Podnoszenie płacy minimalnej ma również pozytywne skutki. I mówię wam to ja - gospodarczy liberał. Może np. redukować liczbę samobójstw - pisze w felietonie Sebastian Stodolak.

Nowa przewodnicząca Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, nie zasypia gruszek w popiele. Ledwo co 1 grudnia minionego roku zastąpiła na stanowisku Jean-Claude Junckera, a już ruszyła z reformatorską ofensywą. Możliwe jednak, że poprzednik zostawił nieopatrznie w biurze zapas wyskokowych trunków, z zamiłowania do których słynął, ponieważ von der Leyen zaczęła od... pomysłu wprowadzenia płacy minimalnej dla całej Unii Europejskiej - tak, jakby nie pamiętała gorącej debaty wokół “pakietu mobilności”. To pakiet nowych unijnych przepisów zmuszających m.in. firmy logistyczne z Polski, by wypłacały minimalne pensje państw, w których operują ich kierowcy. Przyjęto go po trzech niemal latach prac w grudniu 2019 r. a ma wejść w życie w 2021 r. - i dopiero wtedy przekonamy się, czy spełnią się proroctwa, zgodnie z którymi wiele polskich firm nie poradzi sobie z nowymi wymogami i upadnie. Czy nie warto więc z próbą wprowadzenia pensji minimalnej dla całej Europy i w każdej branży poczekać na wynik tego eksperymentu? Pewnie warto, ale przewodnicząca czekać nie chce i już zleciła konsultacje społeczne.

>>> Czytaj więcej: Ile wyniesie europejska płaca minimalna? Hiszpański dziennik ujawnia plany KE

Czas się bać?

To zależy. Na ogół dyskusja o płacy minimalnej wygląda następująco: oto pojawia się pomysł jej wprowadzenia bądź - jeśli już istnieje - podniesienia. Przyklaskują mu lewicowi ekonomiści i związki zawodowe twierdząc, że poprawi się byt pracowników, a zmaleje ich wyzysk, a także że wzmocni się popyt w gospodarce, co przełoży się na szybszy wzrost PKB, czyli dobrobyt. Liberałowie wszczynają z kolei raban: wzrosną koszty pracy ponad jej rynkową wartość, w rezultacie firmy zaczną pracowników zwalniać, a bezrobotni będą mieć mniejsze szanse na znalezienie pracy, co przełoży się na mniejszy popyt i mniejszą produkcję, a w końcu na spadek PKB, czyli zubożenie. Zazwyczaj śpiewam w chórze liberalnym (choć może nie aż tak dramatyczną nutą) i uważam płacę minimalną za szkodliwą zarówno dla pracowników, jak i dla producentów, a w końcu i dla konsumentów, czyli wszystkich. Nie da się bowiem ukryć, że płaca minimalna to po prostu zakaz pracy - tej, którą chcielibyśmy wykonywać bądź oferować innym poniżej ustalonego przez ustawodawcę, nie zawsze rozsądnie, progu. Taki zakaz po prostu nie może przynosić samych korzyści. Musi mieć jakieś istotne efekty negatywne. Pytanie, czy “obiektywne” plusy przesłaniają “obiektywne” minusy, czy nie. I czy w ogóle da się tutaj cokolwiek “obiektywnie ustalić”.

Reklama

W tzw. debacie publicznej zarówno lewicowa, jak i wolnorynkowa narracja odległe są od ekonomicznej empirii i to jest właśnie głównym źródłem ich skrajnego, jednowymiarowego charakteru. Bo co właściwie o wpływie płacy minimalnej na gospodarkę ekonomiści wiedzą na pewno? Na pewno, to nic. Lepiej zapytać: co wykazali z dużym prawdopodobieństwem? Z dużym - także niewiele. Ekonomiści w istocie nie dają więc pożywki żadnej skrajnej ideologii. Przeciwnie - autorzy większości badań statystycznych na temat płacy minimalnej zaznaczają, że należy traktować je z dystansem ze względu na ich specyfikę. W gospodarce występuje tak wiele zmiennych, że bardzo trudno po prostu ująć je wszystkie w modelach ekonomicznych. Nawet jeśli jakiś model pokaże silną zależność pomiędzy podnoszeniem płacy minimalnej a np. wzrostem bezrobocia, to jedna pominięta zmienna (może nią być np. poprzedzające podniesienie płacy załamanie importu) może rangę tej zależności znacznie osłabić. Nie znaczy to jednak, że ekonomiści nt. płacy minimalnej mają tylko bardzo słabe hipotezy. Wyniki badań w tej dziedzinie na skali od 1 do 10 plasują się w okolicy mocnej 6, przy czym 1 to czysta spekulacja a 10 to twarde tezy, potwierdzone pewnymi danymi. Czyli coś jednak nam o rzeczywistości mówią.

