Spektakularny wzrost nierówności dochodowych w USA pokazuje, że biliony dolarów klasy średniej przeniesiono na konta stosunkowo małej i nieprzyzwoicie bogatej elity - pisze w felietonie Noah Smith.
ikona lupy />
Udział osób w wieku 65 lat lub więcej w rynku pracy w USA w poszczególnych latach / Bloomberg

Jeśli należysz do amerykańskiej klasy średniej z pokoleniababy boom (osoby urodzone w powojennym wyżu demograficznym w latach 1945-1965) lub pokolenia X (osoby urodzone od połowy lat 60. XX wieku do początku lat 80. XX wieku), prawdopodobnie wiele razy w ciągu minionej dekady zastanawiałeś się, co poszło nie tak.

W przypadku, gdy zasilasz szeregi baby boomers, całkiem prawdopodobne, że wciąż jeszcze pracujesz pomimo, że wcześniej myślałeś, że odejdziesz na emeryturę. W przypadku zaś, gdy jesteś częścią pokolenia X, prawdopodobnie jesteś mniej zamożny niż twoi rodzice w twoim wieku. Tymczasem amerykańskie fundusze emerytalne są niedofinansowane i prawie na pewno będą musiały uchylać się od realizowania swoich zobowiązań wobec niektórych emerytów.

>>> Czytaj też: Amerykańska klasa średnia umiera. To poważne zagrożenie dla geopolitycznej potęgi USA

Reklama
ikona lupy />
Stopa oszczędności osobistych w USA w poszczególnych latach / Bloomberg

Wszystko miało wyglądać nieco inaczej. W latach 80. i 90. XX wieku Amerykanie z klasy średniej nie mogli się doczekać spokojnej, bogatej i ciekawej starości. Jeśli byłeś małym przedsiębiorcą, inżynierem lub prawnikiem w małej firmie, mogłeś oczekiwać pewnego spadku standardu życia po emeryturze, ale nie spodziewałeś się, że sprawy potoczą się aż tak źle.

Kto jest za to odpowiedzialny? Kto zabrał ci twój dobrobyt?

Doradca Donalda Trumpa ds. handlu może ci powiedzieć, że to wina Chin, a jego polityczny kolega Steve Bannon uzna, że to wina imigrantów. Wolnorynkowe think-tanki będą przekonane, że spadek dobrobytu emerytowanych Amerykanów to efekt zbyt dużych regulacji ze strony państwa, zaś konserwatyści będą sądzić, że to wina samotnych matek lub leniwych ludzi, którzy obciążają państwo, pobierając bony na żywność. Problem polega na tym, że wszystkie te diagnozy są w większości lub zupełnie niewłaściwe.

Częściowo prawdziwą odpowiedzią na to pytanie jest to, że twój dobrobyt został zaprzepaszczony przez tych samych ludzi, którzy obiecali, że go zachowają i powiększą. Prawie trzy dekady od lat 80. XX wieku do roku 2008 były erą dominacji neoliberalizmu, czyli ideologii wolnego rynku. Deregulacja finansowa, obniżki podatków, łagodny stosunek do praw konsumenta i do prawa antymonopolowego miały uwolnić przedsiębiorczość i potencjał amerykańskiej klasy średniej. Do pewnego stopnia udało się – w czasie trzech dekad wiele osób zbudowało swoje fortuny, a amerykańska gospodarka rozwijała się szybciej niż w większości bogatych krajów w Europie czy we Wschodniej Azji. Przy okazji jednak nastąpiło uszczuplenie majątku klasy średniej.

Laureaci nagrody Nobla z ekonomii - George Akerlof i Robert Shiller - w swojej książce “Phishing for Phools: The Economics of Manipulation and Deception”, twierdzą, że we wszystkich gospodarkach wolnorynkowych występowało zjawisko błędu konsumenckiego. Powód? Sprzedawcy zawsze szukają każdego możliwego sposobu, aby oddzielić swoich klientów od ich pieniędzy.

Z kolei Alex Pareene w swoim ostatnim artykule na lamach serwisu Fusion.net w barwny sposób opisuje, jak sprzedawcy różnego sortu zarabiali na entuzjazmie Amerykanów wobec konserwatywnych polityków: „Era konserwatywna była jednocześnie złotą erą dla… firm sprzedających świeżo opatentowane leki na bolączki seniorów, autorów wątpliwej jakości biuletynów inwestycyjnych i słabo napisanych konserwatywnych książek, oraz wszelkiej maści etycznie kontrowersyjnych korporacji i instytucji finansowych”.

