Sprzedaż niemieckim władzom podatkowym danych, wykradzionych z największego banku w Liechtensteinie; utrapienia USB związane z kryzysem kredytowym i amerykańskim urzędem podatkowym; skoordynowane globalne sankcje na raje podatkowe – każde z osobna tych wydarzeń byłoby już trzęsieniem ziemi. Gdy pojawiły się łącznie, dla lukratywnego, ale wymagającego dyskrecji świata zarządzania majątkiem, był to cios silniejszy niż kiedykolwiek.

Wybiórczy exodus

Dziś, wraz z uspokojeniem rynków finansowych i powrotem zaufania, te wstrząsy łagodnieją, a prywatni bankierzy przyznają, że minione 18 miesięcy były dla nich zapewne papierkiem lakmusowym. Choć nie ma jeszcze wyraźnego, nowego modelu biznesu, jego kształt już się zarysowuje, widoczni też stają się wygrani i przegrani. – Kryzys finansowy wpłynął na nas wszystkich. Klienci byli przerażeni, że ich banki upadną – mówi Joachim Straehle, dyrektor naczelny szwajcarskiego prywatnego banku Sarasin.
Główną uwagę zwracano na UBS, poprzednio największego w świecie zarządcę aktywów. Ten największy bank Szwajcarii stracił w ciągu ostatniego roku ponad 130 mld franków (86 mld euro) aktywów, bo klientów przeraziły jego ogromne straty i potencjalne ryzyko podatkowe. Na exodusie klientów ucierpiały też główne amerykańskie ofiary kryzysu kredytowego, jak Citibank i Merrill Lynch. Ucieczka klientów dotknęła też ich mniejszych europejskich odpowiedników, w tym Dexię, Fortis, Royal Bank of Scotland i Lloyds Banking Group. Gdy jednak duże instytucje zmagały się z kłopotami, mniejsze z zarządzających aktywami banków (tzw. butiki) uważały spowolnienie za okazję do przechwycenia ich klientów. Boris Collardi, dyrektor naczelny Julius Baer, zauważa, że w II połowie zeszłego roku w napływie nowych pieniędzy do jego banku udział tych przechwyconych z UBS „był dwucyfrowy”.
Reklama
– Wszyscy klienci denerwowali się, było więc łatwiej ubiegać się o ich pieniądze – uważa Lonnie Howell, dyrektor naczelny EFG International, kolejnej szwajcarskiej prywatnej grupy bankowej.

Bankowe butiki

Trzy czynniki pomogły mniejszym bankom rozwinąć się kosztem większych rywali: to, że skupiały się one głównie lub całkowicie na bankowości prywatnej; że generalnie miały wyższy wskaźnik kapitalizacji; i że unikały tworzenia własnych instrumentów inwestycyjnych, woląc proponować klientom ofertę zewnętrzną. – Większość banków prywatnych unikała bankowości inwestycyjnej oraz operacji, jakie wpędziły w kłopoty ich większych kolegów. W ostatnich latach skupialiśmy się na bankowości prywatnej w czystej postaci – mówi pan Straehle.
Również ich poziom kapitalizacji był ogólnie lepszy. W Sarasinie w końcu czerwca wynosił on 15,4 proc., ponad dwa razy więcej niż w dużych bankach komercyjnych. W Julius Baer ten wskaźnik sięgał wówczas 16,7 proc., w EFG – 12,7 proc., a w Banque Privé Edmond de Rothschild – 22,1 proc. Unikanie konfliktu interesów to kolejna zaleta mniejszych banków. – Te większe stosowały model rozwoju własnych produktów i wpychania ich klientom. My zarabialiśmy na doradzaniu, nie na wciskaniu produktów – mówi pan Straehle.
Jego opinię wspierają dane o przepływach pieniędzy. W pierwszej połowie roku Sarasin zebrał 4,8 mld franków nowych środków, EFG – 4,7 mld netto, a Julius Baer – 4 mld netto; i to w okresie, gdy z wielu dużych banków wyciekały pieniądze klientów. Choć ogólna teza brzmi, że mniejsze banki i niezależni zarządcy funduszów zyskiwali na „ucieczce w jakość”, szefowie podkreślają, że rzeczywistość jest bardziej zróżnicowana. Nie wszystkie wielkie banki traciły i nie wszystkie małe zyskiwały.

