Polaków, którzy wysyłają pieniądze za granicę może spotkać niemiła niespodzianka. Jak wynika z sondy Forsal.pl, wiele banków reklamujących się stałymi opłatami za przelewy zapomina poinformować klientów o tym, że koszt przelewu rośnie wraz z liczbą obsługujących go banków.

Polak coraz częściej przesyła pieniądze za granicę i to nie tylko w ramach Unii Europejskiej. Ale czy zawsze umie liczyć? W tabeli prowizji i opłat koszt pozaunijnego zagranicznego przelewu może wyglądać ładnie. Zupełnie inaczej będą wyglądać koszty rzeczywiste, bo przelew może przejść przez kilka banków, zanim dotrze do odbiorcy.

Najtaniej w Unii

Przesłać pieniądze w ramach Unii Europejskiej jest łatwo, szczególnie jeśli korzysta się z przelewów SEPA. Dla klienta detalicznego przelewy w ramach Single Euro Payment Area (gdzie przelew zagraniczny jest traktowany tak jak przelew krajowy) to koszt kilku – kilkunastu złotych.

Na przykład w PKO BP opłata za polecenia wypłaty SEPA - zlecone w oddziale wynosi 15 zł. Lepiej wybierać kanał elektroniczny – to tylko 8 zł. Biuro prasowe PKO BP wyjaśnia, że dla przelewów w euro na teren UE rozliczenia odbywają się w pierwszej kolejności z wykorzystaniem systemów rozliczeniowych dla waluty euro, pozwalających na tańsze rozliczenia.

Reklama

Można trafić też na rozwiązania szczególne, jak dawane przez PKO BP współpracujące z brytyjskim NatWest przy tanich przelewach z i do Wielkiej Brytanii.

Drożej jeśli pieniądze wysyłamy poza kraje Unii

Ale jeśli pieniądze trzeba przesłać poza Unię Europejską, koszty rosną i czas dotarcia pieniędzy do celu się wydłuża. Oczywiście, można przesłać pieniądze przez Western Union czy MoneyGram, ale w tych firmach szybkość też nie jest darmowa.

A jeszcze drożej jeśli banki korzystają z banków korespondentów

Jednak nawet z przelewami na terenie Unii Europejskiej trzeba uważać. PKO BP podkreśla, że jeżeli banki z UE, w tym banki krajowe, nie są uczestnikami żadnego systemu rozliczeniowego w euro albo płatność jest realizowana w innej walucie niż euro, rozliczenia odbywają się poprzez sieć banków korespondentów. I koszty pośredników mogą sporo dołożyć do transakcji.

Gdyby klient chciał kupić maleńką kawalerkę we francuskim miasteczku (zakładając, że miałby szczęście znaleźć coś za 100 tys. euro), to w Pekao SA w przypadku przelewu 100 tys. euro do Francji opłata wynosi 0,5 proc. (min. 30 zł, maks. 250 zł) , do tego należy dodać 22 zł za komunikat SWIFT i 0,2 proc. wartości przelewu (min. 50 zł, maks. 450 zł) opłaty za ryczałt banku korespondenta.

Czyli w omawianym przypadku będzie to: 250 zł opłaty za przelew, 22 zł opłaty za komunikat Swift i 450 zł opłaty za ryczałt banku korespondenta. Całkowity koszt przelewu wyniesie zatem 722 zł. To ok. 165 euro. Niewiele przy okazyjnym kupnie uroczego mieszkanka we Francji, jednak może warto zaoszczędzić te pieniądze na kolację z okazji kupna pokoju z widokiem na francuskie pejzaże?

Biuro prasowe Pekao SA podkreśla, że 100 tys. euro z podanego przykładu to kwota bardzo wysoka i w praktyce bardzo rzadko klienci realizują tak duże przelewy. W przypadku kwoty poniżej 50 000 euro (to przelewy transgraniczne, które są przetwarzane automatycznie) i przelewu do kraju Unii Europejskiej koszt takiego przelewu wyniósłby w Pekao SA około 300 zł, w zależności od kursu waluty.

