Dwadzieścia lat temu Polacy zgodzili się na przyjęcie euro. Traktatu akcesyjny ratyfikowany w referendum w czerwcu 2003 roku zakłada udział Polski w unii gospodarczo-walutowej.

Jednocześnie traktat przewiduje odroczenie przystąpienia do strefy euro do czasu spełnienia kryteriów konwergencji, czyli wypełnienia zobowiązań prawnych i gospodarczych. W skrócie, oznacza to dostosowanie ustawodawstwa krajowego, w tym statutu banku centralnego do zapisów traktatowych, stabilność finansów publicznych, stabilność cen. To także konwergencja stóp procentowych i udział w Europejskim Systemie Walutowym.

Na łamach Dziennika Gazety Prawnej Jacek Tomkiewicz postuluje zaangażowanie społeczne jako warunek sukcesu wspólnej waluty: „ (…)nie można mieć wątpliwości, że ewentualna wymiana narodowej waluty na euro to skomplikowana operacja, gdzie kluczowe decyzje muszą zapadać w ramach technokratycznych dyskusji wśród fachowców z zakresu makroekonomii, systemu finansowego i prawa. Trzeba jednak sobie zdawać sprawę, że opinia publiczna ma kluczowe znaczenie dla powodzenia tej operacji, więc parcie do szybkiego wejścia do strefy euro wobec wyraźnego sprzeciwu społecznego może zakończyć się katastrofą gospodarczą i polityczną”.

Reklama

Droga do euro to operacja gospodarcza i prawna, ale przede wszystkim to projekt polityczny. Bez politycznego poparcia, determinacji i konsekwencji rządu nie da się jej domknąć, nie mówiąc już o otwarciu przygotowań.

Polska droga do euro

Przypomnijmy naszą drogę do Wspólnoty europejskiej. Gdyby nie determinacja kolejnych po 89 roku rządów i elit dla projektu europejskiego, do referendum akcesyjnego by nie doszło. De facto po 89 roku nikt poważny nie podważał konieczności strukturalnych zmian i wysiłku na rzecz dostosowania polskiego systemu prawnego do wymogów wspólnego rynku i obszaru prawnego.

W przypadku polskiej drogi do euro tej determinacji zabrakło. Rządy lewicy, na których czas przypadły negocjacje akcesyjne deklarował wejście do strefy euro. (tu coś). Pierwsze lata po wejściu do UE to częste zmiany rządów. Brak doświadczenia na arenie europejskiej i polaryzacja na scenie politycznej nie sprzyjała dyskusjom na temat euro.

Pierwszy rząd Prawa i Sprawiedliwości i prezydent Lech Kaczyński domagali się zwołania referendum ws. przyjęcia euro argumentując to koniecznością zmiany artykułu 227 konstytucji RP. Wedle tego zapisu prawo do polityki pieniężnej i emisji pieniądza przysługuje wyłącznie Narodowemu Bankowi Polskiemu – w związku z tym konieczne jest 2/3 głów sejmowych dla zmiany tego zapisu ustawy zasadniczej. W wypadku pozytywnego wyniku referendum, PiS sugerowało że taką zmianę̨ poprze, a prezydent podpisze.

W 2008 roku na Forum w Krynicy premier Donald Tusk ogłosił rychłe rozpoczęcie prac nad spełnieniem kryteriów wejścia do strefy walutowej. Ale rząd PO wycofał się z planów tłumacząc to kryzysem gospodarczym i trudnościami w zrealizowaniu ambitnego celu. Upadek Lehmans Brothers i kryzys ekonomiczny rozbudził katastroficzne wizje rychłego upadku strefy euro i całego projektu europejskiego. Niechęć do euro, być może nieświadomie, podbijał sam premier Tusk, przekonując, że kryzys gospodarczy i finansowy przeszliśmy niemal suchą stopą, w przeciwieństwie do pozostałych członków Unii.

Od 2013 roku Prawo i Sprawiedliwość konsekwentnie używa euro jako narzędzie do walki z przeciwnikiem politycznym. W pierwszej kampanii prezydenckiej sztab Andrzeja Dudy postawił na wykorzystanie euro w walenie w przeciwnika "Tak dla Europy - Nie dla euro!"

