Jak podaje dziennik, przedstawiciele USA przekazali Ukrainie, że dwa niedawne ataki na rosyjskie radary używane m.in. do wykrywania nadchodzących uderzeń atomowych mogą być destabilizujące i mogą wywołać niepokój Rosji co do intencji USA.

"Rosja może pomyśleć, że ma zmniejszoną zdolność wczesnego wykrywania działań nuklearnych przeciwko sobie, co wówczas może stać się problemem” – powiedział urzędnik. „Dla wszystkich powinno być oczywiste, że (Stany Zjednoczone) nie mają żadnego zamiaru użycia broni nuklearnej przeciwko Rosji. Z pewnością istnieją jednak obawy dotyczące tego, jak Rosja mogłaby postrzegać ataki na swoje zdolności odstraszania" - dodał.

Gazeta sugeruje, że ataki pod Orskiem i Armawirem - według "WP" przeprowadzone przez ukraiński wywiad wojskowy - mogłyby skomplikować decyzję administracji na temat zniesienia restrykcji USA na użycie amerykańskiej broni na terytorium Rosji, o co zabiega Kijów. W Waszyngtonie trwają rozmowy na ten temat, a w środę podczas wizyty w Kiszyniowie sekretarz stanu USA Antony Blinken sugerował, że dotychczasowa polityka może się zmienić.

"Na każdym kroku dostosowywaliśmy i zmienialiśmy nasze podejście, kiedy było to konieczne. I jest to dokładnie to, co będziemy robić w przyszłości. Zawsze słuchamy, zawsze się uczymy i zawsze podejmujemy decyzje, biorąc pod uwagę to, co jest konieczne, by zapewnić, że Ukraina jest w stanie skutecznie się bronić" - powiedział Blinken.

Według przedstawiceli Ukrainy ataki na rosyjskie radary strategiczne miały na celu "zmniejszenie zdolności do śledzenia działań ukraińskiego wojska w południowej Ukrainie". Ukraińcy argumentują też, że stacje te były używane do namierzania i przechwytywania zachodnich rakiet używanych przez Ukrainę.

Niektórzy cytowani przez "WP" eksperci byli zaskoczeni wyborem celów przez Ukrainę, argumentując m.in. że stacja pod Orskiem przy granicy z Kazachstanem jest ukierunkowana na wykrywanie zagrożeń z Azji i Bliskiego Wschodu. Ukraińcy twierdzą jednak, że Rosja przestawiła wszystkie swoje zdolności wojskowe na wojnę w Ukrainie.

Z Waszyngtonu Oskar Górzyński (PAP)