Wypłacalność i opinia

Credit Suisse, jeden z największych banków świata, obejmujący zarówno bankowość prywatną, jak i inwestycyjną, cały czas przyciągał nowe pieniądze. – W Szwajcarii ucierpieliśmy trochę na skutek skojarzeń z dużymi bankami – mówi Walter Berchtold, szef bankowości prywatnej w CS. Podkreśla jednak, że cała grupa utrzymała podczas kryzysu napływ środków. Bankierzy zwracają również uwagę na ryzyko łącznego traktowania wszystkich mniejszych banków prywatnych. – Aż do końca sierpnia klienci różnicowali je zależnie od jakości – mówi pan Howell.
Prywatne banki w Liechtensteinie odczuły na przykład ogromny odpływ środków klientów mimo bardzo czasem wysokich wskaźników kapitalizacji. Największy z nich, LTG, stracił netto 1,6 mld CHF, choć jego wskaźnik wzrósł o 1 punkt, do 17,7 proc. Jego duży rywal, VP Bank, informuje o odpływie 1 mld CHF. Tamtejsze banki zostały również „naznaczone” wskutek problemów z reputacją po wycieku danych. Podjęta w jego następstwie przez księstwo decyzja o zacieśnieniu współpracy z zagranicznymi władzami podatkowymi mogła zachwiać zaufanie klientów, którzy swojego majątku nie zgłosili fiskusowi.
Nawet małym bankom szwajcarskim powodzi się różnie. Niektóre „skażone” są udziałem w funduszach arbitrażowych czy przedsięwzięciach, takich jak złożone produkty strukturyzowane, które podczas kryzysu straciły blask. Vonotobel, prywatny bank z Zurychu z dużym udziałem instrumentów pochodnych, nie zdołał w pełni skorzystać na przepływie aktywów: przybyło mu jedynie 600 mln CHF. Na liście zwycięzców są także zadziwiające pozycje. Najbardziej uderza napływ środków do szwajcarskich banków kantonalnych, które normalnie niezbyt się liczyły w bankowości prywatnej.
Powodem może być to, że wiele z nich ma gwarancje państwowe, co uspokaja nerwowych deponentów. Zyskała również szwajcarska grupa Raiffeisen ze względu na jej zauważalny konserwatyzm i stabilność finansową. Choć większość z nowych środków pochodziła od Szwajcarów, bankierzy mówią, że przenosiło je tam również wielu cudzoziemców.

Naciski państwa

Obecnie szefowie banków zastanawiają się, czy wraz z nawrotem zaufania konsumentów wahadło może się znowu przesunąć w stronę większych instytucji. W przypadku niektórych banków odpowiedź stanowi zdecydowane „nie”. Wiele banków, które państwo obecnie kontroluje albo na nie wpływa, obmyśla od nowa strategię bankowości prywatnej – z dwóch powodów. Niektórzy kierują się motywami finansowymi. Na przykład holenderski ING sprzedaje oddziały private banking w Szwajcarii i w Azji, żeby zebrać gotówkę na spłacenie państwowego wsparcia.
W przypadku innych motywy są bardziej polityczne. Bankierzy inwestycyjni mówią, że niektóre z największych banków Francji i Niemiec pozbywają się szwajcarskich filii prywatnej bankowości wskutek bezpośrednich albo zawoalowanych nacisków swoich rządów, przodujących w sankcjach wobec unikania podatków. Dla wielu banków prywatnych najważniejsze pytanie dotyczy jednak UBS – i tego, czy może on odzyskać poprzednią dominację. Szefowie UBS przyznają, że odpływ środków netto prawdopodobnie utrzyma się do czasu osiągnięcia przez tę grupę stałej zyskowności, ale są pewni, że tę działalność można odbudować.
– Chodzi nie o to, czy UBS ponownie stanie się udanym bankiem prywatnym, bo nadal nim jest – mówi jeden z rywali, który zażądał anonimowości. – Istotne jest, czy kiedykolwiek odzyska niekwestionowaną poprzednio pozycję lidera, a na to pytanie odpowiedź zapewne brzmi: nie.