>>> Czytaj też: Zbyt mało wiemy o polskich nierównościach dochodowych i majątkowych [WYWIAD]

Co wiemy na pewno?

Co więc wiemy o efektach płacy minimalnej “prawie na pewno”? Na początek coś świeżego i pozytywnego: grupa amerykańskich badaczy pod wodzą Johna A. Kaufmana opublikowała 13 stycznia bieżącego roku pracę, z której wynika, że płaca minimalna redukuje liczbę samobójstw. “Efekt podniesienia płacy minimalnej o 1 dolara przekłada się na spadek wskaźnika samobójstw w przedziale od 3,4 do 5,9 proc. wśród dorosłych w wieku 18-64 z edukacją licealną lub niższą” - czytamy w podsumowaniu badania. Jak to wyjaśnić? Zarabiasz więcej - masz mniej problemów, a więc mniej powodów do zakrzyknięcia “Żegnaj, okrutny świecie!” Oczywiście jest tak, zakładając, że badacze się nie pomylili, uwzględnili wszystkie istotne zmienne i domniemana zależność faktycznie istnieje. Czas pokaże - zapewne wkrótce inny badacze będą weryfikować te konkluzje. Inny pozytywny efekt podnoszenia płacy minimalnej, to wzrost indywidualnej produktywności pracowników. Tak twierdzą przynajmniej Devio Coviello, Erika Deserranno i Nicola Persico w pracy “Płaca minimalna i produktywność pracownika” z 2019 r. Przeanalizowali oni efekty podnoszenia płacy minimalnej na bazie danych pochodzących od niewymienionej z nazwy dużej ogólnokrajowej (amerykańskiej) sieci handlowej, zatrudniającej do 2 proc. wszystkich pracowników sektora handlowego. Pensja minimalna wyższa o 1 dolara przekładała się w ich wypadku na wzrost produktywności o 4,5 proc., co wystarczało, by pokryć wyższy koszt pracodawcy. Płaca minimalna oznacza więc bardziej produktywnych pracowników o lepszym samopoczuciu? Ale to nie wszystkie jej pozytywne efekty, na które wskazuje literatura ekonomiczna. “Lokalne agregowane efekty podnoszenia płacy minimalnej” to tytuł (znów) zeszłorocznej pracy (znów) amerykańskich naukowców: Daniela Coopera, Jonathana A. Parkera i Marii Jose Luengo-Prado. Okazuje się, że podnoszenie płacy minimalnej obniża ogólne zadłużenie gospodarstw domowych, ale także ułatwia dostęp do kredytu (np. na zakup samochodu). Oznacza to, że wyższe pensje pozwalają niektórym wyjść ze spirali zadłużenia, a innym (tym o dobrej historii kredytowej) przerzucić się na nowszą furę. W tej samej pracy czytamy, że nawet jeśli w wyniku podnoszenia płacy minimalnej rosną ceny dóbr takich, jak żywność, to i tak nie tak szybko, jak same pensje. W efekcie ludzi stać na większe zakupy spożywcze.

>>> Czytaj też: Edukacja i automatyzacja bez znaczenia. Płace w UE kontrolują... związki zawodowe

