Komisja śledcza, na której czele stał emerytowany generał z Indii Abhijit Guha, "nie miała dostępu do podstawowych danych, które pozwoliłyby poprzeć jej ustalenia i w związku z tym nie jest w stanie wyciągnąć ostatecznych wniosków" – napisano w oświadczeniu.

Komisja nie dokonała m.in. oględzin miejsca ataku, ponieważ nie zezwolono jej na wjazd do tej części Syrii – wskazuje agencja AFP.

Zarówno syryjskie siły rządowe, jak i Rosja, a także koalicja anty-islamistyczna, której przewodzą Stany Zjednoczone "dysponowały – każda z osobna – potencjałem, który umożliwiał przeprowadzenie tego rodzaju ataku" – stwierdzili autorzy raportu końcowego. Zarazem podkreślili, że udział lotnictwa amerykańskiego czy szerzej: lotnictwa koalicji w ostrzale jest "wysoce nieprawdopodobny".

Komisja śledcza stanowczo odrzuciła natomiast tezę lansowaną m.in. przez Kreml, że atak na konwój został dokonany z ziemi, z rejonów kontrolowanych przez rebeliantów walczących z reżimem Baszara el-Asada.

Reklama

Do trwającego 30 min. ataku powietrznego na konwój z pomocą humanitarną ONZ i Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, w którym wykorzystano pociski moździerzowe, artyleryjskie i rakietowe, doszło 19 września w Orum Al-Kubra w prowincji Aleppo. Zginęło wówczas co najmniej 10 osób, 22 osoby zostały ranne, a część ładunku została zniszczona.

W sumie w konwoju było 31 ciężarówek z pomocą. 18 z nich spłonęło, podobnie jak magazyn Czerwonego Półksiężyca. Lokalny przedstawiciel tej organizacji, powiązanej z reżimem prezydenta Syrii Basza el-Asada, również zginął. (PAP)

mars/