Od czasu II wojny światowej USA były geopolityczną potęgą, ponieważ Ameryka była również potęgą technologiczną. Dziś jednak Stany Zjednoczone znalazły się pod presją, gdyż Chiny walczą o dominację w obszarze wielu kluczowych technologii, które ukształtują równowagę sił gospodarczych i wojskowych w XXI wieku.

USA nigdy nie musiały mierzyć się z takim konkurentem: reżimem autorytarnym, który bije Amerykę na głowę jeśli chodzi o liczbę ludności (a także jeśli chodzi o ilość danych, jakie te populacja wytwarza) i który posiada całkiem solidny ekosystem innowacji.

Multilateralizm w epoce technopolityki

Reklama

USA samodzielnie nie dadzą rady zmierzyć się z tym wyzwaniem, dlatego będą potrzebowały strategii „techno-multilateralizmu”. Ale sam multilateralizm w epoce technopolityki wiąże się z wieloma ważnymi zwrotami.

Świat doświadcza tak daleko idącej rewolucji technologicznej, jak ta, która zapoczątkowała erę informacyjną. Prezydent Rosji Władimir Putin i przywódca Chin Xi Jinping słusznie stwierdzili, że sztuczna inteligencja ma potencjał do przekształcenia globalnej gospodarki oraz sposobu, w jaki walczą poszczególne kraje.

Syntetyczna biologia może mieć głęboki wpływ na wszystko, począwszy od plonów kukurydzy po ludzki genom. Technologia 5G radykalnie zwiększy prędkość telekomunikacji, umożliwiając osiągnięcie postępu w takich obszarach, jak samochody autonomiczne, ale też w takich, jak wytworzenie bardziej wyrafinowanych sieci bojowych.

Te przełomy technologiczne mogą na wiele alarmujących sposobów podważyć globalną równowagę sił, a z pewnością już mogą rzucić wyzwanie geopolitycznej dominacji USA.

W czasie zimnej wojny odwaga technologiczna była jedną z największych przewag Ameryki nad ZSRR. Waszyngton był zdolny do penetracji sowieckich tajemnic dzięki takim narzędziom, jak samoloty szpiegowskie U-2 czy satelity obserwacyjne, dzięki czemu na polu walki mógł ilość zwalczać jakością oraz był w stanie osiągnąć taki poziom prosperity w erze informacyjnej, który zostawił Moskwę daleko w tyle. Wydaje się wątpliwe, czy USA będą w podobny sposób dominować w nadchodzących dekadach.

Kreml celował na przykład w produkcję ciężkich rakiet, ale nigdy nie był wstanie rzucić wyzwania technologicznego USA, tak jak robią to dziś Chiny. Poprzez program „Made in China 2025” Pekin chce dokonać przejścia od statusu światowej fabryki do statusu światowego lidera technologii informacyjnych, robotyki oraz innych zaawansowanych technologii. Chiny budują tzw. Cyfrowy Jedwabny Szlak poprzez infrastrukturę technologiczną w wielu krajach na wielu kontynentach.

Xi Jinping oraz inni czołowi liderzy Państwa Środka ogłosili już, że chcą uczynić Chiny mocarstwem jeśli chodzi o sztuczną inteligencję.

„Chiny wyrosły już na światową potęgę w dziedzinie sztucznej inteligencji” – stwierdza w swoim raporcie Center for Security and Emerging Technologies (CSET).

Czołowi amerykańscy eksperci, tacy jak były szef Google Eric Schmidt, ostrzegają, że Pekin szybko staje się równorzędnym przeciwnikiem, a być może i liderem w tych obszarach, w których USA mają opóźnienie.

W tym, ale także w innych obszarach, ujawnienie się chińskiej siły może być jednak nieco mylące. Ilość chińskich badań w obszarze sztucznej inteligencji jest imponująca, ale pojawiają się również pytania o jakość. Natura systemu politycznego, który wymaga stłumienia otwartych przepływów informacyjnych, może zdusić potencjał innowacji w dłuższej perspektywie.

Ale Chiny wciąż pozostają być może najpoważniejszym rywalem technologicznym, z jakim USA musiały się mierzyć w swojej historii. Dlatego wzrost potęgi Chin będzie wymagał wspólnej, a nie jednostronnej odpowiedzi.

Technologiczne zjednoczenie przeciw Chinom

Wiele na ten temat mówią liczby. W 1960 roku USA odpowiadały za 69 proc. inwestycji w badania i rozwój. W 2018 roku odpowiadają tylko za 28 proc., zaś Chiny zaczęły już deptać Ameryce po piętach. Jeśli jednak połączymy wydatki USA z wydatkami szczęściu kluczowych amerykańskich partnerów (Francja, Niemcy, Indie, Japonia, Korea Południowa i Wielka Brytania), to udział „wolnego świata” w inwestycjach w badania i rozwój ulega niemal podwojeniu. Podsumowując, udział sieć amerykańskich sojuszników i partnerów wciąż odpowiada za 2/3 globalnych inwestycji w badania i rozwój.