Byłbym niezłym lewicowym publicystą ekonomicznym, prawda? Właściwie, to powinienem przekonać się do płacy minimalnej i nim zostać, gdyby to, co powyżej napisałem było całą prawdą. Jest jednak tylko jej częścią. Łatwo wziąć jakieś wyniki badań, pominąć ich specyfikę i dokonać generalizacji. Nie byłoby to jednak rozsądne. Np. autorzy badania o produktywności w sektorze handlowym zaznaczają, że jego wyniki nie mogą być “uogólniane na inne typy firm i wszystkie kategorie pracowników” i są “bezpośrednio istotne dla pracowników o niskich pensjach otrzymywanych w ramach systemu podstawa plus premia”. Zwracają także uwagę, że produktywność rośnie dzięki podnoszeniu pensji minimalnej głównie w okresach wysokiego bezrobocia. Oni tłumaczą to “endogenicznie”. Pracownik zarabia więcej, więc bardziej się stara. Może być jednak tak, że skoro bezrobocie jest wysokie, to pracownik po prostu bardziej boi się utraty pracy i jest tym zagrożeniem skutecznie dyscyplinowany przez przełożonych. Innymi słowy, wyzysk zamiast zmaleć, zwiększa się. Z kolei autorzy ostatniego z cytowanych badań wskazują, że efekty, o których mówią (te dotyczące wzrostu cen i wydatków konsumenckich) są niewielkie. Nie ma się, słowem, czym ekscytować. To ważna informacja dla tych, co przekonują, że płaca minimalna istotnie wzmacnia koniunkturę w gospodarce. Ekonomiści podkreślają też, że efekty podnoszenia płacy minimalnej nie mają liniowego charakteru i zależą od tego, o ile ta płaca i w jakim tempie jest podnoszona. Np. prawicowy rząd Węgier w latach 2000-2002 w dwóch krokach podniósł dwukrotnie wysokość płacy minimalnej. Kertesi Habor i Janos Kollo zbadali efekty pierwszego wzrostu (o 57 proc.) w pracy z 2003 r. “Efekty zatrudnieniowe podwojenia płacy minimalnej - przypadek Węgier”. Okazało się, że gdyby nie podjęto tych kroków, zatrudnienie wzrosłoby o 1,7 proc. Zamiast tego zmalało - 0,4 proc. “Wykazaliśmy, że małe firmy podatne na mocniejsze szoki zredukowały większą liczbę etatów: jeden procent wzrostu średniej płacy spowodowany wzrostem płacy minimalnej redukował zatrudnienie o 0,22-0,33 proc. w zależności od regionu. Podobne wyniki dała analiza podnoszenia płacy minimalnej w USA w latach 2007-2009. Wzrosła o ok. 30 proc. i do 2012 r. przełożyła się na spadek wskaźnika zatrudnienia (liczba pracujących zderzona z liczbą ludzi w wieku produkcyjnym) o 14 proc. Innymi słowy, z płacą minimalną można przeholować.

Praca jest towarem?

Co chcę osiągnąć przytaczając te wszystkie wyniki badań? Chcę pokazać, że większość ekonomistów, mówiąc o płacy minimalnej, zachowuje znacznie większą ostrożność niż ekonomiczni publicyści, o politykach nie wspominając. W ekonomii dostrzega się zalety takiego narzędzia polityki publicznej, ale i jego ważne ograniczenia. Żaden ekonomista nie stwierdzi, że podnosić płacę minimalną należy bez względu na prawo podaży i popytu, bo przecież np. “praca nie jest towarem”. Brzmi pięknie, ale praca, z punktu widzenia analizy ekonomicznej, jest towarem (chociaż bardzo specyficznym) i sztuczne podnoszenie jej ceny musi wywołać jakieś zmiany w podaży i popycie. Możliwe, że w idealnym świecie dałoby się jej poziom ustalać bez większej szkody dla zatrudnienia (gdy znajdowałby się poniżej ceny rynkowej), ale w rzeczywistości to bardzo trudne. Nigdy nie wiemy, który poziom będzie dla danych warunków optymalny i żaden ekonomista nie powie, że ma narzędzie doskonale spisujące się w takich szacunkach. Warto też pamiętać, że żyjemy w świecie rządzonym przez niedoskonałych polityków nie jest to możliwe. Żerują oni na niewiedzy wyborców, wmawiając im, że płaca minimalna to jedyny skuteczny oręż w walce przeciw wyzyskowi, że bez niej, pracodawcy wypłacaliby nam głodowe pensje, gdy przecież z punktu widzenia faktów nie jest to prawdą. W świecie rozwiniętym istnienie kilka zaledwie państw bez płacy minimalnej, wśród nich znajdują się wszystkie kraje nordyckie. Tam w ustalaniu wynagrodzeń pośredniczą związki zawodowe, które w niczym nie przypominają swoich polskich-warcholskich odpowiedników. Ludzie ze sobą rozmawiają. Negocjują. I nie chcą strzelać sobie w stopę próbami negocjowania zbyt wysokiej płacy.

Wracając do propozycji nowej szefowej KE, warto zadać jej pytanie, dlaczego nie chce zachęcać państw Europy do pójścia śladem Szwecji i woli przyjmować rozwiązania popularne na Węgrzech, Grecji, albo we Włoszech.

>>> Czytaj też: Ci, którym roboty zabiorą pracę, będą zarabiać więcej [PROGNOZA NA 2025]