Ale Alex Pareene wskazuje na winy konserwatystów w zbyt wąskim ujęciu. Biała klasa średnia, która popierała takich liderów, jak Ronald Reagan,Newt Gingrich czy George W. Bush, utraciła dużą część swoich życiowych oszczędności, płacąc krocie za usługi doradców finansowych, brokerów, menedżerów funduszy emerytalnych i tym podobnych. Co więcej, amerykańska klasa średnia była gotowa płacić prowizje agentom nieruchomości rzędu 6 proc. wartości danego obiektu, pomimo, że opłaty tego typu w innych krajach były znacznie niższe. Tama sama amerykańska klasa średnia odrzuciła w 1993 roku projekt reformy systemu opieki zdrowotnej Clintonów, a potem była zmuszona płacić dwukrotnie więcej za usługi medyczne niż płaci się w innych rozwiniętych krajach. Amerykanie godzili się na coraz wyższe opłaty za studia.

Musieli też płacić wyższe ceny za usługi firm, które wcześniej monopolizowały rynki, przekonawszy grubymi milionami dolarów rząd, aby zgodził się na megafuzje.

Spektakularny wzrost nierówności dochodowych w USA pokazuje, że biliony dolarów klasy średniej przeniesiono na konta stosunkowo małej i nieprzyzwoicie bogatej elity.

Każda z tych porażek wolnego rynku oznaczała odkrojenie kolejnego kawałka majątku amerykańskiej klasy średniej. Ludzie, którzy myśleli, że będą gości honorowymi na uczcie, sami stali daniem głównym dla większych i silniejszych.

To wszystko to jednak tylko część prawdy. Duża część legendarnej prosperity amerykańskiej klasy średniej nigdy nie miała miejsca. Ukryte opłaty i zbyt drogie usługi rzeczywiście zabrały Amerykanom część ich bogactwa, ale z drugiej załamanie się nierealistycznych oczekiwań i fantazji na temat bajecznej przyszłości było największym źródłem rozczarowań.

Dlaczego amerykańskie gospodarstwa domowe oszczędzały coraz mniej w czasie ery neoliberalnej?

Tutaj też istnieje wiele hipotez, ale jest jedno proste wyjaśnienie. Otóż Amerykanie oczekiwali, że ich domy i emerytury zapewnią im oszczędności. Duża część majątku amerykańskiej klasy średniej jest powiązana z nieruchomościami i kontami emerytalnymi. Gdy wydawało się, że ceny nieruchomości i wartości akcji będą rosły w nieskończoność, ludzie w naturalny sposób zwiększali swoje oczekiwania co do przyszłości.

Dla rynku akcji czar prysł w 2000 roku, a dla nieruchomości – w 2008 roku. Obu tym rynkom udało się podnieść z kryzysu, ale świetlane perspektywy w stylu lat 90. XX wieku szybko nie powrócą. Gdyby wcześniejsze prognozy okazały się trafne, to dziś wartości aktywów byłby znacznie wyższe.

To wszystko pokazuje, że nie istnieje szybkie rozwiązanie problemu pokolenia baby boom i pokolenia X. Nie można bowiem odzyskać czegoś, czego nigdy się nie miało.

Pomimo, że gospodarka i technologia wciąż będą się rozwijały, a państwo może zmniejszyć obciążenia klasy średniej, to dla wielu osób, które miały większe oczekiwania, będzie to zaledwie nagroda pocieszenia.

Rynki obiecywały lot na księżyc, a ostatecznie okazało się, że było to tylko odbicie księżyca w sadzawce. Mówię to z pewnym trudem i bólem, ale wielu przedstawicieli starszych pokoleń będzie rozczarowanych do końca życia.

Zamiast skupiać się na fantazjach o przywróceniu tego, co było, amerykańscy liderzy powinni skoncentrować się na przekazywaniu bardziej realistycznej wizji młodemu pokoleniu. Dzięki właściwym politykom publicznym, USA powinny przywrócić krajowi pamięć, ograniczyć nadużycia ery neoliberalizmu i dbać o zdrowy wzrost miejsc pracy i produktywności. To będzie musiało wystarczyć.