O zatwierdzeniu wyniku wyborczego w Georgii poinformował sekretarz tego stanu Brad Raffensperger. Tym samym 16 reprezentantów Georgii 14 grudnia powinno opowiedzieć się za Bidenem w głosowaniu w Kolegium Elektorów.

W gremium tym Demokrata może liczyć na 306 głosów, a dotychczasowy prezydent, Republikanin Donald Trump - na 232. Będzie to jeden z ostatnich formalnych kroków przed zaprzysiężeniem 20 stycznia w Waszyngtonie Bidena na 46. prezydenta USA.

Zwycięstwo Bidena w Georgii, tradycyjnym bastionie Republikanów, stanowiło jedną z największych niespodzianek tegorocznych wyborów. Demokrata nie triumfował tu w wyborach prezydenckich od 1992 roku. Do sukcesu rywala Trumpa przyczyniła się tu walnie wyjątkowa mobilizacja wyborcza w aglomeracji Atlanty wśród Afroamerykanów.

Reklama

Przywódca USA nie pogodził się z porażką o blisko 12 tys. głosów w Georgii i w trakcie sobotniego wiecu na południu tego stanu zapewniał, że to on jest zwycięzcą a wybory sfałszowano.

W trakcie wiecu Trump kilkakrotnie krytykował w ostrych słowach reprezentujących Republikanów gubernatora Georgii Briana Kempa oraz Raffenspergera. Pierwszy z tych polityków odrzucił żądanie Trumpa, by zwołać specjalną sesję stanowego parlamentu w sprawie wyborów. Drugi ogłosił, że w głosowaniu nie doszło do masowych fałszerstw i wygrał Biden.

Republikanie w Georgii są podzieleni. Portal radia NPR pisze nawet o "wojnie secesyjnej" wewnątrz partii. Część stoi po stronie prezydenta w jego oskarżeniach, ale część uważa że jego słowa nie pomagają przed dwiema wyborczymi dogrywkami o Senat, które odbędą się w tym stanie na początku stycznia i które zadecydują o tym, która partia kontrolować będzie izbę wyższą amerykańskiego parlamentu.

Obie partie mobilizują się na dwa senackie starcia w Georgii 5 stycznia - na telewizyjne reklamy wydano ponad 300 mln dolarów, do stanu, by agitować ściągają czołowi krajowi politycy obu ugrupowań.

Z Waszyngtonu Mateusz Obremski (PAP)