W artykule redakcyjnym dziennik ocenił, że zatrzymanie Gershkovicha w Rosji "pokazuje, iż słabnie zdolność USA do powstrzymywania ataków na ich obywateli".

Nie tylko Gershkovich

Reklama

Redakcja wyraziła wdzięczność za słowa potępienia ze strony Białego Domu w sprawie Gershkovicha, ale przypomniała o poprzednich aresztowaniach obywateli USA w Rosji: koszykarki Brittney Griner i Paula Whelana. "Wypada zapytać, dlaczego (Władimir) Putin wierzy, że może porywać Amerykanów i skorzystać na tym" - oświadczyła redakcja.

"Bandyccy przywódcy dalej zachowują się bandycko, jeśli sądzą, że nic im za to nie grozi. Administracja (prezydenta USA Joe) Bidena będzie musiała rozważyć eskalację dyplomatyczną i polityczną. Wydalenie ambasadora Rosji w USA, podobnie jak wszystkich dziennikarzy amerykańskich pracujących tutaj, to minimum, którego należałoby oczekiwać" - uznał "Wall Street Journal".

WSJ w obronie swojego dziennikarza

Dziennik po raz kolejny odrzucił oskarżenia wobec Gershkovicha dotyczące szpiegostwa. "Władze (w Moskwie) ściśle monitorują reporterów zagranicznych w Rosji, a Gershkovich pracował tam przez lata", tak więc "gdyby FSB faktycznie sądziła, że jest on szpiegiem, to wydaliłaby go dawno temu" - oświadczyła redakcja.

"WSJ" przypomina także, że ostatnim dziennikarzem amerykańskim, któremu władze w Moskwie zarzuciły szpiegostwo, był w 1986 roku Nicholas Daniloff; incydent ten wydarzył się pod koniec zimnej wojny.

31-letni Gershkovich, obywatel USA pochodzący z Rosji, został w środę zatrzymany w Jekaterynburgu na Uralu, zaś w czwartek formalnie aresztowany i oskarżony o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych.

awl/ mms/