Opłata banku korespondenta w przypadku przelewów w euro do kwoty 50 tys. w UE wynosi w Pekao SA 28 zł. Ale bank zapowiada zmiany: „pracujemy nad nową, jeszcze bardziej atrakcyjną ofertą, dotyczącą wysyłania przelewów zagranicznych na terenie Europy dla klientów Banku Pekao” – zapewnia biuro prasowe.

Uwaga na łańcuszek pośredników

Przelew walutowy to zatem moment, w którym trzeba liczyć i dokładnie wypytać bank o wszystko. Przelew do Stanów Zjednoczonych (chociażby za kupno czegoś na aukcji internetowej) nie będzie przecież rozliczany przez działającą w ekspresowym tempie polską Krajową Izbę Rozliczeniową.

Na drodze może być cały łańcuszek pośredników, czyli kolejnych banków korespondentów. Każdy bank-pośrednik dolicza swoje koszty, za które albo zapłaci w całości klient (i może się mocno zdziwić, gdy jego konto zostanie obciążone), albo zostaną one np. pobrane od przesyłanej sumy (a to nieprzyjemne wrażenia dla odbiorcy).

Warto poznać listę banków korespondentów

Tu zaczyna się więc przydawać możliwość zidentyfikowania banków korespondentów naszego banku. Inaczej atrakcje cenowe są gwarantowane. Lista banków korespondenckich nie jest żadną tajemnicą, ale czasami trudno do niej dotrzeć.

Są banki, na których stronach internetowych lista banków korespondenckich jest łatwo dostępna, jak wspomniane już PKO BP.

Są jednak banki, gdzie lista banków korespondenckich tajemnicą oczywiście nie jest, ale trzeba się sporo nabiegać. Na przykład Pekao SA ma listę w angielskiej wersji swojej strony internetowej.

Niektóre banki jednak skrzętnie ją ukrywają

Z kolei Deutsche Bank PBC, który kilka tygodni temu uruchomił nowe konta walutowe dla klientów indywidualnych, miał spory problem z udzieleniem klientowi informacji, czy na przykład będzie mu łatwo wysłać pieniądze do Australii z konta prowadzonego w dolarze australijskim, ile to będzie kosztować, przez jakie banki będzie przechodzić operacja. Ten sam problem dotyczył konta w koronach czeskich.

Jak relacjonował Forsal.pl zdumiony klient, infolinia przełączała do kolejnych części infolinii, potem klienta kierowano do oddziału, w którym (klient sprawdził po kolei trzy warszawskie oddziały) nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie o bank korespondencki, a strona internetowa nic mu nie pomogła.

Ostatecznie w odpowiedzi pomogło biuro prasowe. Jednak Deutsche Bank to niejedyny bank, który ma problem z odpowiedzią na takie pytanie. Podobnie jest w Aliorze, gdzie infolinia odpowiada, że nie dysponuje takimi informacjami (tak!). W oddziale jednak można w końcu dowiedzieć się tego, czego potrzeba.

Najlepszy własny korespondent

Najlepsze rozwiązanie jest takie, żeby polski bank klienta i zagraniczny bank odbiorcy miały wzajemnie u siebie konta (to konta nostro i loro, a więc „nasze konto u nich” i „ich konto u nas”), czyli były bankami korespondenckimi. Właśnie to sprawdzić warto na liście korespondentów naszego banku.

Wówczas nie ma szeregu pośredników w rozliczeniach, banki wzajemnie obciążają i uznają swoje konta, rozliczenie jest dość szybkie. Nawet jeśli klient nie wybierze opcji przelewu szybszej niż standardowa SPOT – dwa dni robocze - (czyli jeśli nie wybierze opcji overnight, a więc w dniu przyjęcia zlecenia lub tomnext – w dniu roboczym następującym po dniu przyjęcia zlecenia), to i tak właściwie na trzeci dzień pieniądze znajdą się na rachunku – wynika z danych od banków.

Jeśli więc klient płaci odbiorcy, który ma konto w banku będącym korespondentem naszego banku, to nie jest źle. Załóżmy, że klient chce kupić luksusowy samochód (albo dom na Florydzie, skoro tak bardzo staniały nieruchomości) i będzie przesyłał do USA 100 tysięcy dolarów ze swojego konta walutowego (w ten sposób ominie koszty przewalutowania).

