W niedzielę odbyła się druga tura głosowania.

Korsykańscy nacjonaliści z koalicji Pe a Corsica będą mieć zatem większość w nowym 63-miejscowym zgromadzeniu Korsyki, co pozwoli im - jak zauważa AFP - na wywieranie większej presji na władze centralne w Paryżu, żeby domagać się większej autonomii. Zajmą jednocześnie 11 miejsc w radzie wykonawczej Korsyki, czyli lokalnym rządzie.

Miejscowe media pokazywały śpiewających korsykańskie pieśni i świętujących na ulicach nacjonalistów po tym, jak ogłoszono wyniki wyborów. "Paryż musi dzisiaj zmierzyć się z tym, co dzieje się na Korsyce, z czymś głębokim" - zareagował na wynik wyborczy lider jednego z ugrupowań nacjonalistycznych i koalicji Dla Korsyki Gilles Simeoni.

Sojusznik Simeoniego, przewodniczący zgromadzenia Korsyki w poprzedniej kadencji Jean-Guy Talamoni oświadczył, że poprosi "w Paryżu o szybkie otwarcie negocjacji"; nie sprecyzował jednak, czego dokładnie te negocjacje miałyby dotyczyć. "Jeżeli Paryż ponownie będzie zaprzeczał prawdziwej demokracji, będziemy oczywiście zmuszeni do organizowania demonstracji na Korsyce, ale także do objeżdżania europejskich stolic" - ostrzegł Talamoni, który przez niektórych nazywany jest "Korsykańskim Puigdemontem" w nawiązaniu do lidera katalońskich separatystów Carlesa Puigdemonta.

Reklama

Korsykańscy nacjonaliści chcą dla wyspy większej autonomii, ale w przeciwieństwie do Katalończyków na razie nie domagają się pełnej niepodległości dla swej wyspy - zauważa agencja Associated Press.

Koalicja Dla Korsyki jest sojuszem dwóch nacjonalistycznych partii politycznych - Zbudujmy Korsykę (Faisons la Corse) oraz Wolna Korsyka (Corsica libera), której liderem jest właśnie Talamoni.

W oświadczeniu wydanym przez LREM już po pierwszej turze wyborów z 3 grudnia napisano, że wyniki, w których partia ta znalazła się na czwartym miejscu, oznaczają utratę zaufania dla rządu centralnego.

Kwestia niepodległości Korsyki jest nadal drugorzędną sprawą na liczącej 320 tys. mieszkańców wyspie, która w ostatnich latach odzyskała stabilność po dekadach ataków dokonywanych przez separatystyczny Front Narodowego Wyzwolenia Korsyki (FLNC). W czerwcu 2014 roku organizacja ogłosiła zawieszenie broni oraz stopniową demilitaryzację w celu promowania działalności politycznej na Korsyce.

>>> Czytaj też: Rząd nie chce wspólnej waluty. Ale euro nie musi być śmiertelnym zagrożeniem