Chiny nie dysponują taką zwielokrotnioną siłą, ponieważ nie mają takich partnerów i sojuszy wśród krajów zaawansowanych technologicznie. USA mogą pozostać na czele tego wyścigu tylko wtedy, gdy staną na ramionach swoich przyjaciół i sojuszników.

Jest to szczególnie prawdziwe jeśli chodzi o obszar sztucznej inteligencji. Chiny mają tu przewagę, ponieważ ogromna populacja i brak istotnych ograniczeń prywatności umożliwiają dostęp do danych niezbędnych do „trenowania” sztucznej inteligencji. Stworzenie przeciwwagi dla Chin będzie wymagało od demokratycznych krajów podzielenia się dostępem do danych przy jednoczesnym poszanowaniu wolności obywatelskich oraz współpracy w zakresie tworzenia globalnych standardów dla testowania SI oraz innych technologii.

Wielostronna strategia osiągania dominacji technologicznej wymagałaby zatem zjednoczenia USA oraz innych gospodarczo zaawansowanych demokracji. Wielka Brytania pod przywództwem Borisa Johnsona zaproponowała format „D-10”, który miałby skupiać grupę G7 oraz Australię, Koreę Południową oraz Szwecję. Z kolei Richard Fontanie i Jared Cohen optowali za stworzeniem nieco większej formuły „T-12”.

Odkładając na bok zasady członkostwa w takim sojuszu, główną zasadą jego działania byłoby połączenie wysiłków podobnie myślących krajów w celu koordynacji wydatków na badania i rozwój oraz wypracowanie alternatyw dla chińskiej dominacji w takich obszarach, jak sieć 5G, zabezpieczenie łańcuchów dostaw, harmonizacja kontroli eksportu półprzewodników oraz innych kluczowych materiałów, wspólna walka z kampaniami dezinformacyjnymi i próbą wpływania na wynik wyborów oraz inne działania, które będą zapobiegały przechyleniu się technologicznej szali w kierunku Chin oraz ich sojuszniczych autokracji.

Charakter sojuszu technologicznego

Multilateralizm nie jest niczym nowym dla Waszyngtonu: kluczową przewagą Ameryki w czasie zimnej wojny była sieć sojuszy i partnerstw. Tym razem jednak „techno-multilateralizm” XXI wieku będzie nieco inny.

Po pierwsze, będzie bardziej rozproszony geograficznie. Istniejące obecnie sojusze USA są wciąż zorganizowane na zasadzie regionalnej: relacje transatlantyckie tworzą jedną część, a stosunki Waszyngtonu z państwami Azji i Pacyfiku opierają się na osobnej sieci sojuszy z poszczególnymi państwami. Tymczasem w obszarze technologii Waszyngton będzie pracował z krajami od Szwecji po Japonię, od Niemiec po Australię, z których część pozostaje członkami amerykańskich sojuszy, a część nie. Technologiczna koalicja będzie transregionalna – w efekcie będzie przez to bardziej płynna i mniej zinstytucjonalizowana niż sojusze, do których przywykli Amerykanie.

Po drugie, dynamika władzy techno-multilateralizmu będzie różniła się od amerykańskich sojuszy z czasów zimnej wojny. USA wciąż będą najbardziej zaawansowaną technologicznie demokracją, ale jej przewagi nie będą tak wyraźnie, jak w przypadku projekcji siły wojskowej. W pewnych obszarach, na przykład sieci 5G, kluczowymi rywalami dla chińskiego Huawei nie będą firmy amerykańskie, ale przedsiębiorstwa z Finlandii, Korei Południowej i Szwecji. USA będą zatem musiały działać bardziej jak koordynator – centralny węzeł w sieci zaawansowanych państw, a nie hegemon.

Po trzecie wreszcie, techno-multilateralizm musi powstać szybko. Cyfrowy Jedwabny Szlak już powstaje. Nawet jeśli administracji prezydenta Donalda Trumpa udało się przekonać niektóre kraje do rezygnacji z wykorzystania chińskiej technologii 5G, to okno możliwości do przekonania krajów rozwijających się do podobnych działań zamyka się. Będzie to wymagało zaoferowania im przystępnych i dobrych jakościowo alternatyw.

Pekin, wiedziony przez własną ambicję, a także zmuszony przez sankcje handlowe nałożone przez administrację Trumpa, spieszy się do osiągnięcia technologicznej samowystarczalności w obszarach, takich jak zaawansowane chipy komputerowe, gdzie USA oraz inne demokracje wciąż kontrolują dostęp Państwa Środka do kluczowych zasobów. Kolejne kilka lat będzie kluczowe jeśli chodzi o wyłonienie się lidera w obszarze sztucznej inteligencji.

Techno-multilateralizm będzie przedsięwzięciem długoterminowym, ale nie zakończy się sukcesem, jeśli Ameryka i jej sojusznicy nie pospieszą się z działaniami.