Ale liczyć trzeba zawsze

Jak informuje PKO BP, prowizja za dewizowe polecenie wypłaty złożone w oddziale tego banku wyniesie - 0,2 proc. kwoty polecenia wypłaty, nie mniej niż 20 zł i nie więcej niż 180 zł. Natomiast w przypadku dyspozycji złożonej za pośrednictwem kanałów elektronicznych (internet, serwis telefoniczny) prowizja wyniesie - 0,15 proc. kwoty polecenia wypłaty, nie mniej niż 15 zł i nie więcej niż 120 zł.

Zatem klient zapłaci 180 zł albo 120 zł prowizji, jeżeli wybierze klauzulę kosztową SHA - określającą, że opłaty i prowizje należne bankowi wysyłającemu opłaca zleceniodawca, a koszty banku beneficjenta i banków trzecich – beneficjent. Do tego należy doliczyć koszt komunikatu SWIFT - 10 zł. Ostatecznie koszty wyniosą więc od 130 do 190 zł. Pod warunkiem, że klientowi nie zależy na bardzo szybkim przesłaniu pieniędzy (koszt opcji tomnext to 60 zł, a overnight – 80 zł).

No ale jeśli po drodze pojawiają się pośrednicy, a klient nie chce obciążać odbiorcy żadnymi kosztami, to wybierze tzw. opcję OUR – ryczałt za pośredników. I dodatkowo zapłaci 80 zł. Przy kwocie 100 tys. dolarów ostateczny koszt z pośrednikami w PKO BP wyniesie 210 do 270 zł, co może nie jest dramatycznym kosztem, ale co pieniądz, to pieniądz.

Drożej będzie w Pekao SA. Jak podlicza biuro prasowe, opłata za przelew dolarowy to 0,5 proc. wartości przelewu (minimum 30 zł, maksymalnie250zł), do tego należy dodać 22 zł za komunikat SWIFT i 80 zł opłaty za ryczałt banku korespondenta. W przypadku 100 tys. dolarów przelewu, koszty wyniosą: 250 zł opłaty za jego dokonanie, 22 zł opłaty za komunikat SWIFT i 80 zł opłaty za ryczałt banku korespondenta, czyli w sumie 352 zł.

Ale jeśli klient ma chęć dokonania luksusowych zakupów w bardziej „egzotycznym” kraju, czyli na przykład w Kanadzie, to sprawdzać ofertę banku powinien jeszcze dokładniej. O ile bowiem w PKO BP koszty przelewu 100 tys. dolarów kanadyjskich będą analogiczne do kosztów przelewu w dolarach amerykańskich, to już w Pekao SA robi się drogo. Jak podsumowuje biuro prasowe Pekao SA, w przypadku przelewu 100 tys. CAD do Kanady opłata wynosi 0,5 proc. (minimum 30 zł, maksymalnie 250 zł) , do tego należy dodać 22 zł za komunikat SWIFT i 0,2 proc. wartości przelewu (minimum 50 zł, maksymalnie 450 zł) opłaty za ryczałt banku korespondenta. Czyli: 250 zł opłaty za przelew, 22 zł opłaty za komunikat SWIFT i 450 zł opłaty za ryczałt banku korespondenta. Całkowity koszt przelewu wyniesie więc 722 zł – o ile klient nie chce wybierać opcji SHA, w której dzieli z odbiorcą koszty przelewu.

Tak jest wówczas, gdy możemy przesłać środki w walucie kraju odbiorcy. Ale jeśli musimy przewalutować polskie złote choćby na dolary czy euro, to warto sprawdzić, od jakiej kwoty można negocjować kurs zakupu waluty, żeby nie stracić nadmiernie na tak lubianych przez banki spreadach. Pytać warto, bo na przykład w PKO BP negocjacje zaczynają się od kwoty 10 tys. dolarów przy transakcjach bezgotówkowych (i 25 tys. dolarów lub równowartości w euro przy transakcjach gotówkowych). A już w Millennium trzeba przyjść z większą kwotą – 30 tys. USD.