W styczniu 2023 premier Mateusz Morawiecki starał się przekonać opinię publiczną o startach, jakie rzekomo poniosło społeczeństwo Chorwacji po przyjęciu wspólnej waluty.

„Przestrzegamy przed tym każdego, kto chce zmusić Polaków do wstąpienia do strefy euro” – mówił w styczniu premier. W środowisku eksperckim i rządowym PiSu popularna jest koncepcja o wspólnej walucie jako o postwestwalskim, podważającym suwerenność państwa narodowego modelu. Rozniecanie obaw jest na rękę rządowi PiS-u, jego główny elektorat nie jest zwolennikiem euro.

Euro kontra wzrost cen

Utrata suwerenności i wzrost cen to najczęściej wymienia obawy społeczeństw europejskich przed przyjęciem euro. Po latach przygotowań euro weszło w życie w 1999 roku, początkowo jedynie w obiegu bezgotówkowym. Z bankomatów Europejczycy wyciągnęli banknoty euro 1 stycznia 2002 r. Trwała intensywna kampania informacyjna mająca wyjaśniać koncept unii walutowej. Niemcy nie byli zachwyceni wizją rozstania się z narodową walutą. Marka w latach dziewięćdziesiątych była jedną z najsilniejszych walut świata i gospodarczą dumą. Sceptyczni wobec zmian Niemcy wprowadzili nawet pojęcie Teuro. ( T- teuer, drogo). Poza odpowiedziami na obawami o utratę wartości pieniądza, wzrost cen wyjaśniano samą koncepcję działania unii walutowej. Nie wszędzie było pewne czy jedno euro włoskie będzie warte tyle co hiszpańskie.

Wzrost cen jest chwytliwy medialnie i nośny społecznie. Najczęściej przywoływany jest w tym kontekście efekt cappuccino i grecka woda. W 2002 roku mała butelka wody w Grecji kosztowała 100 drachm, czyli najwyższa będąca w obiegu moneta nadająca się do automatu. Po zmianie cena wzrosła o 240 procent i wyniosła 1 euro.

Efekt cappuccino obejmuje jedynie do 3 procent koszyka dóbr i usług. Wzrost cen w ciągu trzech miesięcy po wprowadzeniu euro wyniósł na Słowacji 0,1 proc., na Łotwie 1 proc., Estonii 1,5 proc., a na Litwie ceny spadły o 0,5 proc. Ale przebija się psychologiczny efekt capuccino atrakcyjny i instrumentalnie używany przez przeciwników wprowadzenia euro.

Z pierwszych 12 członków założycieli Unia Walutowa to dzisiaj 20 państw. Europejczycy przyzwyczaili się do niej i uważają̨, że jej istnienie jest dla Europy generalnie korzystne. Poparcie dla unii gospodarczo-walutowej i wspólnej waluty wedle ostatnich badań wzrosło o 3 procent i wynosi 72 procent i jest to jeden z najwyższych wyników ( Eurobarometer 97, 2022).

Jacek Tomkiewicz przekonuje, że to opinia publiczna ma kluczowe znaczenie dla powodzenia operacji, więc parcie do szybkiego wejścia do strefy euro wobec wyraźnego sprzeciwu społecznego może zakończyć się katastrofą gospodarczą i polityczną.

Trzeba jednak pamiętać, że świetna kampania edukacyjna i informacyjna i sprawna logistyka wymiany mają znaczenie, ale nie przeważą o długofalowym sukcesie. O powodzeniu zdecydują wybory polityczne i odpowiedzialna polityka makroekonomiczna. Bez integracji politycznej nie stworzy się trwałej integracji gospodarczej.

Jak dotąd euro używane jest na potrzeby wewnętrznej polityki. Traktowane instrumentalnie na rzecz kalkulacji wyborczej. Wzbudzanie lęków wobec euro ma kompensować własne polityczne słabości i pomagać przypodobać się własnemu elektoratowi. Najwyższy czas by politycy przyznali, że samo spełnienie warunków ekonomicznych koniecznych do wprowadzenia euro to korzyść dla naszej gospodarki.

Anna Radwan-Röhrenschef, prezeska instytutu In.Europa, Polska 2050