniu tamtego szczytu, a później na Ukrainę. Zaznacza on, że choć poza szalenie optymistycznymi komentatorami, nikt, nawet na Ukrainie realistycznie nie spodziewał się, że zostanie ona natychmiastowo przyjęta do NATO, tym niemniej może być ona rozczarowania faktem braku konkretów w sprawie członkostwa.

Zapytany o to, co NATO mogło i powinno było zaoferować Ukrainie, Giles odparł, że między obecną sytuacją, która jest tylko powtórką z 2008 roku, a maksymalistyczną opcją natychmiastowego przyjęcia jej do Sojuszu, może być dowolna liczba kroków. "Są to dwie skrajności, a pomiędzy nimi istniało wiele opcji oferowania jakiegokolwiek nowego rodzaju gwarancji bezpieczeństwa lub stworzenia koalicji na rzecz obrony Ukrainy, co dałoby więcej w celu zapewnienia jej bezpieczeństwa, lub też należało faktycznie określić konkretne warunki, na jakich Ukraina mogłaby uzyskać członkostwo, określić harmonogram, czy po prostu uniknąć języka, który mamy w komunikacie, że Ukraina będzie mogła ubiegać się o członkostwo po spełnieniu warunków bez określenia, jakie są te warunki. Jest to rodzaj języka, który tworzy szarą strefę, a jak wiemy, dla Rosji szara strefa to zielone światło" - wyjaśnia ekspert.

Reklama

Rosja może być zadowolona z efektów szczytu

Giles uważa, że nawet wycofania sprzeciwu Turcji wobec przyjęcia Szwecji nie można w pełni uważać za sukces. "To smutna demonstracja faktu, że organizacja opierająca się na konsensusie jest zakładnikiem każdego jej członka, który chce wykorzystać ten mechanizm dla własnych interesów, zamiast myśleć w perspektywie wspólnego bezpieczeństwa europejskiego. Dla Szwecji i Finlandii to natychmiastowe uświadomienie sobie ograniczeń sojuszu obronnego, do którego wchodzą. Owszem, w końcu sprawa została rozwiązana, ale absolutnie nie powinny były iść na kompromis w sprawie własnych wartości i wewnętrznych ustaleń, aby zadowolić Turcję i umocnić jej pozycję jako wymuszacza" - przekonuje.

Jego zdaniem, Rosja może być zadowolona z efektów szczytu. "Ogromnie krzepiący dla niej będzie fakt, że parasol ochronny obejmujący tak dużą część Europy, nie został w żaden znaczący sposób rozciągnięty na Ukrainę. Wytyczono bowiem granicę między tym, czego kolektywny Zachód będzie bronił, a czego nie. Tą linią jest członkostwo w NATO - Finlandia i Szwecja znalazły się po właściwej stronie tej linii, a Ukrainie tego odmówiono. Nie chodzi o to, że Ukraina nie jest gotowa do przystąpienia do NATO. Chodzi po prostu o to, że NATO nie jest gotowe na przyjęcie Ukrainy" - podsumowuje.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński (PAP)