Według agencji Reutera oceny liderów central związkowych nie potwierdzają wstępne dane dotyczące liczby uczestników protestów, np. w sektorze kolejowym, w którym strajkuje o 10 proc. mniej osób niż podczas poprzedniej akcji protestacyjnej.

Związkowcy liczą na powtórzenie sukcesu z 19 stycznia, kiedy w ogólnokrajowej akcji protestacyjnej uczestniczył ponad milion pracowników. "Jest lepiej niż 19 (stycznia). To prawdziwy sygnał dla rządu, który mówi, że nie chcemy emerytury (w wieku) 64 lat" - powiedział szef największej francuskiej centrali związkowej CFDT Laurent Berger.

AFP zwraca uwagę, że tym razem protesty ogarnęły nawet małe miejscowości, jak miasteczko Mende na południu kraju, gdzie na 12 tys. mieszkańców w strajku bierze udział 2 tys. osób. "W średnich i małych miastach skrystalizowało się dość powszechne niezadowolenie z polityki (prezydenta) Emmanuela Macrona" - powiedział agencji AFP Antoine Bristielle szef Obserwatorium Opinii Publicznej Fundacji Jean-Jaures, think tanku powiązanego z Partią Socjalistyczną.

W Paryżu na czele marszu protestacyjnego, który ruszył po południu, stanęli przywódcy ośmiu głównych central związkowych. Stawili się też politycy Partii Komunistycznej, socjalistów i radykalnie lewicowej formacji Francja Nieujarzmiona.

Reklama

Frederic Souillot z centrali związkowej FO zapewnił w rozmowie z AFP, że wtorkowy strajk to tylko początek akcji protestacyjnych, których "rytm przyspieszy".

Przyczyną protestów jest proponowana reforma systemu emerytalnego, która zakłada, że wiek emerytalny (obecnie 62) zostanie stopniowo podwyższony o 24 miesiące - do 64 lat.

Badania opinii publicznej pokazują, że większość Francuzów jest przeciwna reformie, a 62 proc. popiera akcje protestacyjne, jednak rząd zapowiada, że się nie ugnie. Próg 64 lat - jak powiedziała premier Elisabeth Borne - "nie podlega negocjacjom".

fit/ tebe/